XII

16 4 6
                                    

W pewnym momencie jej życia chciała krzyczeć, ale wrzask nigdy nie wydobył się na zewnątrz. Nosiła go w sobie do teraz.

Było to o siedemnastej dziesięć dwa dni temu, a może gdy miała osiem lat i nie czuła się kochana, a może gdy miała czternaście i zastanawiała się, kiedy ostatni raz usłyszała z ust ojca słowa niepowiązane ze szkołą czy obowiązkami domowymi, albo gdy w sklepie nie mogła skupić się na odczytaniu kaloryczności z tyłu opakowania, bo włączono klimatyzację, każdy żelek był innego koloru, a przy ladzie mięsnej klient prosił o pół kilo karkówki.

Nie była pewna, to zresztą nie miało znaczenia. Znaczenie miał efekt czarnej dziury i Percy już nie wiedziała, co zrobić, by coś poczuć. Miała ochotę ryczeć z bezsilności, bo wypełniająca ją pustka powodowała przerażenie, chociaż go samego też nie czuła. Chciała się pociąć, ale była czysta prawie trzy doby. Chciała się najeść, ale już teraz brakowało miejsca w żołądku. Chciała pójść spać, ale później musiałaby się obudzić.

Jej myśli krzyczały, zagłuszały się nawzajem, nie potrafiła rozróżnić ani jednej. Pisała, pisała, pisała, ale zatrzymywała się co chwilę, bo co miała pisać? Jak jej teksty miał przekazywać emocje, opowiadać historie, poruszać serca, skoro właśnie jego jej brakowało? Pozostawał tylko ucisk w klatce piersiowej oraz spocone dłonie.

Pewnie za mało dziś wypiła, tak, na pewno to. To dlatego znajdowała się na skraju histerii.

Nie mogła oddychać. Nie była pewna, jak to się robi. Czuła chłodny gaz w  nosie i widziała poruszanie klatki piersiowej. Głowa bolała ją od odwodnienia.

Albo braku snu. Może stresu. Lub leków. Właściwie to między innymi przez stres zwiększyli jej dawkę, z dwudziestu miligram substancji czynnej do trzydziestu miligram i nie było to dużo, ale wystarczyło, by znów nie mogła spać. Łupanie w skroniach utrudniało nawet przenoszenie wzroku z oświetlonego biurka, gdzie pisała, do ciemniejszych kątów pokoju.

Annabeth siedziała przy swoim biurku. Uczyła się, pewnie historii. Percy starała się inspirować jej samozaparciem do edukacji, a nie zazdrościć faktu, że ta nie brała trzech tabletek psychotropów rano i drugie tyle wieczorem.

Mogła oddawać krew. Mogła zdobyć pozwolenie na posiadanie broni. Mogła mieć mniejsze obawy, że nigdy nie zostanie matką. Choć Annabeth nie chciała mieć dzieci.

Tego też jej zazdrościła. Percy - w głębi duszy, sama nie potrafiła określić, na ile prawdziwe czy silne było to odczucie - pragnęła zostać matką. Ale żadne dziecko nie zasługuje na rodzica, który nienawidzi swojego odbicia, co jakiś czas znika w szpitalach w roli pacjenta, bierze garść tabletek dziennie, nadal miewa problemy z kontrolowanie gniewu, wpada w toksyczne obsesje, dysocjuje nieprzyjemne rozmowy czy waży składniki przed ugotowaniem obiadu.

To główny powód. Oczywiście, znalazłoby się więcej. Na przykład seks po ślubie. Percy wierzyła w Boga w Trójcy i wiara jasno zakazywała stosunku przez błogosławieństwem kapłana. Percy nie była pewna, czy ktokolwiek pokocha ją, a chociaż wytrzyma z nią na tyle długo, by doczekać zaręczyn. A nawet jeśli, czy gdy już w noc poślubną zobaczy jej blizny, czy jej nie zostawi?

A jeśli nawet i to by się powiodło, zaszłaby w ciąże, urodziła zdrowego noworodka, to karmiłaby z piersi. Poznaczonych bliznami, bo je zakrywała, więc mogła ciąć i drapać bez objawy, że ktoś zobaczy skaleczenia. Jednym z pierwszych widoków tego dziecka, jej dziecka, byłyby blizny na skórze matki. I to, że ono tego nie zapamięta, kompletnie nie miało znaczenia. Oczywiście, istniała też opcja karmienia mlekiem syntezowanym. Percy już słyszała pytania ciotek, kuzynostwa i obcych ludzi; "a czemu pani nie karmi naturalnie?".

Jeżeli założyć, że w ogóle dożyje do jutra. Bo teraz cały świat znikał, może przez kręcenie w głowie, może przez głośną muzykę, a może to wszystko było iluzją i te dreszcze na udach sobie tylko wymyślała. Dotknęła włosów, sprawdzając, czy ma kontrolę nad swoim ciałem, czy to ciało w ogóle nadal należy do niej. Ból głowy się spotęgował.

Musiała się napić. Wstała, chwiejąc się. Nie pamiętała drogi, trwającej kilka sekund, nie pamiętała również nalewania wody, tylko zimne szkło w dłoni i coś mokrego w przełyku. Nie pamiętała nic, albo nie chciała pamiętać, ale wychodziło na to samo.

To wina leków. Albo odstawienia leków. Albo zbyt dużej ilości naraz, prowadzącej do odstawienia na kolejne dni, bólu brzucha, przez który majaczyła i krzyków, których też nie pamiętała. Nie pamiętała nic, tylko współczujący i obrzydzony wzrok pielęgniarki.

- Nie masz co robić? - westchnęła współczująco na widok jej pochlastanych i zabliźnionych ud. Percy nie miała siły odpowiedzieć. Przynajmniej już nie wymiotowała. I tak nie wiedziałaby, co odpowiedzieć.

oh no!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz