Rozdział 10. James

3K 263 306
                                    


Hej wszystkim! 

Wydaje mi się, że tak emocjonującego rozdziału tu jeszcze nie było, więc zdecydowanie radzę zapiąć pasy i kurczowo złapać się jakiejś poręczy ;)

Dobrej lektury! 

Co za irracjonalne uczucie, stać o szóstej rano w łazience i zmywać razem z Lainey makijaż. Tak, makijaż. Siedzimy na wprost siebie – ja na brzegu wanny, ona natomiast na stojącej przy ścianie pralce. Długie nogi, ukryte wcześniej pod sięgającą ziemi czarną sukienką, teraz są nieznacznie rozchylone, a materiał zebrany w jedno miejsce. Dzięki temu mam widok na jej odsłonięte łydki w odcieniu jasnej porcelany i niebotycznie wysokie szpilki podkreślające ich szczupłość.

Całkiem możliwe, że będą one powodem mojego szaleństwa.

Staram się więc na nie nie patrzeć. Szoruję przeklętym wacikiem twarz, licząc, że ostre tarcie pomoże mi zapanować nad rodzącymi się pragnieniami. Może mógłbym do niej podejść? Przytknąłbym wtedy kawałek wacika do jej policzka i przesunął nim, zbierając resztki makijażu. Albo wsunął dłoń pod rozcięcie sukienki, dotykając nagiej skóry uda. Powiedziałbym, że może oprzeć głowę o ścianę i zasnąć, a ja zajmę się resztą. Przecież widzę, jak bardzo jest zmęczona. Walczy z opadającymi powiekami, co jakiś czas kręcąc przy tym głową. Wydaje się teraz niemalże bezbronna, pozbawiona nieustannej woli walki.

– Pomóc ci? – Nie wytrzymuję.

Spogląda na mnie, a ciemne, długie rzęsy ledwo pozwalają mi dostrzec odcień jej tęczówek. Zaprzecza krótko, sięgając przy tym po płyn do demakijażu, po czym wylewa z buteleczki kilka kropel, a następnie mi ją podaje. Mam na sobie resztki ustrojstwa zwanego podkładem, nałożonego tuż przed konwencją partyjną, ale niespecjalnie się nimi przejmuję.

Nie zważając na protesty, podchodzę bliżej, stając w absolutnie niebezpiecznej odległości.

– Lainey – mówię miękko. – Odpuść.

Sam nie wiem, czy mam na myśli to, co tu i teraz, czy może coś znacznie szerszego, poważniejszego.

– Niewiele zostało. – A dokładniej tylko oczy i usta.

Przyglądam im się z zaciekawieniem. Może odrobinę mnie hipnotyzują? Doskonale pamiętam, jak pełne, kuszące wargi potrafiły szeptać w moją stronę słowa, których nikt inny nie byłby w stanie powtórzyć. A oczy... Chryste, to właśnie je widziałem każdego poranka, budząc się w naszej maleńkiej sypialni. Była nie większa niż ta łazienka i zdawała się stanowić centrum całego naszego wszechświata. A przynajmniej do czasu.

– Nikt się o tym nie dowie. – Kładę jedną dłoń tuż obok jej biodra, powstrzymując się, by go nie dotknąć. – Wstaniesz rano i dalej będziesz mogła mnie nienawidzić.

– Nie nienawidzę cię.

– Ale robisz wszystko, żebym nie mógł się do ciebie zbliżyć.

Wypowiadając ostatnie słowo, nachylam się nad nią, zaciągając zapachem damskich perfum. Wyrazista woń wiśni, połączona z czymś kwiatowym, odrobinę słodkim, zaczyna wypełniać każdą komórkę mojego wnętrza.

– Zbliżasz – odpowiada, przekazując mi nowy wacik. Chwytam go, nie chcąc, by się rozmyśliła. – Robisz to każdego dnia i trochę mnie to przeraża.

– Dlaczego? – Dociskam go do jej pomalowanej powieki, usuwając warstwy makijażu. – Boisz się, że cię zranię?

– Boję się, że tego nie zrobisz.

Marszczę brwi. Chyba nie do końca rozumiem, co ma na myśli.

– Dotrzymasz złożonej obietnicy, a ja pokocham cię jeszcze mocniej niż teraz.

Pocałunki w Białym DomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz