Dzień dobry w czwartek!
Mam nadzieję, że taki poranny rozdział sprawi, że odrobinę się uśmiechniecie... Podobnie jak Lainey za sprawą swojego byłego narzeczonego 😏
Zaciekawieni? Dobrej lektury!
Staram się zrozumieć zmianę, jaka zaszła w Jamesie w ciągu ostatnich paru tygodni, ale nie jestem w stanie. Nieważne do jakich wniosków dochodzę i tak końcowo nie mają one żadnego sensu. Zachowuje się tak, jakby odnalazł w swojej duszy magiczne pokrętło odpowiadające za nadrzędne wartości i powolutku, ostrożnie przekręcał je w dawno zapomnianym kierunku. Wahadło, od lat nakierowane na karierę i politykę, sunie teraz w stronę życia osobistego. Zostaje tylko pytanie, czy na nim się zatrzyma, czy pod wpływem siły nabieranego rozpędu zatoczy koło i powróci na stare miejsce.
Póki co, staram się przesadnie o tym nie myśleć. To znaczy, staram się stanowi słowo klucz. Bo myślę. Obsesyjnie. I próbuję w tym wszystkim rozpoznać własne emocje, odpowiednio je nazywając. Mam już za sobą zaprzeczenie, złość, bezradność i cholerną malutką nadzieję wynikającą z faktu, że wciąż go kocham. Nigdy nie przestałam i wątpię, by kiedykolwiek nadszedł dzień, w którym obudziłabym się bez poczucia, że wysoki brunet o hipnotyzującym spojrzeniu żywcem rozszarpuje moje serce.
Jeszcze parę dni temu, gdy szczerze rozmawialiśmy o przeszłości, chciałam, by cierpiał. Naprawdę, pragnęłam, by zrozumiał choć w małym procencie to, co sama czułam przez ostatnie lata. Byłam gotowa go zwodzić i odpychać, byle tylko zrozumiał, że odrzucenie jest niegojącą się raną, która codziennie potrafi się pogłębiać.
A teraz? Teraz stoję po środku ogromnej hotelowej sali, odliczając minuty do oficjalnego ogłoszenia Jamesa jako kandydata partii Demokratycznej w wyścigu o fotel prezydenta. Udało mu się. Dopiął swego, spełniając swoje największe marzenie i skłamałabym mówiąc, że nie jestem z niego dumna. Obserwując, jak wielką radość sprawia mu ten wieczór, nie mogę zmusić się do odczuwania jakichkolwiek wrogich emocji. Nawet jeśli mam świadomość tego, co oboje musieliśmy poświęcić.
Pozostał więc żal za utraconymi dniami i poczucie niesprawiedliwości, że jednak nie okazaliśmy się tak silni, jak byśmy tego chcieli. Nie daliśmy rady. Nie potrafiliśmy odpowiednio zadbać o związek, który przez lata był naszą ostoją, powodem uśmiechu i źródłem siły.
Krążąc dziś wokół siebie nie jesteśmy narzeczeństwem, ale też nie stanowimy całkowicie obcych jednostek. Docieramy się, bardzo powoli i niewinnie, ale jest to konieczne, byśmy mogli rządzić krajem. A reszta? Moje złamane serce i złożone przez Jamesa obietnice? Sama nie wiem. Nie umiemy określić kierunku, w którym moglibyśmy podążać tą ścieżką. Może skończy się ona tuż po pierwszym zakręcie? A może zaprowadzi nas na dwupasmowe rondo bez oznakowanych zjazdów?
Po całej sali roznosi się echo rozbrzmiewających oklasków, więc i ja dołączam do tłumu. Mój wzrok śledzi sylwetkę starszego mężczyzny, ociężale wchodzącego po stopniach na scenę. Stanley Nelson – prezes partii Demokratów, już za chwilę wypowie imię i nazwisko Jamesa.
Przestając klaskać, zaciskam pięści. Dłonie nieznacznie mi drżą, podobnie zresztą jak usta, próbujące zaczerpnąć tchu. To ważna chwila, być może jedna z najważniejszych w naszym życiu.
James podchodzi do mnie, choć jeszcze przed momentem był gdzieś na drugim końcu pomieszczenia. Stoimy obok siebie, ramię w ramię, ale w żaden sposób się nie dotykamy. Gdybym tylko poczuła ciepło jego skóry na swoim odsłoniętym przedramieniu, najprawdopodobniej zamieniłabym się w popiół.
– Wejdziesz tam ze mną? – szepcze, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.
– Nie, to twoja chwila.
CZYTASZ
Pocałunki w Białym Domu
RomanceKażdy Prezydent potrzebuje Pierwszej damy. On swoją stracił kilka lat temu. Czy w kampanii prezydenckiej można wygrać władzę... i miłość? James Donovan Campbell - charyzmatyczny polityk, ma szansę stać się najmłodszym (i jednocześnie najgorętszym) k...