Rozdział 2. Alfie. Facet na przegranej pozycji

1K 81 95
                                    

Moja agentka Sam pisała: „Jakieś wieści? Czas ucieka!", kuzyn Josh prosił: „Niezależnie co wymyślisz, i tak Cię pokonam", a Theo przysłał mi zdjęcie... pingwina. Sam się o to prosiłem.

Odsunąłem rolety na oknie wychodzącym na tyły Times Square, czując się w mieszkaniu Theo jak u siebie. Niewiele osób rozumiało naszą relację albo rozumiało ją opacznie, stawiając mnie często w pozycji kogoś, kto wykorzystuje innych bez skrępowania.

Nie mogli mieć pojęcia, że to Theo nalegał, żebym przyjmował jego propozycje, dzielił się ze mną wszystkim i nie mogli wiedzieć, że nigdy bym go nie wykorzystał. Był jak brat, którego nigdy nie miałem i w hierarchii najbliższych mi ludzi znajdował się na samej górze, daleko przed rodzicami i kuzynem.

Może to w dzisiejszych czasach rzadkość, ale byłem pewny, że ufaliśmy sobie bezgranicznie.

Cóż, w życiu zdarzają się sytuacje, które zbliżają ludzi na zawsze i obnażając wszystko, uświadamiają ci, na kogo naprawdę możesz liczyć.

Naprawdę... z naciskiem na prawdę.

Postanowiłem zignorować wiadomość z agencji, olać kuzyna i zadzwonić do przyjaciela.

– O takich wariatach jak ty mówi się, że szukają kłopotów – zaczął zamiast wstępu.

– Nie szukam kłopotów. Szukam szczęścia.

– Tak wiem. Między udami kolejnej laski.

– Nie kolejnej – zaprotestowałem. – Ostatniej.

–  „Ostatnia laska". Próbujesz mnie namówić, żebym napisał porno?

Parsknąłem i zaraz spoważniałem. Mój przyjaciel był bestsellerowym pisarzem romansów, których miliony osób potrzebowały do życia, i jedynym autorem, którego czytałem.

Gdybym miał wybór i mnóstwo wolnego czasu, pewnie sięgnąłbym po rasowy kryminał, a tak, decydowałem się na czytanie o miłości, o której nie miałem pojęcia.

Kiedy niedawno oświadczyłem przyjacielowi, że nigdy się nie zakocham, wydawało mi się, że przez ułamek sekundy popatrzył na mnie z zazdrością, ale teraz byłem pewny, że to było współczucie.

Nie byłem szczęśliwy, że to coś mnie wreszcie dopadło, bo nie umiałem tak funkcjonować. W ogóle tego nie rozumiałem.

Coś się ze mną działo; coś, co do złudzenia przypominało grypę, ale bolało dwa razy bardziej.

Tam, gdzie większość ludzi odczuwała pijane furkoczące motylki, ja miałem stada galopujących żyraf i żadnego pomysłu na to, jak je wytresować.

– Miałeś rację, Theo. Masz rację. Chcę się przekonać – odpowiedziałem, z pewnością go zaskakując. – Muszę się przekonać, czy chcę być z nią tylko dlatego, że ona mnie nie chce, czy chcę być z nią, bo chcę być z nią.

– Wow. Nie zostaniesz pisarzem. Zostaniesz badaczem? Będziesz przeprowadzał eksperymenty na ostatnich laskach? – Nawet przez telefon słyszałem, że bezkarnie się ze mnie nabija.

– Chcę spróbować, okay? Nawet jeśli to dla mnie eksperyment. Możesz się śmiać, powtarzać: „A nie mówiłem?", możesz polecieć z tym do Ellie...

Ellie mogła w hierarchii Theo aktualnie znajdować się wyżej ode mnie, ale to akurat ani trochę mi nie przeszkadzało.

Szanowałem to, że była jego kobietą, bo on był jej mężczyzną.
Szanowałem to, że była przyjaciółką May.
No i najważniejsze — Ellie była moim pingwinkiem i już na zawsze miała w moim sercu cieplutką norę tylko dla siebie.

– Dlaczego miałbym się z ciebie śmiać? – Szczerze się zdziwił i dodał już znacznie poważniejszym tonem. – Rozumiem cię, naprawdę. Nie tylko jako autor romansów, ale jako facet na przegranej pozycji...

– ...no dzięki. – Przewróciłem oczami. – Tego właśnie potrzebowałem, kurwa. Motywacji. Czytam te twoje pierdolone romanse, a ty mi tu...

– Hej, hej! – wrzasnął do słuchawki. – Facet na przegranej pozycji, który z każdej pozornej klęski wyjdzie zwycięsko, słyszysz? Śmiałem się z ciebie wtedy, w samochodzie, kiedy zarzekałeś się, że nigdy się nie zakochasz, że nie chcesz zachorować na to, co ja, ale teraz? Teraz nie zamierzam cię wyśmiewać. Bo zupełnie melodramatycznie i sentymentalnie chciałbym, żeby mój przyjaciel był szczęśliwy.

– Zamierzam – powiedziałem, przypominając sobie, że dokładnie to słowo wpisałem w egzemplarzu The Faking Game zaraz przy dedykacji.

– Co zamierzasz? Odsłonić się na oczach całego świata?

– Odnieść sukces na oczach całego świata.

– Podobno pewność siebie jeszcze nikomu nie zaszkodziła... — mruknął. — To co? Operację Ostatnia Laska uważamy za rozpoczętą?

– Nie nabijasz się ze mnie, a jednak się ze mnie nabijasz.

– Chyba musisz to przeżyć, stary. To mój przyjacielski obowiązek. – Czułem, że się uśmiecha. – Na tym polega paradoks przyjaźni.

Bold New Romans Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz