Rozdział 11

60 5 3
                                    

„Nie pozwól, by starch przed czasem, który upłynie, zanim coś osiągniesz, przeszkodził ci w zrobieniu tego. Czas i tak upłynie, można więc równie dobrze wykorzystać go w  najlepszy możliwy sposób”.
                               ~ Earl Nightingale

Narina pov:

Wstałam jak co dzień rano i się okazało, że w nocy nie byłam sama na drugiej poduszce wiją się blond loki doskonale wiem, do kogo należą.

– Kareeenn! – skacze, obejmując śpiąca dziewczynę, wskutek czego budzi się z cichym krzykiem.
– Narinkaa wreszcie się obudziłaś – rozpromienia się.
Ściskam jej pulchne czerwone policzki dokładnie, skanując twarz.
– Nic ci nie zrobili? Wszystko w porządku? Przepraszam to wszystko przeze mnie nie powinno cię tu być – wtulam się w pachnące wanilią włosy przyjaciółki.
– Skarbie, nie obwiniaj się, proszę. Ze mną wszystko w porządku, to nie twoja wina – z troską głaszcze mnie po głowie.
– Powiedz, gdzie sypiasz zostaniesz tu, ze mną?  – pytam z nadzieją, że pozwolili jej tutaj przesiadywać.
– Pytałam niejednokrotnie niestety za każdym razem spotykała mnie odmowa dali mi pokój nie jestem już w tej okropnej brudnej piwnicy bardzo chciałam cię zobaczyć i robiłam wszystko by mnie do ciebie zaprowadzili pomagałam służbie w obowiązkach oraz inne rzeczy, o które mnie prosili między innymi o przyniesienie kawy i takie tam głupotki, dzięki czemu możemy spędzić razem cały dzień – uśmiecha się promiennie.
– Ale na pewno nie zrobili ci krzywdy? – dopytuje.
– Nie naprawdę nic mi nie jest swoją drogą stara ten Henderson jest boski – piszczy cicho z podziwem.
– Karen posrało cię? – prycham z niedowierzaniem.
– To bandyta, psychol, potwór sadysta! – mogłabym dalej wymieniać, gdyby nie zatkała mi ust dłonią.
– Oj cicho no wiem, wiem pozory – przewraca oczami, zabierając dłoń.
– Pozory kurwa pozory? Dziewczyno ty chyba upadłaś na głowę trzeba cię jak najszybciej, stąd wyrwać – ściszam ton głosu.
– No ale nie zostawię cię -
– nie powinnaś tutaj być to mnie szukali jestem im potrzebna by spłacić pierdolony dług ojca – wzdycham.
– Nie powinnam, ale jestem Narin i nie mam zamiaru cię zostawiać, jeżeli mamy uciekać to tylko razem, ale co, gdy się nie uda? – szepcze dalej ściskając mnie w ramionach.

Siadam intensywnie, rozmyślając nad planem ucieczki. Ochrona jest na każdym kroku, a płot jest szczelny i wysoki. Gdy byłam z Lucasem w ogrodzie, po kryjomu dokładnie skanowałam ogrodzenie żadnej dziury. Jednym słowem, jesteśmy w czarnej dupie.
Przebieram się w luźne dresy oraz crop top, po czym wracam ns łóżko do blondynki.
– W ogóle czaisz, stara, że weszłam Vincentowi do łazienki w momencie, gdy był półnagi… Oczywiście przez przypadek. Miałam sprzątać i nie wiedziałam, że tam jest, ale gdybyś zobaczyła te boskie tatuaże na plecach i wyrzeźbione ciało, padłabyś – ekscytuje się cichutko, piszcząc Karen, na co ja przewracam oczami.
– Jest taki tajemniczy, władczy – kontynuuje.
– Przyznaj wreszcie, że lecisz tylko na ich kasę – przerywam jej entuzjastyczną wymowę.
– mhm, no nie wiem, kto tu leci na hajs – uśmiecha się wzrokiem, wskazując porozkładane kosmetyki na toaletce oraz puste rozrzucone w kącie torby po zakupach, dużych zakupach.
– Spadaj, ja tylko korzystałam z okazji – odpowiadam uśmiechem z udawaną irytacją.

Mam nadzieję, że z tym Vincentem to kolejne tymczasowe zauroczenie, tak jak w przypadku bajkowego Shreka, na którym blondynka przez krótki czas miała obsesję. Prócz tematycznego wystroju pokoju nosiła koszulki z zielonym ogrem. Po tej fantazji dziewczyny żaden jej kolejny owy crash mnie nie zdziwił i raczej tak już pozostanie.

Rozmawialiśmy do samego wieczora wspominałyśmy śmiały, po czym płakały obie dobrze wiemy, w jak wielkim znajdujemy się niebezpieczeństwie, mimo to próbujemy, choć na chwilę, zapomnieć poczuć lepiej, przede wszystkim nacieszyć się sobą, póki możemy. Pochłonęłyśmy przyniesiony obiad, po czym urządziłyśmy sobie małe spa długa kąpiel, maseczki oraz warkoczyki, których mam na głowie może że sto. Lucas przyszedł po Karen w połowie naszej wojny na poduszki, tym samym pozostawiając ją nierozstrzygniętą, choć jestem niemalże pewna, że to ja wygrałam zacięty pojedynek.
Zjadłam jeszcze płatki, które niedawno dostałam od rozwścieczonego blondyna. Wpadł dosłownie jak huragan, postawił porcelanowe naczynie i wyszedł tak samo pospiesznie, jak się tutaj znalazł. Nie, żebym narzekała, czy coś podobnego, aczkolwiek chętnie bardziej pogorszyłabym jego humorek. Z taką myślą odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Niepokorna dusza ~ N. LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz