ROZDZIAŁ 4 - Adeline

158 12 0
                                    

Wysiadam z samochodu i idę w stronę domu, starając się panować nad regularnym oddechem, mimo że moje płuca kurczą się niemal automatycznie na widok tej bogatej posesji. W oknach nie palą się żadne światła. Wymacuję kluczyk od drzwi w kieszeni dżinsów, upewniając się, że go nie zgubiłam.

Spędziłam tutaj ostatnie miesiące, gdy po śmierci mamy ojciec zabrał mnie z Kanady i przywiózł tutaj, do Nowego Jorku. Nie protestowałam, bo byłam zbyt otępiała splotem wydarzeń oraz pogrzebem, aby z nim walczyć.

Różnica jest kolosalna. Życie na farmie toczyło się rytmem ustalonym przez obowiązki, które narzucało nam posiadanie zwierząt, ogródka oraz niewielkiego pola uprawnego. Miałam swój ustalony plan dnia, rzeczy do zrobienia i otoczenie, które kochałam oraz ludzi, których znałam od dzieciństwa. Tutaj, w środku wielkiego miasta, czuję się jak zagubiona nuta zapisana na marginesie, która nie pasuje do narzuconego rytmu oraz melodii. Ból po stracie mamy jeszcze niedawno był tak przejmujący, że jeszcze trudniej było mi się zaadaptować do klimatu Nowego Jorku. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, a chłodna, oceniająca postawa mojego ojca w niczym mi nie pomogła.

Zaciskam zęby, wyczuwając zimny powiew wiatru wdzierający się pod ubranie. Niebo jest zachmurzone i chociaż na razie nie pada, muszę się spieszyć, aby nie trafić na ulewę, zanim jeszcze zaniosę swoje rzeczy do samochodu. Bramka jest otwierana na kod, który wstukuję, drżąc pod wpływem zimna.

Z tyłu domu nagle rozlega się ostre, głośne szczekanie, które sprawia, że na moment zastygam nieruchomo. Po chwili zza budynku wybiega duży doberman, dając susy długimi łapami i warcząc z głębi gardła.

– Anubis! – wołam go, aby mógł usłyszeć mój głos.

Wchodzę na ścieżkę, podczas gdy pies rozpoznaje mnie i zaczyna radośnie machać ogonem. Jego postawa zmienia się diametralnie. W ciągu tygodni spędzonych w domu ojca pies wyraźnie mnie polubił i słuchał częściej niż samego Stefana, który niemal codziennie przebywał w rezydencji, jeśli jego szef akurat nie zabierał go ze sobą na spotkania służbowe. Albo rozkazał pilnować córki i to wszelkimi sposobami.

Pochylam się na moment, aby pogłaskać zwierzaka po smukłym karku. Wstaję i docieram już niemal do ganku, gdy ktoś chwyta mnie od tyłu, wykręca dłonie oraz ściska obydwa nadgarstki na plecach. Wyginam się, sycząc z bólu.

– A więc to ty – mówi znajomy głos przy moim uchu, od którego włoski stają mi dęba na karku.

– Puszczaj mnie! – mówię stanowczo, chociaż głos lekko mi drży.

Słyszę, jak Stefan zaciąga się moim zapachem, od czego dostaję mdłości. Zaciskam powieki, gdy nacisk jego palców na moich nadgarstkach odrobinę się zwiększa. Przyciąga mnie mocniej do siebie, aż niemal uderzam plecami o jego klatkę piersiową.

– A gdzie jest twój nowy mężuś?

– Tutaj – rozlega się niski głos.

Nagle Stefan znika, tak samo jak jego chwyt na moich rękach. Zataczam się chwilowo, ale szybko odwracam się kompletnie zaskoczona.

Widzę, jak Alexander ściska ochroniarza za gardło z taką siłą, że tamten nabiera na twarzy koloru purpury. Mina Browna jest beznamiętna, ale brązowe oczy robią się niemal czarne pod wpływem złości. Góruje nad mężczyzną nie tylko w sposób fizyczny, ale także przytłacza go swoją postawą oraz bijącą od niej siłą. W tym momencie nawet eleganckie ubranie służbowe nie jest w stanie ukryć, że ten człowiek ma w sobie coś naprawdę dzikiego.

Anubis groźnie warczy, więc chwytam go za obrożę, aby nie ruszył do przodu na Alexandra i nie zrobił mu krzywdy. Zwierzę rozluźnia się nieco pod moim stanowczym dotykiem, chociaż nadal lekko obnaża zęby.

W kajdanach  |  DARK ROMANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz