Rozdział 6: Nie wydostaniemy się stąd

70 20 102
                                    

Kolejny dzień, kolejna walka o przeżycie. Czy ta gra będzie moją ostatnią? Co będzie, jeżeli przegram?
Nie chcę kończyć swojego życia w ten sposób, pragnę żyć, nie umierać. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jeden głupi błąd może doprowadzić do utraty życia.
Zastanawia mnie, kto zostanie zwycięzcą, prawdopodobnie nie będę to ja, ale okropnie chciałabym się dowiedzieć kto nim będzie. Chociaż, moim większym marzeniem jest zapłacenie za chemioterapię dla siostry. Oddałabym nawet swoje życie, aby dać mojej młodszej siostrze chociaż o kilka miesięcy więcej życia.

- Jestem wegetarianką, nie możecie mnie zmusić do jedzenia mięsa! - wykrzyczała Chloe w twarz mężczyzny podający jej śniadanie oparte głównie na produktach mięsnych.

- Hojni to oni nie są, tego jedzenia są dwie garstki - przeszło mi przez myśl.

Mężczyzna nie zareagował, nadal stał przed nią z tacą jedzenia.
Po chwili usłyszałam głos Sabine, stojącej w kolejce tóż za Chloe. Sabine była umięśnioną dziewczyną z najczęściej grymasem na twarzy, była wysoka i silna. Widziałam ją, kiedy była druga gra, gdzie musieliśmy się wspinać po wspinaczce. Sabine także brała w tym udział, pełna ambicji wygrała.

- Możesz brać to jedzenie szybciej, tępa blondynko? Jestem głodna!

Chloe odwróciła się pospiesznie w jej stronę.
- A ty, możesz przestać mnie pospieszać? Nie zjem tego, jestem wegetarianką - odrzekła z wyraźną irytacją w głosie i braku zrozumienia.

- Świetnie, zjem za ciebie dwie porcje - z chłodem w oczach i lekkim uśmiechem na twarzy popchnęła Chloe, stając przy tym pierwsza w kolejce.

- Potrzebujemy po jednej osobie z każdej grupy. - oznajmił donośnym głosem mężczyzna z czarną maską. Zastanawiało mnie, jak małe pole widzenia musiał mieć, skoro w masce dziurki na oczy nie były szerokie.
Tym razem nie miałam ochoty na branie udziału w kolejnej rundzie. Byłam przekonana, że reszta grupy wybierze kogoś innego, albo ktoś się zgłosi. Nikt nie chciał ryzykować życiem, ale  w końcu na odwagę zdał się jeden umięśniony szatyn z tatuażami na ramieniach.

Mężczyzna z czarną maską kontynuował:
- Wybrani? Więc za mną - rzekł donośnie i zaprowadził dwoje młodych ludzi z dwóch różnych grup do tajemniczych drzwi na długim korytarzu.

Nie miałam pojęcia, jakiemu niebezpieczeństwu stawią czoła, ale modliłam się w duchu, aby chłopak z naszej drużyny wyszedł z tego żywy.
Kiedy te dwie osoby były w trakcie rundy, reszta drużyn została w głównym, wielkim pomieszczeniu, przepełnionym piętrowymi łóżkami wokół.
Usiadłam obok Chloe na jej łóżku, i dostrzegłam Olivię zbliżającą się w naszą stronę.

- Hejka - przywitała się z nami.

Przytuliłam ją najmocniej jak mogłam mimo,  że cały czas widziałam ją w drużynie przeciwnej. Ale nigdy nie miałam okazji z nią zagadać.

- Jak się trzymacie? - zapytała z troską w oczach.

- Ciągle zestresowana, ale jest w porządku - odparła Chloe.

- Tak samo jak ja - odrzekłam wzruszając ramionami.

To nie było wszystko, co czułam. Bardzo bałam się, że moja mama się mocno przejmuje tym, gdzie jestem. A jeszcze bardziej tym, że prawdopodobnie niedługo umrę, a ona nie będzie nawet wiedziała, czy żyję, czy nie. Nawet nie będę miała własnego grobu, po prostu przejdę kremację.

Defeat - pokochać wrogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz