Siedziałam razem z Chloe na jednej kanapie w jej domu. Przesiadywanie tam zawsze mnie relaksowało, szczególnie dlatego, że jej kanapa miała bardzo miękki materiał. Dom Chloe zawsze był traktowany przeze mnie jako mój drugi. Znałam każdy jego najciemniejszy zakamarek, każde pęknięcie w ścianie i niedoczyszczone lustra. Dlatego właśnie jej dom był taki podobny do niej. Znam swoją przyjaciółkę bardziej niż ktokolwiek, wiem o każdej jej tajemnicy oraz o każdej urazie, którą trzyma w sobie. Doskonale potrafiłam ją odczytać, znałam jej język ciała. Kiedy jest zdenerwowana, nerwowo bawi się swoimi włosami. Kiedy kłamie, wzrasta jej częstotliwość mrugania i przygryzanie warg oraz wewnętrznej części policzków. Dlatego zdemaskowanie w podstawówce tego, że to ona dała mi prezent na Mikołajki, wcale nie było trudne.
- Wiesz jak bardzo podoba mi się Michael? Jest taki wyrzeźbiony, uroczy, wysoki i.. - zaczęła blondynka, leżąc na brzuchu machając nogami z zauroczenia.
- ...Tandetny, arogancki, egoistyczny i lekkomyślny? - dokończyłam za nią. Kiedy Chloe podobał się jakiś chłopak, jego wady wyparowują z jej oczu błyskawicznie.
Po chwili usłyszałam dzwonek z mojego telefonu, dobiegający z blatu kuchni. Niechętnie się podniosłam biorąc do ręki telefon zauważając, że dzwoni moja mama.
- Muszę się zbierać, dzięki za zaproszenie, było miło. Do zobaczenia! - pożegnałam się pospiesznie z przyjaciółką.
- Cześć - rzuciła krótko machając mi na pożegnanie, przy okazji uśmiechając się szeroko.
Nie odebrałam od mamy. Powiedziała tylko, że jeżeli zadzwoni, mam szybko wrócić do domu. Mama razem z Emily były w szpitalu, aby sprawdzić co dolega mojej siostrze.
Zjawiłam się w domu, spodziewając się zwykłego powrotu, lecz to, co ujrzałam, natychmiast ścięło mnie z nóg. Zastałam moją mamę pełną łez zebranych w oczach, które na mój widok zaczęły kolejno płynąć po jej policzkach.- Mamo, co się stało? - zdezorientowana podeszłam do mojej mamy siadając obok niej.
Początkowo nie chciała rozmawiać, jednak po chwili starała się wydusić z siebie cokolwiek. - Gdzie jest Emily? Mówiłaś, że byłyście w szpitalu, tak? - dodałam.- Emily jest na górze - w końcu udało jej się cokolwiek powiedzieć. Coraz to więcej łez zbierało jej się w oczach, a za każdym jej mrugnięciem spływała jedna. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Wiedziałam tyle, że moja mama bardzo rzadko płacze, więc musiało być to poważne.
- Emily ma nowotwór złośliwy - zaszlochała.
Poczułam przypływ gorąca, a bardziej jakby czyjaś ręka objęła moje serce i skruszyła je na bardzo drobne części. Wszystkie problemy świata nagle zostały usunięte, pozostało już tylko to, co właśnie usłyszałam. Moją duszę obiegł strach, lęk przed przyszłością. Ciemne scenariusze krążyły dookoła mojej głowy, nie dając mi chwili spokoju. Z każdą sekundą wszystko zaczęło wydawać się tylko złym snem, który w jakiś sposób wydaje się być tak realny. Strach, niczym lodowaty dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa. Poczułam, jak serce zaczyna bić mocniej, uderzając o żebra niczym ptak uwięziony w klatce. Ręce zaczęły drżeć, więc schowałam je za siebie, a palce stały się dziwnie chłodne, jakby nagle wyparowała z nich cała krew. Każdy dźwięk wokół mnie stał się nienaturalnie wyraźny. Tykanie zegara, szloch mojej mamy, oraz w końcu i moje wewnętrzne szlochy, które nie dawały mi spokoju. Ciążące ramiona przygniatały mnie ku ziemi, nie wspominając już o nogach z waty, którymi nie mogłam ruszyć, jakbym była zakorzeniona w jednym, konkretnym miejscu. Powietrze stało się trudniejsze do złapania, jednak w końcu udało mi się złapać głęboki oddech.
- To... niemożliwe... - rzekłam z dezaprobatą.
Moja ośmioletnia dobra siostra, miała umrzeć?
W końcu sama także poczułam ciepłe łzy spływające po moich policzkach. Jedna za drugą, spływały tak szybko, jakby miały ochotę się ścigać. Przetarłam ręką oczy, i zaczęłam dopytywać o szczegóły.- Ale... nie umrze, prawda?
Zapytałam bardzo wolno. Przez łzy czułam ściśnięcie w gardle, przez które mowa była cięższa. To tak, jakbym chciała krzyczeć w śnie.
Mama, zamiast odpowiedzieć schowała twarz w dłonie. Było mi jej najbardziej szkoda. Nie ma już męża i nie będzie miała... córki?- Prawda? - domagałam się odpowiedzi.
- Jest on już bardzo rozwinięty. Bez chemioterapii przeżyje maksymalnie cztery miesiące. Z chemioterapią udałoby się by dożyła do maksymalnie sześciu, możliwe że nawet do ośmiu, jednak małe szanse.
Dotknęło mnie to uczucie pustki i żalu do siebie, jak mało czasu spędzałam z Emily.
Nie wiedziałam, jak zareagować.- Zapłacisz za chemioterapię, tak? - zapytałam ze łzami w oczach.
Nie do końca wiedziałam, jak drogie jest leczenie chemią. Taka informacja nigdy nawet nie była mi potrzebna, gdyż nikt u nas nie chorował na raka.
- Charlotte, nie stać mnie na chemię. Jest za droga - na te słowa rozpłakała się w sposób, że nawet pocieszenie by jej nie pomogło.
Przytuliłam moją mamę i nie zdołałam wydobyć z siebie choćby słowa. Poczułam, że mój świat się rozpadł.
Moja siostra umiera.
Moja mama zarabiała wystarczająco, by nas dobrze wyżywić, zapłacić za rachunki, by zapewnić nam dobre ubrania i to tyle. Na chemioterapię nie było żadnych szans. Stwierdziłam że sama powinnam poszukać pracy. Nie ważne, jak ciężka będzie, pomogę siostrze. Nie chciałam, aby szybko umierała. Nawet na to nie zasługiwała.
Postanowiłam już kolejnego dnia szukać pracy. Każde zarobione pieniądze wniosły by dużo. Doszukałam się w internecie wszystkiego na temat raka płuc. Nie wiedziałam, skąd moja siostra na niego zachorowała. Czy to wynik tego, że powietrze w Dallas jest bardzo zanieczyszczone? Ogólnie rzecz biorąc, Dallas jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast, a moja siostra dużo czasu spędzała na dworze. Zaczęłam kląć na mieszkańców miasta, którzy tak nieumiarkowanie zanieczyszczali powietrze.Przeprawiłam się przez drugą stronę lasu, po której znajdowała się galeria oraz sklepy.
Przechodząc przez las, gdzie słychać było jedynie szelesty liści, śpiewy ptaków i łamiące się pode mną gałęzie, zauważyłam pewną rudowłosą, starszą kobietę. Zdawało mi się, że gdzieś już ją kiedyś widziałam. Nie miałam jednak pojęcia, skąd ją znam.- Przepraszam, wie pani gdzie mogę znaleźć dobrze wynagradzającą pracę? - zapytałam odważnie. Zagadywanie do obcych mi ludzi sprawiało mi wiele kłopotów. Nie lubiłam tego, ale teraz poczułam jakby ta kobieta była mi znajoma, bo rozmawiałam z nią swobodnie, czego nie robię z obcymi. Tak bardzo przejęłam się Emily, że zapomniałam już, jaki mam lęk przed rozmawianiem z obcymi.
- Jasne, że wiem - odrzekła po chwili wpatrywania się we mnie.
Słysząc słowa kobiety, odrazu zaczęłam jej słuchać. Czyżby to była moja szansa?
- Mogę ci zaoferować zwykłą grę o sporą sumę pieniędzy. Może nawet milion dolarów. Dwie drużyny ze sobą rywalizują. W końcu jedna osoba dostaje całą stawkę. Wchodzisz w to? - wytłumaczyła wszystko zachęcająco kobieta. Słysząc, ile mogę zarobić, poczułam satysfakcję.
- Pewnie! - bez chwili namysłu zgodziłam się.
Byłam pewna siebie, ale nierozważna.
Wyjęłam szybko telefon i napisałam do mamy SMS-a.Mamo, nie martw się o mnie, pójdę zarabiać pieniądze i wrócę za kilka dni. Przepraszam.
Właściwie, nie byłam dokońca przekonana ile ta gra będzie trwała. Domyślałam się tylko, że raczej nie jeden dzień. Jednak zrobię wszystko, aby moja siostra Emily mogła jeszcze kilka miesięcy prowadzić normalne życie.
W ogóle, dlaczego rak przytrafił się akurat jej? Nie zasłużyła na cierpienie, gdyż była dobrą osobą. Świat jest okrutny, jeżeli jesteś zły - będziesz cierpiał. Jeżeli jesteś dobry - też będziesz cierpiał. Czy to nie brzmi jak cudowna reklama życia?
Nagle poczułam potężne uderzenie czymś ciężkim i zimnym w tył głowy. Kolana ugięły się pode mną, poczułam, jak grunt wymyka się spod nóg. Ostatnie, co pamiętam, to twardą, chłodną podłogę pod sobą, po czym ciemność pochłonęła mnie całkowicie, zabierając moją świadomość.
CZYTASZ
Defeat - pokochać wroga
AçãoSiostra 19-letniej Charlotte, Emily, walczy z nowotworem, na który potrzebna jest spora suma pieniędzy. Matka dziewczyny nie jest na tyle bogata, aby pomóc Emily. Charlotte postanawia zagrać w niewinną grę o pieniądze, w której musi rywalizować z in...