Rozdział 5

20 2 2
                                    

Obudziłam się. Niestety. Już mam dość tego dnia a nawet się nie zaczął. Dziś wszystko musiało pójść idealnie, bo moi rodzice wrócili. Ubrałam się w krótką czarną spódniczkę jeansową z łańcuszkiem i jakiś top. Na to kurtkę bejsbolową i zrobiłam krechy. Dodałam do tego łańcuch i kolczyki koła. Ja to jednak mam różny styl. Wziełam potrzebne rzeczy i zeszłam na dół.
- Dzień dobry kochani rodzice- to dopiero żart.
- Dzień dobry kochanie- powiedziała matka Ameli Taylor.
- Dzień dobry córko jak ty wyglądasz?!- jak zawsze coś mu nie posowało. Mój ojciec Arturo Taylor największy diabeł na ziemii.
- Wyglądam normalnie, nie jest to zakazane- powiedziałam z powagą
- Muszę już iść po się spóźnie- powiedziałam szybko i wyszłam mówiąc krótkie pa. Dostanę za to opiepsz. Trudno takie życie. Podjechałam pod szkołę. Dziś nie musiałam jechać po Elenę bo zabrał ją Gabriel. Wysiadłam i weszłam pewnym krokiem do szkoły. Wszyscy patrzyli się na mnie z przerażeniem po tym co odjebałam na i imprezie. Niech się boją debile jedne.
- Luncia!- krzyknąl z daleka Luca i mnie podniósł przytulając.
- Luka! Gdzie jest reszta?
- Pod klasą debile nie chcieli po ciebie iść
- Co za ćwoki ja im dam. Nie chcieli po mnie wyjść zapamiętam to sobie.- powiedziałam i poszłam razem z blondaskiem do reszty.
- O cześć lunka!- powiedziału dziewczyny, Gabriel nawet się nie przywitał, palant.
- Jak wy mogliście po mnie nie wyjść debile jedne! Dup wam się nie chciało ruszyć!
- Takie życie koleżanko- powiedział czarnowłosy.
Nim zdążyłam odpowiedzieć zadzwonił dzwonek. Czas zacząć ten cyrk.
Po paru lekcjach poszliśmy na stołówkę, następny mamy wf. Usiedliśmy przy naszym stoliku i wzięliśmy coś do jedzenia. Ja wziełam jakąś kanapkę a reszta burgery a Viv sałatkę bo była vege.
- Dziewczyny ci wy tak mało jecie?- spytała Elena
- Ja mało?!- prychneła Vivian i poszła po drugą porcję sałatki.
- Ja jem normalnie- odpowiedziałam co mijało się z prawdą. El kiwneła głową.
Ja pindole te kurwy siedziały stolik obok. Niech Lukowi tylko nic nie wpadnie głupiego do gło..
- O cześć ziomki co u was?- krzyknął łuk, ja go kiedyś zabiję. Zmroziłam go wzrokiem na co nie zwrócił nawet uwagi. Jebany blondasek.
- A dobrze a u was?- spytał Daniel.
- Zajebiście- powiedziała Viv, która wróciła z kolejną sałatką.
- Może do nas się przysiądziecie jeszcze miejsca są- powiadział Gabriel, nie no go coś porąbało.
- Ty Sophi nie- powiedziała z uśmiechem rudowłosa. Też się uśmiechnełam.
Nie go coś chyba boli. Ten pierdolony Noah usiadł koło mnie! Dlaczego ja??? Jeszcze zaczął uśmiechać się do mnie. Psychopata.
Wszyscy zaczęli gadać, ja reż czasem dodawałam swoje uwagi. Jednak nie było tacy źli. No może po za starszym Scottem. Do Ezry czułam jakąś dziwną więź. To dziwne bo znałam go parę dni.
- Jak mija ci dzień manipulantorko?- spytał nie kto inny jak Noah. Prychnełam na jego ksywkę dla mnie.
- Było dobrze dopóki ty się w nim nie pojawiłeś- zaśmiał się na moje słowa.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi
- Wow jesteś jasnowidzem- już mnie wkurwia a zamieniliśmy jakieś 3 zdania.
- Czy ty zawsze jesteś taka zimna?
- Tak- odpowiedziałam, żeby go wkurwić.
- Irytująca, zimną, wredna blondynka teraz wiem kim jesteś- powiedział z dupy czarnowłosy
- Nie ocenia się książkie po okładce
- To dlaczego ty mnie od razu tak źle oceniłaś
- Bo już przeczytałam tą książkę- zamurowało go i dobrze.

***7 lat temu*****************

Choć miałam dwanaście lat to ojciec zapisał mnie na jakieś szkolenie. Miałam uczyć się tam bronić i strzelać. Jakiś pan kazał mojemu tacie mnie tam zapisać. Nie wiem dlaczego, przecież tak będę mogła bronić się przed ojcem. To bez sensu. Dziś już jechałam w te miejsce, było to w lesie. Był to wielki długi budynek moim zdaniem przypominający więzienie.
- Wychodzisz- powiedział jakiś ochroniarz na co przewróciłam oczami. Nienawidziłam jak ktoś mi rozkazywał. Tym razem jednak się posłuchałam, miałam dziwne przeczucie, że powinnam to zrobić.
- Witaj w szkole dla zabójców Emma- powiedziała jakaś kobieta. Zdziwiłam się przecież ja mam na imię luna a nie Emma.
- Proszę pani chyba coś pomyliła. Ja mam na imię Lun..- nie dała mi dokończyć.
- Tu nikt nie podaje swojego prawdziwego imienia. Masz tu listę zasad- powiedziała i dała mi jakąś kartkę, którą zaczełam czytać. Było tu coś o szanowaniu mentorów i takie bzety, pierdolenie.
- A tu masz zgodę na udział, chodźmy do dowodziciela tej uczelni.
- A co jeśli nie podpiszę tej zgody?- wkurzyłam ją
- Wtedy zginiesz- zaśmiała się i odwróciła. Czy wszyscy są tu tacy popierdoleni.

Nie wiedziałam wtedy, że ja stanę się jeszcze gorsza.

Szłam za tą wariatką w stronę gabinetu. Zobaczyłam tam umięśnionego mężczyznę w średnim wieku i lodowatym spojrzeniem.
- Witaj w szkole Emma- czy oni nie mogę jak normalni ludzie się posługiwać moim prawdziwym imieniem?
- Co będę tu robić i co będę z tego miała?- zaśmiał się.
- Jesteś mądra w ojca to dobrze, odpowiadając na twoje pytania to będziesz się uczyć sztuk walki i zabijania. Natomiast na drugie pytanie odpowiem ci krótko życie- zdrętwiałam lekko na odpowiedź, oni chcą zrobić ze mnie potwora.

Którym się stałam i byłam.

- Masz tu do podpisania zgodę- powiedział i dał mi jakiś papierek. Przeczytałam go szybko i podpisałam.
- Znakomicie teraz chodź poznaj resztę uczniów.
Szłam długim korytarzem za tym panem. Bałam się lecz starałam się tego nie pokazywać
- Dzieci witajcie to jest nowa uczennica Emma, przedstawcie się- dzieci zaczeły pokolei mówić swoje imiona mój wzrok jednak zatrzymał się na chłopcu z czarnymi włosami, pięknymi oczami i filtralskim uśmiechem. Był przystojny nawet bardzo. On też mi się przyglądał.
- Jestem Noah Scott syn dowódcy- powiedział pewny siebie. Byłam młoda i głupia dlatego się szybko w nim zakochałam.
W szkole nie było tak źle jak myślałam. Na pewno było o wiele lepiej niż w domu. Poznałam tego chłopca i jego brata byli naprawdę fajni. Zakochałam się w Noahu, ale nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Tak mijały mi dni i miesiące aż pewnego dnia tata przyjechał po mnie i mój mały piękny świat się zburzył jak domek z kart. Nie chciałam wracać, ale musiałam.

*** Teraźniejszość*************
- Emma- powiedziałam cicho
- Luna wszystko dobrze wydawałaś się nie obecna- spytał Luk
- Wszystko dobrze
Zadzwonił dzwonek i potem kolejny i tak mineły nam wszystkie lekcję.
Gdy wróciłam do domu okazało się, że na szczęście nikogo nie ma. Uffffff. Zobaczyłam na stolę kartkę z napisem Wieczorem na kolację będą goście, masz wyglądać olśniewająco. Była 17 więc miałam jeszcze dwie godziny. Mało w chuj. Postanowiłam na długą czarną sukienkę z gorsetowym przodem i do tego perły i złotą biżuterię. Oczywiście jakieś szpileczki i mocny makijaż z czerwonymi ustami. Postanowiłam zjająć się kokainką i się z nią pobawić. Tak minełam mi godzinka.
Ktoż zaczął trukać mi pod dom więc postanowiłam zobaczyć kto to. Byli to moi rodzice.
- Luna jedziemy do restauracji- powiedziała mama na co kiwnełam głową. Ubrałam futro i wziełam torebkę z najważniejszymi rzeczami. Pożegnałam się z Kokainką i weszłam do samochodu.
- Luna mam dla ciebie niespodziankę- powiedział mój ojciec z psychicznym uśmiechem. Już się boję

*********************************************
Hejka moje perełki ( tekst dyrektorki )macie rozdzialik mam nadzieję, że wam się podoba.Jakby co nie sprawdzałam rozdziału. Sorki za błędy.
ADIOS wasza autorka buziaczki.

Zabójcza prędkości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz