Rozdział 24 ~ Przeszłość Giulii

106 29 27
                                    

Chwiejnie opadłyśmy o mało się nie przewracając. Na początku oślepiła mnie panująca jasność, a potem poczułam ostry ból policzka. Kręciło mi się w głowie i kompletnie nie wiedziałam gdzie się obecnie znajduję. Słyszałam jedynie Giulię energicznie mówiącą coś po włosku.

- Na Księżyca, jak tu jasno! - powiedziała coś co wreszcie zrozumiałam - O matko, ostatni raz widziałam słońce jakiś rok temu!

Trzymając się za zakrwawiony policzek zmusiłam się do uchylenia powiek, które po pewnym czasie przyzwyczaiły się do światła dziennego. To był niesamowity widok, za którym nie ukrywam, że bardzo tęskniłam. Na błękitnym niebie błąkało się tylko kilka niewielkich chmurek, za którymi, co jakiś czas, chowało się Słońce. Słońce, w które moje jasne oczy nie były w stanie patrzeć, i Słońce, które pełzało po mojej skórze niczym ognisty wąż.

Temperatura była całkiem wysoka, a przynajmniej tak na początku mi się wydawało, w porównaniu z chłodniejszym księżycowym klimatem. Na pewno był to jeden z ciepłych krajów, gdzie jeździ się na wakacje, ponieważ dostrzegłam wiele palm, wielkiego kaktusa i domy o architekturze charakterystycznej dla takich miejsc. Gleba była sucha, a piach tworzył pasy na jezdni.

- Co ty sobie zrobiłaś? - spytała po dłuższej chwili Giulia, która dopiero wtedy na mnie spojrzała.

- Chyba czymś we mnie rzucił. Popielski. - wymamrotałam.

Giulia prychnęła i mruknęła coś niecenzuralnego pod nosem.

- Spokojnie, tuż za rogiem mieszka taki stary dziad. O ile jeszcze nie kopnął w kalendarz, myślę, że cię u niego opatrzymy. - powiedziała dziarsko Giulia - A jeśli już go nie będzie, to na sto procent znajdziemy kogoś innego. Nigdzie nie znajdziesz bardziej otwartych i przyjaznych ludzi - dodała.

To oznaczało, że kobieta zna to miejsce. Ciekawa jestem tylko skąd miała taką pewność, że po dwudziestu latach jej nieobecności nic się nie zmieniło?

- Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - spytałam, a Giulia spojrzała na mnie jak na kretynkę.

- No oczywiście, że we Włoszech, w miejscowości Jappolo.

Musicie mi wybaczyć, że w tamtym momencie kompletnie wyłączyłam myślenie. Niby mogłam się tłumaczyć zmęczeniem, szokiem i, dosłownie, dziurą w głowie, ale i tak przypał.

- Wolałam się po prostu upewnić - żachnęłam się.

Kobieta przewróciła oczami i pociągnęła mnie ze sobą. Ruszyłyśmy pnącą się coraz to wyżej i wyżej drogą, której kształt przypominał wijącego się po wzgórzu węża. Na poboczu rosły wielgachne kaktusy i rozmaite suche krzewy. Ulica była tak wąska, że nie było szans, aby minęły się na niej dwa auta. W każdym bądź razie żadnego jak na razie tu nie widziałam. Słońce schowało się za chmurą, a świat leniwie oblał cień. Po pewnym czasie wędrowania zaczęły pojawiać się domy. Budynki były najczęściej beżowej, brązowej i pomarańczowej barwy i same w sobie wyglądały na ponure i zniszczone, jednak kolorowe okiennice i mnóstwo drzewek owocowych oraz kwiatów dodawały niesamowitego uroku. Każda jedna posiadłość, którą mijałam, z wyjątkiem jednej opuszczonej, której okna zabite były masywnymi deskami, była zadbana i pełna życia. Sama okolica dawała sielankowy uspokajający klimat, a gdy spojrzało się ze wzgórza na dół, można było dostrzec skrawek lazurowego morza. Na jednej z posesji biegały beżowe i białe kózki. Pomimo, że mój policzek boleśnie pulsował i szczypał, a mój organizm dochodził do siebie po teleportacji, czułam, jakby wszechobecne ciepło ukajało mnie i mówiło, że będzie dobrze. Nie było tu gorąco, a idealnie. Z pewnością obecną porą roku nie było lato.

- Tysiące razy wspinałam się tą drogą, gdy wracałam ze szkoły - powiedziała nagle Giulia.

- Pięknie tutaj. - odparłam - Mieszkasz tu od urodzenia?

Rozkwitłam w Świetle Księżyca [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz