Rozdział 28 ~ Nów zakwita, mrok nas wita

95 23 28
                                    

Obudziłam się ciężko dysząc. Nie wiem jakim cudem zamiast leżeć, siedziałam na materacu. Kręciło mi się w głowie i miałam ochotę zwymiotować. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. Na myśl o tym, co widziałam przed chwilą, przechodziły mnie ciarki. Łapacze nie mają koszmarów, więc to co mnie spotkało nim nie było. To musiało być coś innego. Wizja? Ostrzeżenie?

Spojrzałam półprzytomnie na nadal śpiącą Giulię. Nie chciałam jej budzić, pomimo że czułam się podle. Tętno powoli mi się wyrównywało, ale wciąż miałam odruch wymiotny i mętlik w głowie. Ciężko było opisać to uczucie. Miałam przeczucie, że było mi ono znajome, jednak wydawało mi się, że nigdy nie miałam okazji go zaznać. Wiedziałam jedno - już nie uda mi się dzisiaj zasnąć.

☾︎

- Buongiorno - powitał mnie Matteo, gdy weszłam do kuchni.

Odparłam wymuszonym uśmiechem, który i tak prędzej wyglądał jak grymas. Nie było mnie stać na nic więcej. Czułam się, jakby ktoś przed chwilą mnie rozjechał.

- Chcesz pastę rybną? - spytała siedząca przy stole Giulia.

- Nie, dzięki. Zrobię sobie coś innego.

Nie miałam ochoty na jedzenie. Nie miałam ochoty na nic.

"Ogarnij się" zbeształ mnie głosik w głowie, jednak niewiele to dało. Nie dość, że moje samopoczucie pozostawało bez zmian, to w mojej głowie wciąż odtwarzał się ta sama scena - wizja z perspektywy Czarnego Kapturka. Słowa wypowiedziane przez tą osobę wierciły mi dziurę w mózgu, który ledwo się trzymał. Byłam zdruzgotana, lecz nie mogłam tak łatwo się załamać. Musiałam być silna, choć czasami było to ciężkie.

Zajrzałam do lodówki. Potrzebowałam czegoś, co doda mi dużo energii, ponieważ po dzisiejszej nocy nie miałam jej zbyt dużo. Bez dwóch zdań wskazana była również kawa. Po małych poszukiwaniach znalazłam ogromny słój miodu. Ponoć pochodził z pobliskiej pasieki i był wyjątkowo smaczny, więc się na niego zdecydowałam. Wyciągnęłam kromkę chleba i nóż, a potem podniosłam słoik, gdy ten niespodziewanie uderzył o róg blatu i roztrzaskał się kawałeczki. Giulia i Matteo zerwali się z miejsc, a ja dopiero po chwili zorientowałam się co się stało.

- O matko. - wydukałam - P-przepraszam, ja nie chciałam...

- Zraniłaś się! - zawołał Matteo.

Spojrzałam na moją dłoń. Rzeczywiście - z ran, które zostawiło po sobie szkło sączyła się krew. W niektórych miejscach mogłam wyczuć pozostałe odłamki. Zakręciło mi się w głowie, a moje ręce zaczęły się niemiłosiernie trząść.

Giulia wysłała Matteo po zmiotkę, a sama ostrożnie się do mnie przedostała. Jako, że słoik był duży, to i szkła było równie wiele. Odłamki rozprysły się po całej kuchni.

- Słońce, spokojnie. - powiedziała Giulia i delikatnie ujęła moje krwawiące dłonie - Spokojnie.

- Przepraszam - powtórzyłam ponownie i przełknęłam boleśnie ślinę.

- Ale to tylko słoik z miodem. Nic się nie stało. - zapewniła łapiąc ze mną kontakt wzrokowy - Wyglądasz i zachowujesz się jakbyś w ogóle nie spała. Wszystko w porządku?

Przez chwilę zastanawiałam się, czy opowiedzieć jej o tym, co wydarzyło się w nocy. Nie byłam pewna reakcji kobiety i bałam się, że mogłaby się mnie wystraszyć i stracić zaufanie. W końcu wizja, a zwłaszcza taka, nie należy do normalnych, codziennych rzeczy. Mogła ona oznaczać, że łączyło mnie coś z Czarnym Kapturkiem, a to była poważna sprawa. Zaczynałam się bać sama siebie.

- Musimy porozmawiać. W spokoju, na osobności - odparłam, na co wyraz twarzy Giulii nieco się zmienił. W jej oczach widoczny był niepokój, który raczej rzadko w nich gościł.

Rozkwitłam w Świetle Księżyca [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz