Chapter 9

66 4 0
                                        

Równo o siódmej trzydzieści, jak każdego dnia wyruszyliśmy autem Luisa do szkoły. Tego dnia wyjątkowo bardzo nie chciało mi się w niej być, tym bardziej, że Mia była chora i została w domu.
— O czym tak myślisz? — zapytał Luke zaczepiając mnie nogą, jak to miał w zwyczaju.
— O niczym— urwałam patrząc przez szybę czarnego BMW a chwilę później byliśmy już pod budynkiem szkoły. Odkąd tylko do niej weszłam umierałam z bólu głowy a leki nie działały.
— Johnson, może odpowie na moje pytanie— powiedziała Pani Fig, stara, schorowana nauczycielka literatury. Wszyscy mówili że powinna być na emeryturze od ponad dziesięciu lat, ale nie zbierało się na to, żeby tak się stało.
— A mogłaby pani powtórzyć? Wie pani słuch już nie ten— uśmiechnęłam się miło do niej próbując rozluźnić atmosferę, która z jej strony była taka gęsta, że na spokojnie można było ją kroić.
— W jakiej epoce literackiej powstała powieść Romeo i Julia? — znałam odpowiedź na to pytanie tylko dlatego, że gdy byłam mała mama katowała mnie tą książką na dobranoc. Do teraz miałam do niej duży sentyment i miałam prawie każde jej wydanie.
— Przełom renesansu i baroku pani profesor— z łatwością odpowiedziałam na jej pytanie, na co ta jeszcze bardziej zirytowana usiadła na swoim fotelu zakładając okulary do czytania. Od pierwszego dnia mojej nauki tutaj ta jędza mnie nie lubiła. Nie wiedziałam czemu i co takiego jej zrobiłam, ale na każdej lekcji pytała tylko mnie i zadawała zazwyczaj dużo trudniejsze pytania niż innym. Współczułam jej wnukom, chociaż moja babcia też aniołem nie była.
Resztę lekcji spędziłam na notowaniu jej słów i odpowiadając na pytania, które zadawała tylko mi.
— Ten babsztyl do jakiś koszmar— powiedziałam do Luka, który czekał na mnie pod klasą.
— Ona już taka jest, szczególnie dla nas odkąd Liam w pierwszej klasie rzucił w nią kanapką z serem. Oczywiście niechcący, ale uraza dalej jest— zaśmiał się, gdy już wchodziliśmy do Sali gimnastycznej, gdzie często siedzieliśmy na trybunach. Usiadłam w pierwszym rzędzie a Luke od razu wziął piłkę, która leżała na podłodze i rzucił do kosza. Oczywiście udało mu się za pierwszym razem— Léa, teraz twoja kolej— rzucił we mnie piłką, którą omal nie dostałam w głowę— Przepraszam — krzyknął i czekał aż podejdę
— Luke, ale ja nie potrafię— powiedziałam załamana jego pomysłem.
— To ja cię nauczę. A jak cię nie nauczę to stawiam ci pizzę. Okej? — powiedział podając mi piłkę, którą chwilę wcześniej mu oddałam.
— Niech ci będzie— powiedziałam i próbowałam pierwszy raz rzucić, co oczywiście mi się nie udało. Drugi raz był taki sam.
— Musisz ułożyć szerzej nogi— powiedział kucając przy mnie i złapał mnie za udo ciągnąc je dalej od długiego przez ci prawie upadłam— I objąć palcami całą piłkę— złapał mnie za dłonie układając je dobrze na piłce. Skręciło mnie coś w żołądku, ale nie tak boleśnie, tylko tak inaczej. Możliwe było, że się czymś zatrułam, albo zaraziłam się od Mii, która jak mi opowiadała wymiotowała całą noc— I teraz rzuć— powiedział odrywając wzrok od moich oczu, w które bez przerwy się wpatrywał. Oczywiście do kosza nie trafiłam, co z moim wzrostem nie było dziwne. Zawsze każdy uważał, że moje metr pięćdziesiąt pięć jest słodkie, ale ja nienawidziłam tego, że nie udało mi się dorosnąć nawet do metra sześćdziesiąt.
— O, no i super— powiedziałam, gdy nie trafiłam— To co, teraz pizza? — zapytałam podchodząc do niego widząc jego rozbawiony uśmiech.
— Specjalnie to zrobiłaś— powiedział oskarżycielkim tonem— Mogłem się domyśleć, że tak będzie— powiedział kręcąc głową— Zrywamy się? — zapytał, a ja nie byłam do tego przekonana— No dawaj młoda. Twoja mama nie będzie zła. A najwyżej ją udobrucham— złapał mnie za dłonie i zaczął je przyciągać na zmianę do siebie.
— Dobrze, ale tylko dlatego że chce pizzę— powiedziałam ze zmarszczkami brwiami.
— Zostanie ci tak— zaśmiał się i pociągał mnie w stronę wyjścia z Sali a następnie ze szkoły uważając przy tym, żeby nikt nas nie zauważył. Nie mogliśmy jechać autem, dlatego szliśmy przez całe miasto nie zwracając uwagi, że dalej trzymaliśmy się za ręce tak jak wybiegliśmy ze szkoły. Do pizzerii doszliśmy piętnaście minut później i usiedliśmy przy wolnym stoliku. Gdy już zamówiliśmy pizzę zobaczyłam coś, co sprawiło, że prawie wypuściłam z rąk telefon. Moja mama wyszła z toalety, i usiadła przy stoliku z jakimś mężczyzną, który złapał ją za dłoń.
— Mama? — zapytałam głośno ze zdziwieniem. Odkąd tata nas zostawił, mama uważała, że do szczęścia jesteśmy jej potrzebni tylko ja i Alex.
— Léa? Czemu nie jesteś w szkole? — powiedziała zdenerwowana i zestresowana. Było to widać po jej minie, zawsze taką robiła, gdy coś działo się nie po jej myśli— Czy ty uciekłaś ze szkoły? I jeszcze Luka w to wciągnęłaś— powiedziała patrząc na mnie jakbym zrobiła coś bardzo złego.
— O tak mamo przepraszam cię za to że przez dziesięć lat uciekłam raz ze szkoły. W porównaniu ty się miziasz z jakimś typem nic nam o tym nie mówiąc— powiedziałam zła— Alex wie? — zapytałam dalej zła.
— Pogadacie w domu Léa— powiedział Luke odbierając pizzę.
— Jean, musimy już iść— powiedział ten facet i złapał moją mamę za rękę.
— Luke ma rację, Idźcie do domu jak już macie uciekać, bo zimno jest i jeszcze się rozchorujecie— powiedziała mama patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
Do domu szliśmy w totalnej ciszy. Byłam zła na mamę. Nie wiedziałam czemu, może po prostu bałam się, że gdy ona sobie kogoś znajdzie, to ją stracę. Bolało mnie, że mama nic mi nie powiedziała, i ciekawiło mnie, czy Maya wiedziała o tym, i czy ktoś jeszcze wie. Pizza zdążyła nam już wystygnąć, więc Luke postanowił wstawić ją na chwilę do piekarnika, a ja w tym czasie poszłam się przebrać w coś wygodniejszego niż jeansy i przylegająca bluzka. Związałam włosy w wysokiego koka i zeszłam z powrotem na dół, gdzie Luke już czekał z Pizzą w salonie.
— Nie wkurzaj się na nią— powiedział Luke, biorąc kawałek pizzy, który mi podał i włączył nasz serial. Mówić nasz mam na myśli „Jeszcze Nigdy”, czyli serial, który ja oglądałam pierwsza a on się przyczepił mówiąc że jest on nasz.
— Wiedziałeś o tym? — zapytałam mając nadzieję, że nie. Bo gdyby okazało się, że wiedział i nic mi nie mówił byłabym zła też na niego.
— Nie, ale podejrzewałem, że coś może być na rzeczy. Nie chciałem ci mówić bo nie byłem pewien— powiedział patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.
— Dobrze, wybaczę ci pod warunkiem, że oglądamy od momentu, gdzie ja skończyłam— powiedziałam zabierając ze śmiechem pilota, jednak długo nam to nie zajęło, ponieważ do domu wrócili Alex i Luis a z nimi Max i Scott. Ciężko by było jakbyśmy się nie znali, ponieważ codziennie siedzimy razem na stołówce. Max był wysokim blondynem, który uwielbiał robić z siebie głupka, ale jednocześnie był bardzo inteligentny, natomiast Scott był jego przeciwieństwem. Był średniego wzrostu u miał czarne jak smoła włosy. Był zabawny i głupkowaty, byli różni, ale oboje idealnie się dopełniali.
— Siemasz Léa— powiedział Max podchodząc no nas i przybił mi żółwika. Luke wyłączył telewizję i wziął kolejny kawałek pizzy, którą pochłaniali już Alex i Luis.
Nigdy nie myślałam, że będę siedzieć w tym domu w inną porę roku niż jesień. I bardzo mnie cieszyła ta zmiana. Cieszyłam się, że widzę teraz Mayę i chłopców codziennie i mogę spędzać z nimi właśnie takie chwile.



Broken Promise |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz