Rozdział XIV

180 14 5
                                    

Kiedy Victoria późnym popołudniem opuściła laboratorium Snape'a, udała się pod Wielką Salę, by zaczekać tam na kolację, która miała się wkrótce rozpocząć. Przysiadła na ławce i wyciągnęła z torby podręcznik do oklumencji; w cichym kącie zaczęła studiować kolejne strony.

   Po kolacji poszła do biblioteki, by spędzić resztę wieczoru nad książkami. Była świadoma, że ostatnie sprawdziany nie poszły jej najlepiej i że prawdopodobnie będzie musiała je poprawić, dlatego postanowiła rozpocząć naukę jak najszybciej. Na szczęście dziwny stan otępienia, który zawładnął nią po skatowaniu Iwanowa, minął już, mogła więc bez problemu znów skupiać się na obowiązkach, a przynajmniej tak jej się wydawało, dopóki – około dwudziestej drugiej – nie poczuła mrowienia na lewym przedramieniu.

   Jak oparzona zerwała się z krzesła i w pośpiechu odłożyła książki na właściwe regały. Pobiegła do dormitorium i wygrzebała z szafy czarny płaszcz oraz pelerynę, które założyła na siebie, po czym – ukryta przez działanie Zaklęcia Kameleona – opuściła pokój, a następnie salon Ślizgonów.

   Na korytarzu dostrzegła Snape'a, który wolno przechadzał się środkiem. Szedł w jej kierunku; prawdopodobnie miał patrol – było już po ciszy nocnej.

   Victoria zawahała się. Nie chciała pozwolić na to, aby Voldemort czekał na nią zbyt długo, ale jednocześnie obawiała się przyłapania przez Snape'a. Jeśli ten odkryje, że znów wybierała się na spotkanie z Czarnym Panem, w końcu zacznie podejrzewać, że dzieje się coś dziwnego. Zdawało się, iż nikt inny nie był wzywany na prywatne spotkania z Voldemortem tak często – jej profesor na pewno to wiedział.

   Nie miała jednak wyboru; musiała się śpieszyć. Niewerbalnie rzuciła na siebie jeszcze zaklęcie wyciszające, po czym ostrożnie spróbowała przemknąć obok Snape'a.

– Kto. Tu. Jest? – wyszeptał złowieszczo, akcentując każde słowo.

   Victoria westchnęła, ale nie zatrzymała się. Szła dalej. Jej profesor szybko jednak wydobył z kieszeni szaty różdżkę i wymierzył nią dokładnie w miejsce, w którym akurat się znajdowała, po czym ściągnął zaklęcia.

– Malfoy?

   Podszedł do niej szybko. W innym korytarzu rozległy się nagle głosy: to profesor Sprout i profesor Flitwick rozmawiali ze sobą, zbliżając się do miejsca, w którym znajdowali się Victoria i Snape.

– Musimy znaleźć Severusa. On na pewno poleci nam jakiś eliksir albo nawet sam stworzy jakąś miksturę bądź maść, jeżeli opiszemy mu objawy. Coraz więcej uczniów zgłasza, że ma tę wysypkę. Dziwna choroba dopadła nasz zamek tej jesieni – mówił Flitwick.

   Stali przy drzwiach wiodących do małej skrytki na zużyte kociołki i inne różne rzeczy. Snape otworzył je szybko, po czym wepchnął Victorię do środka i wszedł do malutkiego, zupełnie ciemnego pomieszczenia zaraz za nią.

– Nie mamy na to czasu, jak sądzę – powiedział cicho, mając na myśli nadchodzących profesorów i potencjalną rozmowę z nimi. – Lumos.

   Światło z jego różdżki rozświetliło pomieszczenie, tak małe i tak bardzo wypchane różnymi nieprzydatnymi już rzeczami, że miejsca było tylko tyle, aby dwie osoby stały bardzo blisko siebie. Victoria popatrzyła wielkimi oczami na mistrza eliksirów, czując niepokój. Na korytarzu kręcili się inni profesorowie, Snape przyłapał ją na wymykaniu się i kolejny raz będzie musiała powiedzieć mu, że została wezwana przez Czarnego Pana, a sam Czarny Pan oczekiwał jej, zapewne, jak zwykle, pozbawiony cierpliwości.

   Usłyszeli, że Flitwick i Sprout zatrzymali się tuż pod drzwiami skrytki. Snape, patrząc Victorii w twarz, przyłożył palec do własnych ust, nakazując jej pozostanie cicho.

Czarna Pani | Snape/OC, Voldemort/OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz