Rozdział XVI

91 12 6
                                    

Następnego dnia, w poniedziałek, Victoria po zakończonych zajęciach udała się prosto do gabinetu dyrektora – tak jak nakazał jej dzień wcześniej Snape. Mieli porozmawiać o przepowiedni, o której dowiedziała się od swojego profesora i z powodu której nie spała przez większość nocy.

   W gabinecie dyrektor zachęcił ją do spoczęcia na krześle przed jego biurkiem, po czym wezwał Snape'a. Ten pojawił się kilka minut później.

– A więc wiesz już wszystko, Victorio – zaczął Dumbledore, gdy i Snape zajął miejsce.

– Nie wiem, czy wszystko, ale z pewnością sporo. Profesor Snape opowiedział mi wczoraj o przepowiedni... tezie... założeniu... czy jak jeszcze inaczej można to nazwać. Czy zostało obliczone jakieś... prawdopodobieństwo spełnienia się tej wizji? Czy naprawdę istnieją spore szanse na to, że albo ja, albo profesor Snape, pomożemy Czarnemu Panu wygrać?

– Mówiłem ci już, że jeśli ta przepowiednia rzeczywiście dotyczy Czarnego Pana, to jednocześnie nie może dotyczyć mnie – wtrącił Snape, zerkając na Victorię z rozdrażnieniem. – Nie ma takiej możliwości, że to ja przysłużę się do jego zwycięstwa.

– Oczywiście, że jest taka możliwość, Severusie – odrzekł Dumbledore, wyręczając Victorię, która już otworzyła usta i wyprostowała się na krześle. – Teoretycznie, co prawda, ale jednak. Dowiemy się więcej, mam nadzieję, kiedy twój eliksir będzie gotowy.

– Aha! A więc z tego konkretnie powodu opracował pan Eliksir Transcendentii. – Victoria popatrzyła na Snape'a. – Nie mogę uwierzyć, że pomagałam panu wczoraj uwarzyć bazę, a pan nie powiedział mi prawdy o przeznaczeniu tego eliksiru... ani o niczym innym, choć miał pan wtedy świetną okazję, by to zrobić.

– Ale wyjawiłem ci ją zaledwie kilka godzin później.

– Owszem, kiedy wróciłam ze spotkania z Czarnym Panem i wyraziłam swoje niepokoje, a pan szczęśliwie w końcu postanowił mi wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę niebezpieczny czarnoksiężnik upatrzył mnie sobie za cel.

– Chciałem powiedzieć ci wcześniej. Zresztą... to nie ma już żadnego znaczenia. Zostałaś poinformowana. To się liczy. Teraz ty łaskawie poinformuj nas, jak poszły ci dzisiaj praktyczne ćwiczenia oklumencji z Draconem oraz... jak konkretnie wyglądają twoje spotkania sam na sam z Czarnym Panem.

   Victoria nie dała po sobie poznać, że poczuła się niepewnie. Nie chciała nawet wyobrażać sobie reakcji Snape'a i Dumbledore na wieść, że spacerowała z Voldemortem będącym pod człowieczą postacią po mugolskim przedmieściu, obejmując jego ramię. Uznała ostatecznie, iż fakt, że wracał dla niej do ludzkiej formy nie miał większego znaczenia, więc nie było potrzeby, aby o tym mówić.

– Z Draconem poszło mi bardzo dobrze. Nie dał rady wedrzeć się do mojego umysłu, choć próbował kilka razy. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, iż z Czarnym Panem byłoby o wiele trudniej, ale sądzę, że wiem o co chodzi i na czym to polega. Umiem zamykać swój umysł oraz podsuwać fałszywe obrazy i odczucia, wciąż jednak będę się starała doskonalić tę umiejętność. Wiem, że to ważne. Jeśli chodzi o spotkania z Czarnym Panem... – Wbiła na kilka sekund spojrzenie w blat biurka, a potem podniosła je na dyrektora. – Nie dzieje się na nich nic spektakularnego. Ot, pogawędki o niczym w jego prywatnej rezydencji. Proszę mnie nie pytać, gdzie się ona znajduje, bo nie wiem. Pogoda i pora odpowiadają wszakże tej, którą można zastać tutaj, więc być może Czarny Pan pomieszkuje dość niedaleko.

   Opowiedziała jeszcze o kilku niewiele znaczących szczegółach spotkań. Dumbledore poprosił ją, by w przyszłości donosiła mu o wszystkim, co wyda jej się znaczące, po czym pozwolił odejść. Z gabinetu wyprowadziły ją podejrzliwe oczy Snape'a.

Czarna Pani | Snape/OC, Voldemort/OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz