Rozdział XV

200 15 16
                                    

Snape z największym zirytowaniem słuchał Flitwicka i Sprout opowiadających mu o zaraźliwej wysypce, która dotknęła zwłaszcza Puchonów i Krukonów. Później został przez nich poproszony, by jak najszybciej spróbował znaleźć lub stworzyć na to lekarstwo. Poszli nawet za nim do jego magazynu, w którym przejrzał wszystkie swoje zapasy, co trochę mu zajęło. Ostatecznie przekazał zaniepokojonym nauczycielom kilka fiolek z różnymi eliksirami, które potencjalnie mogły pomóc, a jeśli nie – nie zaszkodzić.

   Kiedy w końcu się ich pozbył, było już po dwudziestej trzeciej. Postanowił udać się do Dumbledore'a, by przekazać mu to, co jemu samemu ciągle chodziło po głowie, nawet kiedy wpatrywał się w oczy profesora zaklęć i wysłuchiwał, pozornie z uwagą, jego opowieści o wysypce: Victoria znowu została wezwana w pojedynkę. To mogło świadczyć tylko o jednym – Czarny Pan działał, więc wiedział doskonale, jak już ustalili z Dumbledore'em, o przepowiedni dotyczącej jedenastek; skoro ta przepowiednia sugerowała, że Victoria pomoże Voldemortowi wygrać, to oczywiste było, iż ten próbował zbliżyć ją do siebie już teraz, by mieć pewność, że w przyszłości będzie ona stała właśnie przy nim.

   Snape zamierzał powiedzieć dyrektorowi, że nadszedł czas, by Victoria poznała prawdę o przepowiedni. To było po prostu uczciwe, by ją o tym poinformować.

   Wyszedł z gabinetu i opuścił lochy. Kiedy znalazł się w głównym hallu, zupełnie pustym, skąpanym w półmroku, wrota otworzyły się nagle.

   Ktoś wszedł do zamku będąc pod działaniem Zaklęciem Kameleona. Snape nie musiał się zastanawiać ani sekundy, by wiedzieć, że to ona wróciła. Kiedy zdjęła zaklęcie i stanęła przed nim, cała i zdrowa, jakiś cień dziwnej ulgi przebiegł mu po duszy.

– Na szczęście nie trzymał mnie długo – powiedziała cicho, odwracając wzrok.

– Dokąd cię zabrał? Co robiliście? – pytał.

   Naprawdę go to ciekawiło. Co Czarny Pan mógł robić sam na sam z Victorią Malfoy? Gdzie organizował te spotkania? Przecież na pewno nie w głównej siedzibie śmierciożerców, a więc jej własnym dworze rodzinnym.

– Do jakiegoś obcego mi domu, podobno należącym do niego. Nie robiliśmy nic szczególnego.

   Wciąż nie powiedziała o drugim obliczu Czarnego Pana. Chciała to zrobić, nawet bardzo, ale z jakiegoś powodu coś ją przed tym powstrzymywało.

– Chodźmy do dyrektora. Porozmawiamy o całej tej sytuacji we trójkę – rzekł Snape.

   Ruszył, ale zaraz się zatrzymał, bo ona wciąż stała w miejscu.

– Możemy zrobić to jutro? Dzisiaj... chciałabym położyć się już spać, ale przed tym... zamienić parę słów z panem. W cztery oczy. Bez dyrektora.

   Patrzyła na niego chwilę, a potem znowu spuściła wzrok. Snape zdziwił się; to nie było w stylu Victorii Malfoy. Poczuł się nawet lekko zdenerwowany. Czyżby Czarny Pan opowiedział jej o czymś mrocznym dotyczącym jego osoby, prawdziwym bądź nie?

– Dobrze więc. Chodźmy.

   Kiedy dotarli do jego gabinetu, Victoria opadła na krzesło przed biurkiem. W ramionach trzymała zwiniętą czarną pelerynę i płaszcz, które zdjęła z siebie w czasie drogi. Jej dłonie nerwowo wędrowały po tkaninach, co wskazywało na to, że temat, który miała zamiar poruszyć, nie mógł być łatwy.

– Potrzebujesz jakiejś herbaty bądź ziół? – zapytał, marszcząc brwi; zasiadł już jakiś czas temu na swoim krześle i czekał cierpliwie na jej słowa, jednak te wciąż się nie pojawiały.

Czarna Pani | Snape/OC, Voldemort/OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz