15

39 3 54
                                    

Hanbin wpatrywał się w skrzypka z rozczarowaniem, smutkiem tak wielkim, że każdy mógł go poczuć. Och, jak był zawiedziony jego zachowaniem, jak wielkie oczekiwania miał i jak bardzo poczuł się zdradzony, słysząc te obrzydliwe słowa, które wypowiedział do Matthew. Tak jakby ten drugi zachował się w porządku, jakby miał większe prawa tylko dlatego, że nie posiadał tak ogromnej ilości pieniędzy. Jakby miał specjalne przywileje i mógł ranić bez konsekwencji.

Zacisnął pięści, starając się zapanować nad budzącą w nim agresją. W innej sytuacji, prawdopodobnie dałby mu w pysk. Gdyby to nie był Hao, jego Hao, który obudził w nim słabość, nie zahamowałby tej ogromnej potrzeby, żeby stanąć w obronie przyjaciela. Pierdolona hierarchia ludzi w jego życiu.

Wszyscy wokół zamilkli, zdziwieni tym, jak chamsko muzyk skomentował rudowłosego. Taerae uśmiechnął się pod nosem, obserwując to uważnie. Kojarzył Zhanga ze szkoły, był najlepszy w grze na skrzypcach, a jednak pozostawał w cieniu, więc oglądanie go w tym wydaniu, było kurewsko zabawne. Mógłby wykorzystać to na milion sposobów, pozbawiając go autorytetu. Burząc wizerunek jego rodziny. Mógłby.

– Hanbin, ja... – Hao wymamrotał, wiedząc, że prawdopodobnie przekreślił ich relację. Nie wiedział, co ma powiedzieć, poniosło go, choć w duchu wiedział, że dobrze zrobił. Czemu miał dać pluć sobie w twarz? To nie on zaczął. Nie zrobił nic złego.

Nie było dane mu dokończyć. Sung pokręcił głową, zostawił wszystko, nawet Seoka i wyszedł wkurwiony z loży, z zamiarem opuszczenia klubu. Drżał ze złości. Nie tak to miało się potoczyć, chciał tylko z nim porozmawiać, wyjaśnić swoje uczucia, kurwa, chciał go nawet przeprosić! I zaczął żałować, że w ogóle zgodził się na przyjście tam.

Hao był chodzącą porażką. Niszczył wszystko.

Wzrok blondyna zmienił się, był smutny, winny, miał wrażenie, że wytrzeźwiał i cały świat znowu był przeciwko niemu. Cały oprócz Ricky’ego, który patrzył na przyjaciela ze zmartwieniem, choć sam nie wiedział, co powinien powiedzieć. Cała ta kłótnia była przytłaczająca, nie tylko dla dwójki kochanków, ale dla otaczających ich osób. Ich energia, aura, działała boleśnie.

– Pobiegniesz za nim czy masz zamiar skończyć ze swoim drugim chłopakiem? – Matthew odezwał się, przerywając ciszę w pomieszczeniu, jego ton ociekał ironią i chłodem. Skoro Hanbin nie zareagował, to czemu miałby się teraz hamować przed zranieniem Hao? Zasłużył.

– Powiedz jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że potraktuję cie gorzej niż wcześniej – głos Hao zadrżał pomimo tego, że patrzył rudowłosemu prosto w oczy i Seok poczuł, że byłby w stanie to zrobić. Wyższość tego mężczyzny była wyczuwalna, gdy tylko się na niego spojrzało.

Nie obchodziła go odpowiedź, nie obchodziło go już nic, tylko Sung Hanbin. Wyszedł z loży, prawie potykając się o własne nogi na schodach. Przeciskał się przez pijanych ludzi, ostatkami sił walcząc z rosnącą w nim paniką. Dziwił się, że jeszcze nie zaczął płakać. Grał silnego przed obcymi, założył swoją maskę, której ani śnił zdjąć, gdy był w pomieszczeniu pełnym znajomych Shena.

A teraz, kiedy wybiegł z klubu i zimne powietrze zderzyło się z jego rozpalonym ciałem, był o krok od zasłabnięcia. Zrobiło mu się niedobrze. Nigdzie nie widział Hanbina, albo po prostu nie mógł go dostrzec przez zawroty głowy. Rozejrzał się wręcz panicznie, szukając znajomej sylwetki.

Gdzie mógł pójść? Hao kompletnie nie znał tej okolicy, nie znał żadnej pieprzonej okolicy w tym kraju.

Zaszlochał cicho, łzy utrudniały mu widok i już z nimi nie walczył. Nie miał siły dłużej udawać. Starał się ścierać je ze swoich policzków, ale słonych kropel nie było końca. Musiał znaleźć Hanbina. Musiał. Stał się jego powodem do życia, obsesją, która dawała mu nadzieję na szczęście.

illusion | haobinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz