12

33 3 20
                                    

Matthew poczuł, jakby ktoś dał mu w pysk. Drżały mu dłonie, gdy szedł korytarzem, słysząc za sobą kroki i głos swojego przyjaciela. Miał ochotę uciec. Schować się przed światem, wszystko, byleby uniknąć tej rozmowy.

Mentalnie jebnął się w głowę za to, że wyciągnął wtedy rękę do Hao. Wyglądał na przybitego, więc zwyczajnie chciał mu pomóc, ale nie sądził, że ten poleci na Hanbina, boże drogi. Co za tragedia. Był na siebie tak kurewsko zły.

— Poczekaj, do cholery! — Hanbin w końcu go dogonił i złapał za rękę.

Nie był przygotowany na widok swojego przyjaciela ze łzami w oczach. Zrobiło mu się tak głupio, że spuścił wzrok. Właśnie tego się obawiał. Nie chciał zranić go w ten sposób. A Seok po prostu milczał, nie miał nic do powiedzenia, nawet nie wiedział, co mogły powiedzieć. Miał wyznać mu miłość? Przecież to było widać. Miał przeprosić? To wszystko było takie głupie, takie bezsensowne.

— Słuchaj, to co widziałeś, to nic nie znaczyło. Przysięgam. — ciemnowłosy złapał Matthew za obie dłonie i spojrzał mu prosto w oczy, próbując ugrać tym większą wiarygodność.

Kłamał, a Matthew łaknął tego kłamstwa bardziej niż czegokolwiek innego.

Sung nie spuszczał z niego wzroku, nie miał zamiaru go stracić. Nie mógł przyznać, że pocałunek z Hao zadziałał na niego do tego stopnia, że mu stanął. Był tylko mężczyzną, a Zhang zwyczajnie na niego działał. Tylko ich dwójka o tym wiedziała i cieszył się, że miał dziś ogromną bluzę, która tuszowała ten incydent.

Cisza. Długa i męcząca cisza między tymi dwoma chłopcami była wręcz przytłaczająca, ale tylko dla jednego z nich. Hanbin nie czuł się niezręcznie, przywykł do tego, gdy Matthew próbował się do niego zbliżać. Niby pocałowali się kiedyś po pijaku. Reszta tych zbliżeń kończyła się na przytulaniu czy nieco zbyt intymnych choreografiach, nic więcej. Z resztą pocałunku pod wpływem alkoholu Sung nawet nie uznawał. Nie czuł wtedy nic i był najebany w trzy dupy, tak samo Matthew, chociaż on prawdopodobnie tego nie pamiętał.

Rudowłosy tancerz bił się z myślami. Stał tak, próbując rozgryźć swojego przyjaciela, ale nic konkretnego nie wymyślił. Dotknęło go jakieś uczucie pustki wraz z chwilą, gdy Zhang Hao perfidnie wpatrywał się w niego z tym zwycięskim wyrazem twarzy. Nie mógł tego wymazać ze swojej głowy. I kurwa, to zadowolenie na twarzy Hanbina, nigdy go takiego nie widział. Jakie to było rozdzierające. Czego mu brakowało?

Musiał to sprawdzić. Musiał mieć pewność.

Przysunął się i bez słowa dotknął swoimi ustami ust wyższego chłopaka. Sung zastygł na moment, miał wrażenie, że zrobiło mu się niedobrze, ścisnęło go w żołądku ze stresu, ale nie mógł tak tego zostawić. Nie mógł go znowu zranić. Co za porażka. Hanbin oddał pocałunek, czując jak z każdą sekundą poczucie, że coś jest nie tak, zżera go od środka. To nie było ani trochę w porządku, nie czuł tego, co dawał mu Hao. Nie było w tym ekscytacji, pasji, intensywności. Brakowało dosłownie wszystkiego. Dlaczego?

— A to coś znaczyło? — niższy w końcu zabrał głos, kiedy odsunął się od przyjaciela.

— Matt... — Sung westchnął i przetarł dłońmi twarz.

Nie wiedział, jak ma to powiedzieć, więc tylko pokręcił głową. To nic nie znaczyło i nie mógł aż tak skłamać, to co robił było złe. Było mu ciężko na sercu i duszy, gdy ujrzał w oczach przyjaciela zagubienie. Nie spodziewał się tego? Udawał? Hanbin nie mógł tego stwierdzić. Wiedział za to, że ich relacja wisiała na włosku i żałował, że wcześniej nie postawił granicy.

illusion | haobinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz