Part 1.

5K 329 35
                                    

Dzwonek do drzwi sprawiał, że znowu bolała mnie głowa. Po chwili słyszałem kroki na schodach i w sypialni pojawiła się moja mama.

- Sprzątałam tu kilka dni temu! - powiedziała zrezygnowana.

Rozejrzałem się po pokoju. Na podłodze walały się paczki po chipsach, brudne talerze albo kartony po pizzy i butelki. Mnóstwo butelek. Przeróżne alkohole i słodzone gazowane napoje pomagały mi przetrwać. Olałem wszelkie wskazówki trenera dotyczące zdrowego odżywiania i ćwiczeń. Nie miałem nawet sił schodzić na dół, ale przynajmniej tam było w miarę czysto. Chciałem leżeć w łóżku, jeść chipsy albo lody i oglądać seriale, które nie przypominałyby mi o tym dupku. W telewizji każdy nadal mówił o nim i o Amber. Chłopak bez przerwy pisał smsy po naszym rozstaniu, ale w pewnym momencie przerwał. Odsunąłem się od zespołu, a manager usprawiedliwiał mnie. Zresztą fani wiedzieli przez co przechodzę - byli świadomi jak wiele Louis dla mnie znaczył, a ciąża zniszczyła wszystko.

- Rozmawiałam z Louisem - powiedziała moja mama, zbierając śmieci do czarnego worka.

- Nie wymawiaj tego imienia.

- Skarbie, wiem, że cierpisz, ale...

- Nie mów do mnie 'skarbie'.

- Harry, ja....

- Tak też nie mów.

- A jak mam mówić?! Tak masz na imię!

- Nic nie mów. Tak będzie najlepiej.

- Jutro masz spotkanie z zarządem.

- Wiem.

- Zawiozę cię, chcesz?

- Nie, nie idę na nie.

- Musisz iść, Har... - przerwała widząc jak zaciskam pięść. - Musisz iść, synku. To twój zespół.

- To BYŁ mój zespół, mamo. Zresztą jestem zmęczony, chcę iść spać.

- Idź pod prysznic, pójdziemy na jakieś zakupy, wyjdziesz z domu.

- Wyjdź, mamo, proszę.

Ściągnęła ze mnie kołdrę i podeszła do okien. Rozsunęła zasłony o przyjemnym kolorze cappuccino po czym zaczęła zbierać brudne ubrania.

- Idź pod prysznic.

- Daj mi spokój, mamo!

- Harry, od ponad miesiąca leżysz w łóżku! - podniosła głos. - Czas wrócić do żywych! Wiem jak się czujesz, ale to nie powód żeby zamieniać swoje życie w egzystencję! Wyjdź gdzieś, zabaw się!

- Nie chcę samemu.

- Zadzwoń do chłopaków.

- Oni są z Louisem.

- To do innych znajomych.

- DO nich też chodziłem z Louisem - powiedziałem cicho siadając na brzegu łóżka. Na podłodze była plama po pepsi, która teraz lepiła się.

- To wyjdź gdzieś z Gemmą.

- Chcę iść z Louisem - szepnąłem, a moje oczy znowu stały się wilgotne.

Przytuliła mnie, mówiąc, że nie powinienem płakać. Niechętnie wstałem i skierowałem się do łazienki. Moje bose stopy wlokły się po podgrzewanej podłodze, a za duże spodnie dresowe wręcz błagały o pranie. Zsunąłem je i wszedłem pod prysznic. Oparłem się czołem o ścianę i znowu wybuchnąłem płaczem. To miejsce również kojarzyło mi się z Lou. Niejednokrotnie zaspokajaliśmy się tutaj wzajemnie.

Wytarłem ciało bawełnianym ręcznikiem, wsunąłem na siebie bokserki i z powrotem skierowałem się do sypialni. Na łóżku nie było pościeli, ale to nie zabroniło mi położyć się. Skuliłem się, biorąc w ręce zdjęcie naszej dwójki.

- Zejdź na dół - moja mama znowu weszła do sypialni.

- Nie chcę.

- Idź, zaraz zrobię naleśniki.

Siedząc w pomieszczeniu na dole wspominałem wspólne gotowanie. Zawsze było dużo śmiechu i bałaganu. Tęskniłem za jego śmiechem, głosem, gestami, pocałunkami, przytuleniami.

Następnego dnia czułem przygnębienie i ekscytację jednocześnie. Moje serce przyspieszało dwukrotnie na samą myśl o spotkaniu Louisa. Czułem ścisk w żołądku i gardle. Wchodząc do budynku zarządu naciągnąłem rękawy szarego swetra i oplotłem się rękoma. Nie czułem się pewnie. Chciałem być w domu, w bezpiecznym domu. Chciałem zakopać się w łóżku i wrócić do oglądania telewizji. Mimo to teraz wjeżdżałem windą na drugie piętro. Kiedy winda się otworzyła, moim oczom ukazał się nikt inny jak mój brunet.

This mistake is miracle - Larry FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz