Gdy Leon skończył miesiąc, my wzięliśmy się za nowy album. Wtedy chłopiec zostawał z babcią albo ciocią. Mieliśmy gotowych kilka tekstów, które powstały przez ostatnie miesiące. Niektóre obdzierały nas z prywatności i opisywaliśmy w nich swoje odczucia. Chłopacy byli zachwyceni balladami, a Zayn zajął się tymi, które później puszczane są na imprezach.
Niemowlak nie spał w nocy, a my czasami byliśmy naprawdę padnięci w studiu. Myliliśmy słowa, narzekaliśmy i chcieliśmy poprawiać nagrania. W końcu udało nam się nagrać dwa kawałki i zadowoleni wróciliśmy do domu. Moja teściowa musiała wracać na weekend do domu, ale obiecała, że w razie potrzeby jest pod telefonem. Przytuliłem chłopca, który obudził się z drzemki i pocałowałem go. Louis zamawiał pizzę, a ja siadałem z Leonem na kanapie. Przytuliłem chłopca, leżącego na mojej klatce piersiowej i czekałem na mojego narzeczonego. Poczułem jego usta na swojej głowie i chłopak przytulił mnie. Czułem zmęczenie i miałem nadzieję, że dzisiejsza noc będzie spokojniejsza i Leon da nam się wyspać.
- Kochanie, tak sobie myślałem dzisiaj... - zaczął Tomlinson. - Pamiętasz o czym mówiłem przed zarządem?
- Że mam mieć taką samą umowę jak ty, wiem.
- I co jeszcze?
- Że Leon będzie z nami w trasie.
- I...?
- Że weźmiemy ślub - powiedziałem, próbując powstrzymać uśmiech.
Chłopak pocałował mnie, biorąc laptopa. Leon poruszył się więc Louis odłożył go na dużą poduszkę dla niemowląt, przypinając pasami.
- Co powiesz na to? - usłyszałem, a chłopak odwrócił laptopa w moją stronę. Na ekranie pokazywany był duży dom weselny i piękny ogród, w którym zazwyczaj odbywała się ceremonia.
- Jest idealnie, Lou - szepnąłem, czując jak oczy zachodzą mi łzami. Nie spodziewałem się, że pamięta wszystko co mówiłem o wymarzonym wesele. Zawsze chciałem je w plenerze. Wyobrażałem sobie nasz pierwszy taniec, dania, dekoracje. - Ale dlaczego Australia?
- Pogoda, Harry. Nie chcę żeby zaczęło padać, gdy będziemy ślubować sobie miłość.
Przytuliłem się do niego i starałem się opanować pisk i ekscytację. Chłopak pokazywał mi kolejne zdjęcia i opowiadał o miejscu. Było cudowne, a ja już chciałem ten ważny dzień.
- Teraz mam kolejną niespodziankę.
- Jaką?
- Szesnasty maja, kochanie.
- Szesnasty?
- Wtedy zostaniesz moim mężem - szepnął, całując mnie.
- Co!?
- Zarezerwowałem termin, bo nie zostało dużo wolnych. Teraz możesz zadzwonić do mamy.
Prędko wyszedłem z salonu z telefonem. Oczami wyobraźni widziałem jak Louis śmieje się słysząc moją relację. Piszczałem jak mała dziewczynka, opowiadając o planowanym ślubie. Mój telefon zawibrował, gdy zakończyłem połączenie, powiadamiając mnie o wpisie dodanym przez Louisa "16.05". Podałem dalej i czekałem na reakcję fanów. Miałem wrażenie, że rodzina Tomlinsona wiedziała o decyzji chłopaka, bo on nie wydzwaniał do każdego. Przytuliłem się do niego, sięgając po pizzę. Leon dał o sobie znać, a Lou od razu podszedł do niego.
- Cześć, przystojniaku - powiedział, uśmiechając się do chłopca. - Uh, coś nam tu śmierdzi.
Zniknął na górze po czym wrócił z odświeżonym dzieckiem. Ja w tym czasie odgrzałem mleko i podałem dla drugiego tatusia, który zajmował się swoim synkiem. Musieliśmy jechać na zakupy więc zacząłem sporządzać listę. Leon podczas jazdy autem zazwyczaj zasypiał więc w supermarkecie spokojnie spał, zakryty kocykiem. Fani robili zdjęcia, a Lou prosił ich o spokój. Widziałem jak traci cierpliwość, słysząc płacz czy piski. W końcu udało nam się wrócić do domu.
Wieczorem wszystko zapowiadało, że noc będzie spokojna. Niestety tak się nie stało, a po jedenastej Leon zaczął przeraźliwie płakać. Nie wiedziałem jaka była przyczyna, bo karmiony był kilka minut wcześniej, a pielucha była czysta. Czułem jak zaczyna panować nade mną strach.
- Zrób coś - jęknąłem, gdy chłopiec nie uspokajał się ani na chwilę. Nie pomagało noszenie, tulenie, kołysanie w wózku. Chłopiec był już czerwony od płaczu, a mnie zaczynała bolec głowa.
- Ale co?!
Położyłem go w kołysce, licząc, że to coś zmieni. Zdenerwowany Louis wrócił z butelką herbaty, ale to i tak nic nie dało oprócz mokrej plamy na jego koszulce. W końcu wybrałem numer mojej mamy, która w tle słyszała płacz dziecka. Poleciła nam masaże brzuszka i obiecała, że niedługo będzie. Czterdzieści minut później zjawiła się, a ja byłem już po kłótni z Louisem. Chłopak nie umiał poradzić sobie z dzieckiem, a ja zarzucałem mu, że ma tyle rodzeństwa i powinien mieć wprawę. Moja mama przyznała, że Leon ma kolkę i teraz trudne tygodnie przed nami, bo to nie przechodzi od razu. Poprosiła Louisa żeby kupił w aptece krople, a ja warknąłem, że teraz ucieka.
- Jak chcesz to jedź! - powiedział podniesionym głosem.
Znowu zaczęliśmy się kłócić, a moja mama uspokoiła nas. W końcu obaj wyszliśmy z domu i napawaliśmy się ciszą. Jednak strach, że Leonowi coś się stało nie pozwolił nam na wyluzowanie się. Po powrocie zdziwiliśmy się ciszą, która panowała. Z pokoju chłopca dobiegał szum suszarki, a moja mama siedziała na fotelu ze śpiącym niemowlakiem. Poprosiła żebyśmy byli cicho, a ja patrzyłem z niedowierzaniem jak masuje brzuch, jednocześnie ogrzewając go. Przed drugą dziękowaliśmy jej, a ta dawała nam wskazówki. Poprosiliśmy żeby została do rana, a ta zgodziła się. Leżąc w łóżku z Louisem przepraszałem chłopaka za słowa, które padły. Tomlinson przytulił mnie, prosząc żebym spał.
Leon nie spał już od szóstej, a ja błagałem o chwilę spokoju. Louis nakarmił go i położył się z nim obok mnie. Patrzyłem na chłopaka i dziecko i czułem jak bardzo szczęśliwy jestem.
Chłopiec ssał smoczek i usypiał, a ja położyłem rękę na jego malutkie ciało i zacząłem głaskać po plecach. Wczoraj miałem ochotę oddać go do mamy, a dziś znowu oddałbym za niego życie.
-----
Meh, ta dzisiejsza notka jakaś taka niewydarzona. Myślałam, że wyjdzie lepsza, ale przecież to końcówka, a i tak mało kto czyta. Jedna notka + epilog do końca! :')
CZYTASZ
This mistake is miracle - Larry FF
FanfictionJedna noc. Kilka drinków, jedna chwila. Jedna chwila zapomnienia i cały świat może legnąć w gruzach. Louis i Harry tworzyli najpiękniejszą parę show biznesu. Wreszcie po pięciu latach ukrywania mogli się ujawnić. Fani byli wzruszeni, a oni szczęśliw...