Rozdział 2

50 11 29
                                    

Rozdział 2

Vivi

 

Stał nade mną, prosząc, żebym z nim poszła. Ale ja... ja nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, gdzie on był. Nie wiedziałam, czy mogę Eliasowi zaufać. Strach paraliżował moje ciało i umysł. Czy to naprawdę się dzieje? A co, jeśli to pułapka? A co, jeśli on to wymyślił?

Z trudem rozpoznałam Eliasa. Był jednym z gwardzistów mojego ojca, tak samo jak Erik... A przecież Erik mnie zdradził.

Musiałam zaryzykować. Był jak światełko w tunelu, ostatnia nadzieja, ale moje ciało nie chciało współpracować. Próbowałam wstać, ale byłam zbyt słaba. Nogi uginały się pode mną, jakbym zapomniała, jak się poruszać. Łzy paliły mnie pod powiekami, próbując się wydostać. Czułam się sparaliżowana, bezradna.

Elias podszedł bliżej, chciał mi pomóc, ale jego dotyk... Ten dotyk był nieznośny. Obrzydzenie przeszyło mnie na wskroś.

– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam, odskakując w panice. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie dotykał. Dotyk był... obrzydliwy. Przynosił ból, przypominał o wszystkim, co przeszłam.

Udało mi się wstać, choć ból nie opuszczał mojego ciała. Powolnym krokiem ruszyłam za Eliasem, schodząc po schodach w dół. I wtedy go zobaczyłam... Erik! Leżał nieruchomo, w kałuży gęstej krwi, która spływała po stopniach, tworząc makabryczną ścieżkę w dół. Zamarłam, wpatrując się w ten widok, nie mogąc oderwać wzroku.

Elias zatrzymał mnie gestem. Zszedł ostrożnie na korytarz, rozglądając się wokół, jakby sprawdzał, czy nikt się nie zbliża. Potem spojrzał na mnie.

– Musisz chwilę zaczekać. Zapamiętaj: trzy stuknięcia w ścianę znaczą, że to ja. Jeśli usłyszysz cokolwiek innego, musisz natychmiast wrócić do pokoju. Rozumiesz? – Jego słowa były wyraźne, ale ja... ja nie rozumiałam. Nic nie rozumiałam. Panika zaczęła mnie dławić, serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam, co zrobić.

– Nie możesz mnie zostawić... nie chcę... – Wypowiedziałam te słowa ledwo słyszalnie, ale Elias przerwał mi pośpiesznie:

– Nie będzie mnie tylko chwilę, niedługo do ciebie wrócę. Muszę sprawdzić, czy droga jest bezpieczna. Nic ci się nie stanie. – Jego głos był spokojny, ale wewnętrzny niepokój nie ustępował.

– Proszę, nie... – zaczęłam, ale odszedł, zanim zdążyłam dokończyć.

Usiadłam na stopniu, wpatrując się w kapiącą krew, spływającą powoli po schodach. Było coś hipnotyzującego w tym widoku. Po chwili zaczęłam odczuwać dziwny spokój, jakby wszystko wokół mnie traciło znaczenie. Ale każde, nawet najmniejsze, dźwięki przerywały ten spokój – szczury i myszy przemykające po korytarzach. Kiedyś się ich bałam, ale teraz... były moimi jedynymi towarzyszami, jedynymi, którzy mnie nie zranili.

Nagle coś usłyszałam. Ktoś tu idzie? Słyszę kroki... Czy były stuknięcia? Nie pamiętam... Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, a ciało znowu odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wstać, uciekać... ale nie mogłam. Strach i stres paraliżowały mnie całkowicie. I wtedy pojawił się ktoś, ubrany w zbroję gwardii, która kiedyś chroniła naszą rodzinę. Patrzyłam na niego bez ruchu, wszystko działo się tak szybko.

– Co tu robisz? – Zapytał donośnym, pewnym siebie głosem.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Słowa ugrzęzły mi w gardle, patrzyłam na niego, niezdolna do reakcji. I nagle... świst. Zanim zdążył obrócić głowę, sztylet z ogromną siłą wbił mu się w oko. Z impetem upadł na ziemię. Elias pojawił się natychmiast, podbiegł do ciała i wyciągnął ostrze z jego głowy.

– Vivianna, musimy iść. Droga jest czysta, nie mamy dużo czasu – powiedział szybko.

Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc na to, co się przed chwilą stało. Elias właśnie zabił człowieka... Jak miałam mu zaufać? W mojej głowie było za dużo myśli, zbyt wiele emocji. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wszystko wydawało się nierealne, jakby odcięte od rzeczywistości. Siedziałam, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Elias mówił coś do mnie, ale nic nie rozumiałam.

W końcu podszedł, chwycił mnie mocno i przerzucił przez ramię. Nie protestowałam. Nie miałam siły, żeby protestować.

Zaczął iść szybkim krokiem, jakbym nic nie ważyła. Mijaliśmy jedną komnatę po drugiej, a w końcu dotarliśmy do większej, wyróżniającej się rozmiarami. Były tam ogromne, drewniane drzwi, które prowadziły na wewnętrzny mur otaczający dzielnicę królewską górnego miasta. Elias otworzył je, a to, co zobaczyłam za nimi, wstrząsnęło mną do głębi.

Jonvering... Miasto, które znałam przez całe życie, nie wyglądało już tak, jak je zapamiętałam. Wszędzie unosił się dym i płomienie. Krzyki ludzi odbijały się echem od murów, a strażnicy brutalnie przepędzali mieszkańców z jednego miejsca w drugie. To był przerażający widok, który sprawił, że serce zamarło mi w piersi.

Szliśmy wzdłuż murów, zmierzając w prawo, w przeciwnym kierunku do dziedzińca zamku. Mury były szerokie, ale każdy krok przypominał mi o zagrożeniu, które mogło nadejść z każdej strony. Po obu stronach widziałam dachy budynków, które zdawały się ciągnąć bez końca, a pod nami – miasto pochłonięte chaosem. Elias szedł pewnie, nie oglądając się za siebie. Ja, walcząc ze strachem, starałam się dotrzymać mu kroku.

W pewnym momencie zaczęłam dostrzegać ciała strażników rozrzucone na murach. Leżeli, nieruchomi, ich zbroje połyskiwały w świetle księżyca. Nie było czasu na zastanawianie się, co się stało – musieliśmy iść dalej. Serce biło mi szybciej, gdy w oddali zobaczyłam miejsce, gdzie dachy budynków łączyły się z murami zamku. Przygotowana drabina była tam już ustawiona, oparta o mury, prowadząc w dół na dach budynku. Elias szybko zszedł pierwszy, a ja, walcząc z drżeniem rąk, podążyłam za nim.

Kiedy znaleźliśmy się na dachu, Elias doprowadził mnie do wejścia budynku, który wydawał się opuszczony. Otworzył drzwi delikatnie, zaglądając do środka, aby upewnić się, że jest bezpiecznie. Po chwili kazał mi wejść. W środku zobaczyłam trzech mężczyzn w zbrojach, które nie przypominały tych, które widziałam w Jonvering. Gdy mnie ujrzeli, natychmiast uklękli i donośnie powiedzieli:

– Najjaśniejsza Księżna Veringardu! Służymy pomocą!

Krew Następcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz