Rozdział 8

42 6 42
                                    

Rozdział 8

Dorian

Ból z tyłu głowy był jak uderzenie toporem, tnące przez czaszkę, i nagle otworzyłem oczy. Stałem na nogach, choć ostatnie, co pamiętam, to chłód ziemi, miękkiej i mokrej.

Spojrzałem w dół. Byłem nagi, a w mojej dłoni... mój topór. Wyryty na tarczy wbitej w podłoże napis, „Tu spoczywa Dorian, syn Aldegara, z rodu Leszyców. Niech bogowie przyjmą go do Aethelion." przypominał mi, że już mnie tu nie ma. A jednak byłem - stałem nad własnym grobem.

Przede mną jezioro, spokojna tafla jakby odbijała coś innego niż ten świat. Niebo nad wodą miało w sobie coś obcego, ciemne, gęste chmury wisiały zbyt nisko, jakby ciężarem przygniatały cały krajobraz, a powietrze było nienaturalnie ciche, jakby zatrzymał się czas. Za mną, las, który powinien być pełen szumu, też milczał, jak miejsce dawno zapomniane przez życie.

Czułem, że jestem gdzieś pomiędzy.

Gdy zacząłem się rozglądać, nagle ciszę rozdarło skrzeczenie. Kruki - tysiące kruków - wyleciały z lasu jak czarna chmura, krążąc w powietrzu, jakby coś je stamtąd wygnało. Obróciłem się gwałtownie, wpatrując się w gęstwinę drzew, lecz niczego poza tą kaskadą czarnych ptaków nie dostrzegłem. Ból w głowie stopniowo ustępował, pozostawiając za sobą pustkę i dziwne poczucie spokoju.

Wtedy kątem oka zobaczyłem coś na jeziorze. Obróciłem się przez ramię i zamarłem. Po tafli jeziora, cicho, bez fal, szła kobieta. Jej suknia była biała, niemal świetlista w tej wszechobecnej ciemności. Sama zdawała się emanować jakąś nieziemską aurą, a jej twarz była niemal nieludzka - doskonała, wyrzeźbiona jakby przez samych bogów.

Oczy miała głęboko osadzone, migoczące chłodnym blaskiem, który przyciągał i jednocześnie onieśmielał. Ich kolor był nie do opisania - coś pomiędzy srebrem a fioletem, pełen tajemniczej głębi i mądrości. Kości policzkowe były wysokie, dodające jej obliczu szlachetności, a usta, pełne i delikatnie zarysowane, wydawały się nieco uniesione, jakby w ledwie widocznym uśmiechu.

Jej cera lśniła blado, ale nie słabością - wręcz przeciwnie, była idealna, porażająca w swej nieskazitelności. Drobne fale jej jasnych włosów, opadające na ramiona, otaczały twarz niczym delikatna aureola, unosząc się lekko, jakby przeczyły prawom tego świata. Kiedy się zbliżała, jej spojrzenie zdawało się przenikać mnie na wskroś, a jednocześnie otulać, jakby wzywała mnie do świata, którego nigdy wcześniej nie znałem.

- Kim jesteś? - zapytałem, choć w głębi ducha coś już podpowiadało mi odpowiedź.

Uniosła głowę, patrząc na mnie wzrokiem pełnym dziwnej znajomości, jakbyśmy znali się od zawsze. Jej głos był miękki, ale pełen głębokiej siły.

- Wiesz dobrze, kim jestem, Dorianie - odpowiedziała, a słowa te wybrzmiały jak odwieczna prawda, której nie da się podważyć.

Wiedziałem. Przypływ zimnego dreszczu przeszedł przez moje ciało.

- Noctyra - wyszeptałem, a jej imię zawisło w powietrzu, niosąc się echem przez ciemne wody jeziora.

Zbliżyła się jeszcze bardziej, a jej oczy, pełne srebrzystego blasku, wpatrywały się we mnie jak w istotę, którą znała lepiej, niż ja znałem samego siebie.

- Dlaczego mam cię wpuścić do Aethelionu? - zapytała cicho, a każde słowo wydawało się ciążyć na moim sercu.

Nie miałem gotowej odpowiedzi. W tej chwili czułem tylko pustkę, która ogarniała mnie jak zimna mgła.

- Powiedz mi - kontynuowała, a jej głos, choć spokojny, krył w sobie jakąś niewidzialną moc - co zrobiłeś na ziemi, bym cię zabrała do Aethelionu?

Krew Następcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz