Rozdział 6

57 8 57
                                    

Rozdział 6

 

Elias

Siedzieliśmy w domu Sambora, wpatrując się w jego ojca, gdy z przejęciem opowiadał swoją historię. Każde słowo wypełniało ciszę pomieszczenia, tworząc napięcie, które unosiło się jak ciężki dym.

– Sam już nie wiedziałem, czy to pot, czy krew płynie mi do oczu – zaczął głosem pełnym trwogi. – Wszędzie słychać było pisk kruków, a w powietrzu unosił się metaliczny zapach juchy, mieszający się z odorem palących się ciał.

Na chwilę zapadła cisza, jakby wszyscy wyobrażali sobie ten upiorny krajobraz.

– Nie było czasu na wahanie – kontynuował po chwili. – Musiałem walczyć. Wokół mnie unosił się dym, przeszywany jękami rannych i umierających. Podłoże było miękkie, błoto powstałe z ziemi i krwi sprawiało, że każdy krok stawał się coraz cięższy.

Każde jego słowo oddawało ogrom bólu i ciężar walki, który dźwigał tego dnia.

– W końcu go zobaczyłem... jego postać przerastała innych, a jego sława szła przed nim. Nazywali go Champion Srebrnooki – mówił, a jego głos lekko zadrżał. – Był wielki jak niedźwiedź, a jego ciało pokrywały runy o barwach niebiesko czarnych, charakterystycznych dla niebieskookich Ostirian.

Starzec na chwilę zamilkł, jakby obraz tamtego człowieka zbyt mocno utkwił w jego pamięci.

– Ale to jego oczy najbardziej przykuwały uwagę – ciągnął dalej, jakby mówiąc bardziej do siebie niż do nas. – Srebrne, przenikliwe, nie z tego świata. Wyróżniał się wśród swoich jak demon wśród ludzi.

Rzucił wzrok na mnie, a w jego oczach widziałem cień dawnego strachu.

– Spojrzał na mnie i natychmiast ruszył do ataku. W dłoni ściskał wielką buławę, a każde jego uderzenie niosło siłę, której nie mogłem zignorować. Nasze bronie zderzyły się z ogłuszającym hukiem, ale jego siła przewyższała moją.

Słowa płynęły z jego ust z każdym kolejnym wspomnieniem.

– Potężne uderzenie odepchnęło moją rękę, a miecz niemal wypadł mi z dłoni. Zdołałem jedynie zasłonić się tarczą, gdy kolejny cios spadł na mnie z całą jego mocą.

Ojciec Sambora mówił coraz szybciej, jakby sam ponownie przeżywał tamtą walkę.

– Próbowałem kontratakować, uniosłem miecz do cięcia, ale on, jakby bawiąc się ze mną, chwycił moją rękę, tak jak dorosły chwyciłby dziecko. Choć byłem kowalem i miałem dużą, silną dłoń, dla niego nie stanowiłem żadnego problemu. Wyrwał mi miecz bez najmniejszego wysiłku.

Wszyscy słuchaliśmy w absolutnej ciszy, wciągnięci w opowieść.

– Atakował dalej, raz za razem uderzając w moją tarczę, a ja cofałem się, tracąc równowagę. W końcu potknąłem się o ciało leżące pod moimi stopami i upadłem. Szybko ustawiłem tarczę do obrony, ale ciosy nadal spadały. Czułem, jak moja ręka słabnie, każde uderzenie sprawiało, że ból przeszywał moje ramię aż do barku.

W jego głosie można było usłyszeć cierpienie i desperację, które odczuwał tamtego dnia.

– Miałem wrażenie, że zaraz zawali się cały świat, gdy siła jego ciosów wbijała mnie w ziemię. Nagle, chłopak, może zbyt młody by walczyć, rzucił się na Srebrnookiego, próbując wbić mu włócznię w plecy. Ale nie miał dość siły. Włócznia ledwie przebiła skórę olbrzyma.

Westchnął ciężko, a jego spojrzenie zdradzało ogromny szacunek dla tego chłopca.

– Champion wyrwał włócznię z ciała jak nic, obrócił się i jednym ciosem zmiótł młodzieńca z powierzchni ziemi, pozbawiając go życia w mgnieniu oka.

Krew Następcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz