Hej! Ho! Do pracy by się szło!

75 6 77
                                    


Cztery tygodnie. Już tyle czasu codziennie budziłem się na kanapie w mieszkaniu Janka, jadałem z nim śniadanie ( o ile był tego dnia rano w domu) i czułem się jakbym pasożytował na jego dobroci. Przyjął mnie do siebie nawet bez sekundy wahania, mówiąc przy tym, że mogę z nim mieszkać ile tylko potrzebowałem, cytując " nawet jeśli miałoby to trwać rok". Do tego chłopak najchętniej nie wymagałby ode mnie niczego, co najwyżej niezbędne minimum, po moich długich naleganiach przystał na to abym płacił za większość zakupów i wyręczał go w części obowiązków domowych. Śmialiśmy się czasem, że jestem naszym kurem domowym, co chyba nie było wcale aż tak odległe od prawdy, bo zajmowałem się głównie uczeniem, a jak nie uczeniem, to z nudów robiłem coś w mieszkaniu.

Spędzaliśmy z Jankiem sporo z naszego wolnego czasu, było nam wtedy we wszystkim jakoś we wszystkim raźniej, a przynajmniej z pewnością mi. Jasiu koił we mnie wszelkie poczucie samotności. Uczucie to było dla mnie dziwne, bo wcześniej, gdy nie miałem raczej nikogo tak bliskiego nie odczuwałem tego wcale, a teraz dopiero pojawiło się ono i dłuższe chwile bez towarzystwa, zdawały się dłużyć niemiłosiernie.

Ceniłem to, że wreszcie miałem spokój. Ojciec nawet najkrótszym słowem się do mnie nie odezwał od kiedy wyparowałem za drzwi rodzinnego domu i było mi z tym doskonale, szczerze mówiąc mogłem go już nigdy na oczy nie zobaczyć i nie byłoby mi szkoda.

Jedynie źle mi było z powodu mamy, najpierw nie wiedziała nic o tym co się stało, więc gdy wróciła do domu i zastała mój pokój w stanie który określiła jako "apokalipsa kompletna" ( nie zdawałem sobie sprawy z tego jak go pozostawiłem) oraz ojca który podobno nie chciał nawet wymówić mojego imienia, zmartwiła się okropnie. Po chyba dniu wyciągnęła od ojca to dlaczego nagle mnie nie ma, a on zachowuje się jakoś dziwnie. Potem próbowała jakoś się ze mną porozumieć, a gdy nie mogła się do mnie dodzwonić, to wpadła w kompletną panikę. Zadzwoniłem do niej od razu po zobaczeniu ponad stu nieodebranych połączeń. Przez telefon mniej więcej wytłumaczyłem jej co się stało. Usłyszałem jak odetchnęła z ulgą na wieść o tym, że mam gdzie się podziać, a gdy powiedziałem, że zatrzymuję się u Rudego, zdawało się, że kompletnie się uspokoiła . Minęła może godzina, a ona, biorąc na moją prośbę część rzeczy których w emocjonalnym amoku nie pomyślałem spakować, przyjechała do mnie i Janka.

– Już mnie ten łajdak popamięta... – Powiedziała słuchając mojej wersji wydarzeń, bo tę ojca, niezbyt dla mnie pochlebną, już znała. 

– Nie mamo.

– Jak nie, co nie! Mówiłam mu, że jak coś znów takiego zrobi to mu nie popuszczę! Córka? Odwróciła się od nas przez niego, a teraz co, syn też? Bo tobie to ja nic za złe nie mam kochanie.

– Ja wiem, ale nie chcę żeby przeze mnie rozpadło się wasze małżeństwo. Poza tym, ja może też nie powinienem się wtedy tak unosić...

– Tadeuszu, to nie ty tu jesteś winny, tylko ojciec.  I sam sobie na to zapracował.

– I co? Rozwiedziecie się?

– Tego jeszcze nie wiem, ale na pewno nie będzie tak jakby nic się nie stało.

Czasem przychodziła do nas w odwiedziny, mało mówiła o ojcu, częściej pytała się o to co u nas i donosiła mi rzeczy pozostawione w mieszkaniu rodziców. 

︵‿︵‿୨♡୧‿︵‿︵

Po jakimś czasie zacząłem szukać sobie pracy, musiałem sobie jakoś dorobić, bo marne stypendium nie pokrywało moich aktualnych potrzeb finansowych. Po pierwsze, póki co, chciałem dokładać się Jankowi do rachunków, w końcu też korzystałem z wody, z gazu, prądu, więc mimo, że on tego ode mnie nie wymagał, chciałem dawać mu tą stówkę czy dwie. Po drugie i chyba najważniejsze, chciałem jak najszybciej wyprowadzić się od Jasia. Oczywiście nie dlatego, że było mi u niego źle, wręcz przeciwnie, mieszkało mi się z nim bardzo dobrze. Zdawałem sobie po prostu sprawę z tego, że nie mogę być u niego wiecznie i nie chciałem nadużywać jego gościnności.

Kamienna Amortencja - RośkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz