II.

148 15 47
                                    

房間

Wstałem jak codzień i zacząłem się kierować do sali 1452.
Sala jadalniana.
- Witaj numer 163-
- Dzień dobry panu- powiedziałem, nie zwracając na niego większej uwagi. Każdy tutaj jest taki sam.
Ja też.

- Co dzisiaj w nie humorze?- spojrzałem błagalnie na mojego jedynego kumpla stąd. 788.
Jest tu krócej niż ja, a przeżył więcej niż ktokolwiek z nas.
Biedak.

- Chyba zapomniałeś, że dziś Sobota- momentalnie spochmurniał i poprostu zajął się jedzeniem.

- O dzisiaj nie w humorze?- przedrzeżniłem go na co tylko usłyszałem ciche ' spierdalaj '
Może gdybym miał siłę, to nawet bym się zaśmiał z jego wahań nastroju, ale wiedziałem co nas dziś czeka.

Sala treningowa.
Nienawidzę sobot. Ciekawe jak ludzie spod tego koszmaru spędzają sobotę. Też są takie do bani?

Skończyłem jeść kromkę chleba i zobaczyłem kontem oka, że mój kompan czeka już gotowy, by pomóc mi wstać.

Może dlatego, że nie mam prawej nogi, bo ktoś mi ją odjebał.

Metalowa nie jest zła. Tak naprawdę to już się przyzwyczaiłem, ale dostałem nauczkę.

Z nim się nie da wygrać. Nie ważne jak będziesz próbował to przegrasz.
Dlatego każdy wie, że jesteśmy tu pionkami, a i tak koniec końców każdy z nas umrze.

To tylko kwestia czasu aż nas wszystkich pozabijają.

No może nie wszystkich. Go nie, jest im potrzebny. Nawet nie wiem jak ma na imię. Właściwie to sam już swojego zapomniałem.

Jestem tylko pionkiem w jego grze.

Zawsze to powtarzał, a ja nawet nie chciałem w to nie wierzyć. Już dawno straciłem nadzieję.

Choć szczerze 788 od samego początku wygląda, jakby był pogubiony. Ile on tu jest? 1? 2 lata? Nie wiem, ale za każdym razem jak go widzę wygląda, jakby odebrano mu duszę. Jakby był tu tylko ciałem, a w środku go nie było.

- No wstawaj kolego- podał mi rękę i zaczęliśmy iść w kierunku zbiórki.

Nie ma nas dużo. Większość zginęła w męczarniach. Chyba też bym to wolał niż dalej tu być.

Chciałbym umrzeć.

- Witamy was w sobotnim treningu. Znacie zasady- zasada była tylko jedna.

Walcz lub giń.

788 nigdy nie przegrywał. Nawet nie był blisko przegranej. Działał jak dobrze naoliwiona maszyna. Znał różne sztuki walki. Czasem przypomina mi kogoś....ale nie pamiętam już osób spoza tego więzienia.

- Dziś zaczynamy od rozgrzewki, a następnie do walki pomiędzy Numerem 163, a 788- spojrzałem na niego spanikowany. Przecież nie mogłem z nim walczyć.

Przegram.

On jednak patrzył na mnie jak na wroga. Jak kogoś kogo musi zdyskwalifikować. Przecież 5 minut temu jeszcze mi pomagał. Może miałem rację z tym, że ktoś go wyssał z energii życiowych? Może naprawdę zrobili z niego robota do zabijania?

Zacząłem swoją rozgrzewkę, ale jednocześnie próbowałem go zagadać. Przecież jest moim kumplem tak?

- 788 wiesz, że nie musimy grać na śmierć i życie nie?- on się tylko na mnie spojrzał jakby samym wzrokiem chciał mnie zabić. Przeknąłem silnę.

- Możemy walczyć tak, by obaj przeżyć- kontynuowałem. Musiałem spróbować. Chciałem umrzeć, ale nie tak. Nie od kogoś kogo tu polubiłem.

Wiedziałem, że nie mam z nim szans. Jestem dobry, ale on lepszy. Jest najlepszy.

- dam ci dobrą radę 163- na chwilę przestał robić być w manekina i podszedł do mnie.

- Nie licz, że dam ci fory. To nie ta liga kolego- mówił to głosem bez uczuć, ale w jego wzroku pełnym pustki mogłem ujrzeć niepewność.

Tak, jakby przez chwilę jego oczy błysnęły zielenią.

Odeszłem zrezygnowany i zacząłem walić w worek. Jednak w myślach zacząłem się zastanawiać.

Czy na pewno kiedyś nie widziałem go wcześniej? Albo w gazecie?

- Koniec rozgrzewki zaczynamy walki.- westchnąłem i ustawiłem się na miejsce.

Wiedziałem, że jeśli czegoś nie wymyślę
To zginę.
Ale może śmierć nie byłaby taka straszna?

W końcu miałabym spokój o którym tak marzyłem.

- Walczyć- rozbrzmiał gong, a on zaatakował. Nie miałem co zrobić, więc się broniłem.

Kurwa ja zginę.

Spróbowałem zrobić mu haka, ale ten spodziewał się mojego ruchu i bezlitośnie pociągnął za moją zdrową mogę i rzucił mną jak szmacianą lalką.
Gotowało się w nim. Widziałem chęć mordu nawet gdy miałem zamknięte oczy.

Ledwo się podniosłem, a ten znów zaatakował.

Walczyliśmy bronią. On miał katanę, a ja zwykły miecz. Ta katana...gdzieś ją już widziałem.

Ledwo się broniłem. Walka była nie równa. On miał obie nogi, a ja? Ja nawet dobrze nie umiem się bić!

Gdy przywarł mnie do ściany i trzymał miecz przy szyi wiedziałem, że to mój koniec. Zabije mnie kurwa. Zabije jak psa.

Zaczęło się klasyczne odliczanie od 20. Jeśli nie zdołam się wydostać. Ma prawo mnie zabić.

- Mówiłeś kiedyś, że czasem nie wiesz, czy wiesz kim jesteś. Ja za to wiem, nigdy byś nie zabił kumpla- brałem go na litość. No co mi zostało? Nie miałem już sił na walkę.

- Ja nie mam kumpli- warknął, a na zegarze wybiło 10 sekund.

Świetnie zostało mi 10 sekund życia.

- Błagam cię- i nagle zobaczyłem u niego tą iskierkę przez co mnie puścił, a ja wytrąciłem jego katanę.

Zegar się zzerował, a walka zakończyła.

Kurwa jednak żyje.

Dlaczego się zakończyła? Jeśli osoba bez wyjścia da radę się wydostać walka zostaje bez wyniku, a osoby walczące mają wolne.

On jednak wyglądał na spanikowanego. Spojrzał się na podłogę, a potem złapał się
Za głowę. Podszedłem do niego, by zobaczyć co się stało.

On szybko wstał i mnie popchnął.

- Od dziś jesteś dla mnie nikim 163. To co teraz się ze mną stanie to będzie nic w porównaniu przy kolejnym pojedynku- warknął i uciekł do środka.

Byłem w szoku, ale szybko się otrząsnąłem.

I nagle mnie olśniło.

Sztuka walki, ruchy i zwinność.

Tego nie dałoby rady się tu nauczyć. Na pewno nie tutaj.

To był on.

"Plaga"~ninjago Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz