Rozdział 9

162 22 13
                                    

*ARGON*

Od opuszczenia domu luny przypominałem wrak. Tarn warczał w mojej głowie, uważał mnie za idiotę, ale mimo to chętnie współpracował, zwłaszcza wieczorami. Po całych dniach irytującego egzystowania oddawałem się rozrywce. Nie ulubionej, bo oboje woleliśmy inną formę spędzania wolnego czasu. Najlepiej z Sarah u boku... albo nad nami... albo pod nami. Tarn chętnie by sobie pooglądał, zwłaszcza gdy luna zamieniała się w seksualnego sukuba.

Sarah jednak milczała, nie odzywała się do nas, choć kilkukrotnie widzieliśmy ją z telefonem. Cień rzucany na zasłony również zdradził parę razy, że rozmawiała. Póki jednak nie wychodziła z domu po nocach, a nikt do niej nie witał, nie interweniowałem. Prawie.

Ledwo utrzymałem Tarna w miejscu, gdy dostrzegliśmy męską sylwetkę przemierzającą drogę od samochodu do drzwi domu. Pora była już późna, a facet wyglądał na takiego, co to dobrze się trzyma mimo upływu lat. Różnica wieku między elegantem a Sarah natychmiast rzuciła mi się w oczy, ale gdy wilk podczołgał się bliżej, dostrzegłem, że prawie rzuciliśmy się do gardła teściowi.

Nie siedział u niej długo, wyszedł z dokumentami w ręce, a zanim wrócił do wozu, ucałował córkę, która odprowadziła go do drzwi. Otuliła się ramionami, choć sam wolałbym to zrobić. Mimo to tkwiłem w krzakach niczym zwyczajny stalker, aczkolwiek przynajmniej nie śledziłem jej za dnia, nie osobiście. Apka zainstalowana z polecenia pokazywała stałe miejsce pobytu Sarah, więc zawsze wiedziałem, gdzie akurat była.

Tarn warknął cicho, choć może zrobił to wystarczająco głośno, kiedy samochód Adama Everbleed odjechał, a Sarah nie weszła z powrotem do środka. Może nie zareagowałby tak, gdyby nie kusa sukienka, którą ubrała, eksponująca biust i ciasno opinająca uda. Materiał kończył się w ich połowie.

Sam nie byłem pewien, czy wolałem, żeby wróciła do domu, czy podeszła do nas. Wtedy być może nie skończyłoby się na jednym spojrzeniu, które posłała w naszą stronę. Dopiero później przekroczyła próg, a huk trzaskających drzwi dosadnie zdradził jej nastrój. Była zła.

Tarn położył łeb na skrzyżowanych, przednich łapach i wbił wzrok w okna. Pilnował cienia, który od czasu do czasu przemykał wśród światła lampy. Luna wciąż walczyła, a nam coraz mniej to odpowiadało, ale za nic nie mogliśmy wejść do środka. Musiała zrozumieć własny klucz do szczęścia.


*SARAH*

Psychiczne nastawienie na spotkanie w pracy Jacoba na niewiele się zdało. Za każdym razem, gdy docierałam do budynku, odczuwałam to samo zdenerwowanie. I za każdym razem bezpodstawnie. W biurze firmy całymi dniami przebywałam sama.

Podobno Coby skupił siły na działaniach w terenie i kontaktach z klientami. Tata twierdził, że miał sporo pracy z powodu rosnącej oferty oraz łapania kontrahentów. Absolutnie nie negowałam tego, ale głęboko w duchu zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później spotkamy się i będziemy musieli wyjaśnić sobie kilka istotnych kwestii.

Jacob Busby nie był jedynym moim problemem. Tych mi nie brakowało, a postać wielkiego wilczura czatującego za ogrodzeniem wieńczyła je wszystkie. Jeśli Argon sądził, że nie dostrzegłam Tarna, był kretynem. Wyczułam go pod wieczór tego samego dnia, w którym się pokłóciliśmy, ale ignorowałam jego obecność. Naiwnie wierzyłam, że znudzony odpuści.

W piątek rano ledwie doczołgałam się do pracy. Byłam senna, oczy mi się kleiły, a łagodne pulsowanie skroni irytowało. Potrzebowałam relaksu, resetu, ale jednocześnie nie odnajdowałam w sobie siły, by zwlec się z łóżka. Tego samego, w którym prawie nie spałam. Całą noc rzucałam się z boku na bok, przekładałam poduszki i przerzucałam kołdrę. To się z niej wyplątywałam, to znów zaplątywałam.

Wyzwanie: luna | Bracia Shade #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz