*ARGON*
Jeśli miałem zapamiętać coś do końca swych dni, to widok zapłakanej Sarah siedzącej na podłodze przy wannie. Tarn szybko wyczuł, że z luną jest coś nie w porządku, ale za Chiny nie oczekiwaliśmy zastać ją tonącą we łzach. Sprawiała wrażenie totalnie bezbronnej i rozbitej. Nie mogłem zignorować partnerki, zwłaszcza kiedy wyglądała jak siedem nieszczęść.
Zgarnąłem brunetkę z ziemi, gdy nie zareagowała na moje przywoływanie. Nie zrugała mnie nawet za nazywanie jej luną. Pojęcia nie miałem, dlaczego znalazła się w tym stanie ani gdzie przepadła moja silna, waleczna partnerka, ale również w tej wersji z zaczerwienioną i popuchniętą od łez twarzą należała do mnie. Do nas.
Tarn skomlał. Popiskiwał cichuteńko, choć robił to tak, by dźwięki wydobywały się z mej krtani. Chciał, by Sarah go słyszała. Szybko zdradził, że w ten sposób wspierał lunę. Miała wiedzieć, że łączymy się z nią w cierpieniu i również przeżywamy katusze z powodu jej smutku.
Nie dokończyłem szykowania kolacji. Zniknąłem z sypialni tylko na krótką chwilę, by wyłączyć płytę indukcyjną i niczego nie przypalić przy okazji. Później wtarabaniłem się na powrót do łóżka, zgarnąłem naszą lunę w objęcia, a kiedy Tarn popiskiwał w ten swój wilczy sposób, ja tuliłem drobne, kobiece ciało do swojego. Pozwoliłem jej płakać, aż wreszcie zasnęła w naszych ramionach.
Następnego dnia luna zachowywała się, jakby nic nie pamiętała. Jakby do niczego między nami nie doszło, chociaż faktu pogłębiania więzi nie dało się zignorować. Kochaliśmy się, gdy przebudziła się w środku nocy, czule i delikatnie, całkiem odmiennie niż za pierwszym razem.
Nigdy nie uwierzyłbym, że zdołała wyrzucić z pamięci, jak wtulona we mnie jęczała z przyjemności, którą chętnie jej obaj serwowaliśmy. Co rusz skupialiśmy uwagę na wygojonym ugryzieniu, ale to tylko dodatkowo stymulowało lunę. Zapewniało, że nie była już sama. Miała nas, mogła nam zaufać.
Tyle co zapełniłem zmywarkę, wokół rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Dobrze nie wychyliłem się z kuchni, a Sarah już zbiegła po schodach. Gnała, jakby na zewnątrz czekał pieprzony lowelas, choć my staliśmy w środku. Tarn warknął cicho, ale uspokoiłem go.
Theron rano telefonicznie zapowiedział ich przyjazd. Ponoć Selene nie umiała spokojnie wysiedzieć w domu i martwiła się o siostrę, zaś nie dostrzegałem przeszkód, by zabronić lunie spotkań z krewną. Sel nie stanowiła zagrożenia, alfa watahy z Glassdell również nie, zatem nie mieliśmy powodu, by się izolować.
*SARAH*
Kocham Selene. Jest moją jedyną siostrą, zna sekrety, których nie powierzyłabym innym, nawet jeśli nie zdaje sobie sprawy z tego, co naprawdę działo się między mną a Clyde'em. Nie obwiniałam jej, sama milczałam. I choć nasza rodzinna więź była silna, dziś nie miałam ochoty widzieć się z siostrą, lecz odmowa wzbudziłaby podejrzenia Argona.
Z drugiej strony cieszyła mnie wizyta Sel. Potrzebowałam pomówić z siostrą. Nie o tym, co stało się przed laty, ale o nocy. Dzisiejszej, bo znów popełniłam błąd, za co mogłam wyłącznie bić się w piersi i pokutować. Ku memu niezadowoleniu nawet sypanie głowy popiołem ani leżenie krzyżem przed ołtarzem nie cofnęłoby czasu. Absolutnie nic nie mogło zmienić tego, że ponownie poddałam się Argonowi.
Skłamałabym, mówiąc, że nie byłam wtedy sobą. Byłam, na pewno byłam, ale miałam zamroczony umysł, a także przytępioną zdolność zdroworozsądkowego myślenia. Błędnie oceniłam sytuację i nie odepchnęłam Argona, nawet jeśli to ja nieopatrznie sprowokowałam go do wspólnych, upojnych chwil okraszonych czułością. Dziś mogłam tylko zagryźć zęby oraz udać, że nic się nie stało.
![](https://img.wattpad.com/cover/375964267-288-k198965.jpg)
CZYTASZ
Wyzwanie: luna | Bracia Shade #2
Hombres LoboGdy Theron zdobył lunę, Argon zazdrościł mu skojarzenia. Latami czekał na werdykt księżyca i wyznaczenie partnerki. W końcu samotny wilk, to nieszczęśliwy wilk, a Tarn chylił się już z wolna nad przepaścią rozpaczy. Sarah lubi imprezować. Jej życie...