R. 2

1.8K 119 15
                                    


Sera

Zimny dreszcz przechodzi przez moje ciało, gdy wiatr szaleje. Wyszłam do ogrodu, bo tylko tutaj nikogo nie ma o tej porze - może poza personelem, który od czasu do czasu wymyka się, by zapalić. Nie lubię ciszy, ale lubię być sama. Nie mam na myśli, że lubię chaos wokół siebie. Nic z tych rzeczy. Każdy potrzebuje wyciszenia, ale to nie oznacza, że cisza jest do tego niezbędna. Wyciszenia można szukać w wielu rzeczach lub sytuacjach.

Dziś samotność w szpitalnym ogrodzie po raz kolejny nie będzie mi towarzyszyć. Koło mnie staje Domenico Marchetti.

– Ciężki dyżur? – Nie odwracam wzroku od wieżowców rozciągających się przed nami.

– Ciężka noc – słyszę, jak za pomocą metalowej zapalniczki odpala papierosa. – Szacuje się, że palenie tytoniu odpowiada za blisko 30% wszystkich zgonów spowodowanych nowotworami. – Mówię ni z tego, ni z owego, na co mężczyzna zaczyna kaszleć, ale po chwili jego kaszel zamienia się w śmiech.

– Co za podręcznikowa formułka – mówi, gdy śmiech ustaje.

– Bo jest z podręcznika – gdy przesuwam wzrok w jego stronę, on już na mnie patrzy. – Ale warto wziąć sobie te słowa do serca.

– Nie palę często – marszczę brwi na jego małe kłamstwo. – Palę, gdy... gdy rzeczy nie układają się po mojej myśli.

– Czyli kiedy się pan stresuje?

– Możemy przejść na „ty", pani doktor?

– Sera – wyciągam dłoń w jego stronę.

– Domenico – po raz kolejny przechodzą mnie dreszcze, ale tym razem, gdy jego ciepła dłoń spotyka się z moją w uścisku. – Masz lodowatą rękę – mówi od razu. Mierzy mnie spojrzeniem i dopiero jakby mnie naprawdę zobaczył, cofa się o krok. Rozpina guziki swojego płaszcza i zanim mam szansę coś powiedzieć, zarzuca mi go na ramiona. Ciepło, które otacza moje ciało, jest rozbrajające. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zmarzłam, póki Domenico nie oddał mi swojego okrycia.

Jednak tak nie przystoi. Teraz on marznie. Powinnam wrócić do środka.

– To nie było konieczne – wskazuję na niego. – Teraz ty zmarzniesz. Powinnam i tak wracać do środka – zerkam na pager, ale ten milczy.

– Długo pracujesz w tym szpitalu? – pyta, ignorując to, co powiedziałam.

– Zaczęłam jako rezydentka, a później... – przerywam, gdy pager zaczyna brzęczeć. Unoszę go i odczytuję wiadomość. Na pół sekundy zamieram, po czym biorę się w garść. – Twój brat. Zatrzymanie krążenia. – Rzucam się w stronę drzwi. Wbiegając na korytarz, ściągam z siebie płaszcz, który rzucam w kierunku jednego z ochroniarzy stających na korytarzu. Słyszę za sobą bieg czterech osób. Wciągam się na oddział i zaraz po pielęgniarkach wpadam do pokoju Donatello. Lorenzo, młodszy z rodzeństwa, który nie odstępuje łóżka brata, odkąd został przywieziony z sali operacyjnej, stoi teraz blady w kącie pokoju.

– Migotanie! – mówię głośno. – Zestaw do reanimacji! – Funkcje życiowe spadają. Nachylam się do chłopaka. – Zostań ze mną. Walcz. – Z drugiej strony przygotowują chłopaka do reanimacji. Dotykam jego nadgarstka. – Brak tętna! – Układam ręce na klatce piersiowej i zaczynam uciskać. – Ładuj do dwustu!

– Gotowe! – odsuwam się.

– Czysto! – pierwszy strzał przeszedł przez ciało Donatella. Zerkam na monitor. – Migotanie. Uciskam.

– Brak tętna – mówi pielęgniarka.

– Nadal migotanie – dodaje druga.

– Ładować do trzystu – mówię, nie przerywając masażu serca.

Divine ViolenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz