19

67 55 0
                                    

Leżałem wpatrzony w sufit, próbując poskładać myśli po piątkowym wieczorze. Niedzielny poranek zapowiadał się cicho i spokojnie, ale w mojej głowie panował kompletny chaos. Nie pamiętałem wszystkiego dokładnie, tylko urywki – twarze, zamazane głosy i dźwięk przytłumionych rozmów. Jedno było pewne: wolałbym nie musieć o tym wszystkim myśleć, ale obrazy wracały do mnie, nie dając spokoju.

Chciałem, żeby ten dzień był inny, żeby niedziela pozwoliła mi zapomnieć, ale to, co się wydarzyło, wciąż tkwiło we mnie jak drzazga. Zamknąłem oczy, próbując znaleźć odrobinę ukojenia, lecz przeszłość, której nie chciałem pamiętać, wracała falami.

— Sunoo, ktoś do ciebie— usłyszałem zza drzwi głos mamy.

Próbowałem zebrać się w sobie, choć wciąż czułem się rozbity po imprezie. Kto mógł mnie odwiedzić w niedzielny poranek? Przecież wiedziałem, że chłopaki będą dochodzić do siebie po imprezie przez cały weekend jak mieli to w zwyczaju, więc nie było możliwości, by był to któryś z nich. Zmusiłem się, by wstać z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi.

Otworzyłem je i w korytarzu, za mamą, dostrzegłem sylwetkę Jay'a. Stał z rękami w kieszeniach, jakby też nie do końca wiedział, co powiedzieć na początek. Chłopak spojrzał na mnie z wyrazem troski, który sprawił, że poczułem, jak całe napięcie z piątkowego wieczoru nagle wraca. Nie do końca wiedziałem, co powiedzieć ani jak się zachować. Sam fakt, że Jay przyszedł mnie zobaczyć, mówił już dużo – nie był typem osoby, która robiła coś takiego bez powodu.

— Hej — zaczął cicho, wyjmując ręce z kieszeni i patrząc na mnie z uwagą. — Możemy pogadać?

Przez moment miałem ochotę powiedzieć, że nie jestem w nastroju, że to nie jest dobry czas. Ale coś w jego spojrzeniu sprawiło, że kiwnąłem głową i wskazałem mu, żeby poszedł za mną do pokoju. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Jay zajął miejsce na moim krześle, a ja usiadłem na łóżku, wracając wzrokiem do sufitu.

— Chciałem zobaczyć, jak się trzymasz — powiedział, a jego głos brzmiał spokojnie, choć wyczułem w nim nutę zmartwienia.

Milczałem przez chwilę, zbierając myśli. W końcu wyznałem, nie patrząc na niego:

— Właściwie to nie pamiętam wszystkiego z tamtej nocy... ale wiem, że nie było dobrze.

— Sunoo— westchnął Park— byłeś zalany w trupa.

Poczułem, jak ściska mi się żołądek na wspomnienie tamtej nocy. Jay patrzył na mnie uważnie, jego oczy były pełne troski, ale także czegoś, co przypominało złość – może na mnie, może na siebie, a może na to, co się wydarzyło.

— Byłeś zalany w trupa, Sunoo — powtórzył, próbując zachować spokój, ale słyszałem w jego głosie napięcie. — Nie wiem, jak to się stało, że zniknąłeś nam na godzinę, a potem wróciłeś w takim stanie.

Zamknąłem oczy, próbując przywołać więcej wspomnień, ale wszystko było zamazane. Jedynie obrazy – rozmazane twarze, chłodne światło w pokoju, a potem głosy, które były bardziej jak szum niż konkretne słowa. Miałem świadomość, że coś poszło nie tak, ale nie potrafiłem powiedzieć co.

— Nie wiem... — wymamrotałem w końcu. — Po prostu... nagle wszystko się rozpłynęło. A potem... byliście tam. Wyciągnęliście mnie, Jay.

Jay westchnął i spojrzał na mnie uważnie, jakby próbował zajrzeć w głąb mojej duszy, szukając tam odpowiedzi.

— Sunoo, wiem, że coś ukrywasz — powiedział w końcu, jego głos był cichy, ale stanowczy. — To ci nowi znajomi, prawda?

Zacisnąłem usta, niepewny, co odpowiedzieć. Prawda była taka, że nawet nie wiedziałem, od czego zacząć. Co mógłbym mu powiedzieć? Że byłem zbyt zafascynowany ich atencją, że myślałem, iż może w końcu uda mi się wpasować? Że zamiast tego wszystko wymknęło się spod kontroli?

— To... nie tak — odpowiedziałem w końcu, ale Jay tylko pokręcił głową.

— Wiesz, co ci powiem? — przerwał mi, unosząc brew. — Jeśli myślisz, że musisz coś ukrywać przede mną, to znaczy, że coś poszło naprawdę źle.

Jay spojrzał na mnie, gdy wypowiedziałem to jedno słowo:

— Hyung...

Było coś desperackiego w moim tonie, jakby to jedno słowo miało powiedzieć mu wszystko, czego nie umiałem wyrazić. On tylko westchnął i przyciągnął mnie do siebie w szybkim, pocieszającym uścisku. To było bardziej braterskie klepnięcie po plecach, ale w tej chwili poczułem się trochę mniej samotny.

— Sunoo, jesteś moim przyjacielem. Cokolwiek się stało, możemy to ogarnąć razem. — Jego głos był pełen ciepła, ale i troski.

Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Poczułem ulgę, że Jay był przy mnie i że chciał pomóc, mimo że wciąż wstydziłem się tego, co zaszło.

— Boję się, hyung.

Jay przyjrzał mi się uważnie, jego twarz złagodniała.

— Czego się boisz, Sunoo? — zapytał cicho, prawie szeptem, jakby chciał, żebym mógł mu to wyznać bez żadnego nacisku.

Odwróciłem wzrok, czując, jak ciężar słów osiada na moim sercu. Przełknąłem ślinę, niepewny, czy jestem gotów to wyznać, ale słowa same wydobyły się z moich ust.

— Boję się, że... że znowu tam wrócą. Że się nie pozbędę tych ludzi... i tego, co mnie przez nich spotkało.

Jay westchnął, pokręcił głową i znów położył mi rękę na ramieniu.

— Posłuchaj, Sunoo... Nie jesteś sam w tej sytuacji. Jeśli cię niepokoją, to się tym zajmiemy. Ja, Heeseung, reszta chłopaków — wszyscy ci pomożemy.

W jego głosie była pewność, której sam nie miałem.

— Chciałem udowodnić, że bardzo się od nich nie różnie— skłamałem, sam nie wiedząc dlaczego.

Jay zmarszczył brwi, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

— Sunoo... Przestań. Wiem, że to nieprawda. Znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie próbowałbyś na siłę dopasować się do kogoś, kto cię krzywdzi — powiedział spokojnie, ale stanowczo.

Opuściłem wzrok, czując ciężar jego słów. Miał rację. To wszystko nie było o udowadnianiu czegokolwiek. Było raczej o tym, że czułem się zagubiony i samotny, a ich towarzystwo wydawało się na chwilę jakimś ucieczką.

— Nie musisz być taki, jak oni, żeby być wystarczająco dobrym. Przestań starać się to sobie wmówić. — Jay westchnął, kładąc mi rękę na ramieniu. — Po prostu... chcemy, żebyś był sobą.

— Wiem, ale... — zawahałem się, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Czasami mam wrażenie, że jestem... niewystarczający. Jakbym zawsze stał gdzieś obok, niezauważony.

Jay spojrzał na mnie z troską, a jego dłoń lekko ścisnęła moje ramię.

— Sunoo, nie musisz niczego nikomu udowadniać, zwłaszcza takim ludziom. Jesteś wartościowy bez tego wszystkiego — powiedział cicho. — To, że czasem czujesz się inaczej, nie oznacza, że nie pasujesz. Może po prostu nie szukałeś jeszcze we właściwych miejscach.

Poczułem, jak coś we mnie mięknie. Jego słowa były jak ciepło, którego potrzebowałem, choć nie chciałem się do tego przyznać.

— Dzięki, hyung... Naprawdę.

— A teraz się zbieraj — powiedział, uśmiechając się lekko. — Zabieram cię dzisiaj na dobre jedzonko. Musisz coś zjeść i nabrać sił.

Westchnąłem, ale podniosłem się z łóżka. Może właśnie to było mi potrzebne — chwila normalności po tym wszystkim, co się wydarzyło. Jay zawsze wiedział, jak mnie podnieść na duchu, nawet jeśli nie mówiłem mu wszystkiego.

— Dobra, już się ruszam — mruknąłem, próbując ukryć wdzięczność, która na chwilę przebiegła przez moją twarz.

Wyszedłem z pokoju, a Jay czekał na mnie przy drzwiach, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. A dla mnie? Niestety taką nie była.

💦💦💦

The World Beyond Me || Kim SunooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz