6. Santan

112 5 0
                                    

  

POV.HAILIE

Przez ostatnie lata się nic nie działo, byłam porwana aż 2 razy i byłam 3razy w szpitalu. Wczoraj miałam 14 urodziny. Spędziłam ją z rodziną w domku.

Wstałam o 9.30, ubrałam się w białą bluzke i czarną spódniczke która sięgała mi do kolan oraz pomalowałam sie delikatnie. Dzisiaj miałam apel z okazji jakiegoś święta. Zeszłam na dół gdzie czekał już na mnie Dylan.

-Gdzie bliźniacy? - Zapytałam bo ich nie widziałam.

-Już pojechali bo muszą coś załatwić. Zjedz śniadanie bo za 10min wyjeżdżamy- oznajmił mi to a ja prędko poszłam do kuchnii. 10minut to za mało. Zjadłam w 5minut śniadanko i wyszłam z Dyl, z domu. Pojechaliśmy do szkoły czarnym matowym porshe. Oczywiście podczas drogi pokłóciliśmy sie dwa razy. Norma. W szkole nic nowego, sama nauka. Na lanchu usiadłam sama przy stloki, Mony dzisiaj nir było ponieważ jechała z psem do weterynarza. Wszyscy się patrzyli na mnie.

-Nie idziesz do nas? - Zapytał ktoś, kto stał za mną. Odwróciłam sie i zauważyłam Shane'a.

-Nie- Odpowiedziałam krótko. Nie był zbyg zadowolony z tej odpowiedzi.

- Czemu

- Nie chce- znowu odpowiedziałqm krótko. Przewrócił oczami i odszedł. Gdy chciałam zacząć jeść podeszła Layla. Nienawidziłam ją ale ona mnie też. Wylała na mój lunch wode i rzuciła butelką we mnie. Bracia to zauważyli ale widzieli po mnie, że nie mają podchodzić. Wstałam, wziełam tacke z jedzeniem i w nią rzuciłam. Była wściekła ale ja za to z siebie dumna. Widziałam kątem oka, że Tony chciał podejść ale spojrzqłam na nievo morderczo więc grzecznia usiadł spowrotem. Po lekcjach jechałam z shane'm na jego trening. Postanowiłam, że wole jechać z nim niż jechać z dylanem i tonym. Byłam z starszym pokłócona.

-Ja lece a ty uważaj w tej bibliotece.- Powiedział mi brat. Tak, postanowiłam iść do biblioteki i tam odrobić lekcje niż czekać godzine się nudząc.

-Spoko- Każdy poszedł tam gdzie miał. Pan od świeczki piernikowej na sale a ja do biblioteki. Nie szłam długo, byłam po  3minutach już w publicznej biblotece. Podszedł do mnie Nicholas, kolega bliźniaków.

-Siema, co ty tu robisz sama? - Zapytał a ja się tylko dziwiłam co ON tu robi. Wiem, że miał słabe oceny ale żeby go spotkać tutaj?.

-Odrabiam lekcje- Odpowiedziałam krótko, wyjełam książki i zeszyty. Rozłożyłam je obok siebie, matematyka na matematyce, chemia na chemi itd. Chłopak idszedł bo go o to poprosiłam ale pożałowałam. Poczułam na swojej szyi ręce. CO SIE DZIEJE?! 

-Wstań Monet- wykonałam to co chciał, poczułam na swojej talii mocny uścisk i zostałam przygnieciona do ściany przez jego ręce. Próbowałam sie wyrwać ale nic, krzyczałam ale nie długo przez jego słowa.

-Spróbuj raz sie wydrzeć a umrzesz.

Poddałam sie. To koniec.

-Grzeczna perełka Monetów

Zamknełam na sekunde oczy, nie czułam już że jestem przygnieciona do ściany. Spojrzałam na mężczyzne ubranego w garnitur.  To był.... SANTAN?!.  Jego ludzie zabrali Nicholasa.

-Wszystko dobrze? - zapytał chłodnym głosem. Oczywiście nie pobił Vincenta, go nikt nie pokona. Nawet góra lodowca.

-Nie, nic mi nie jest.

-gdzie twoi bracia? -Zapytał a w tym momencie wszedł Shane.  Zauważył nas i podszedł zły.

-Witaj Shanie. - Przywitał się a  Pan żarłok także się przywitał, odziwo nawet mu ręke podał, że ja do tego dożyłam.

Rodzina Monet ale mała Hailie (moja wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz