Rozdział 2

26 5 7
                                    

- Astoria może powiesz coś osobie? - zapytał pewnie po to żeby zająć ciszę, która była niezbyt komfortowa.

- No okej, no to lubie grać w siatkówkę i to w zasadzie tyle. - no to faktycznie powiedziałam dużo o sobie, zaśmiałam się sama z siebie, oczywiście w myślach.

- No dobrze, jeśli będziesz chciała to zapisze cię na zajęcia. Jeżeli chodzi o szkołę to będziesz chodzić tam gdzie mój najmłodszy brat. - na jego słowa skinęłam głową i już się nie odzywaliśmy, ja siedziałam na telefonie grając w gry albo przeglądając pinteresta. Tak zleciała mi godzina drogi, typ znaczy rzekomo mój ojciec zatrzymał się na stacji benzynowej.

- Mogę wyjść na chwilę? - zapytałam z nadzieją bo nie chce mi się siedzieć w aucie.

- Tak, jesteś głodna? - zapytał, a ja pokręciłam głową przecząco. Wyszłam z samochodu zabierając ze sobą telefon, akurat wtedy zadzwonił do mnie mój przyjaciel Aron, który wyprowadził się do innego miasta. Odebrałam od niego.

Aron Debil😚
~ No siemka.

Ja
~ Hej, co chcesz?

Aron Debil😚
~ Pogadać, co robisz?

Ja
~ Kurde jade gdzieś nawet nie wiem gdzie. Matka mnie oddała do podobno ojca.

Aron Debil😚
~ Aha, to słabo. Jak się dowiesz gdzie jedziesz to napisz.

Ja
~ No spoko, muszę kończyć bo typ idzie. Bajj

Aron Debil😚
~ Ok, nara.

I się rozłączył Debil jeden.

- Wsiadaj. - polecił mi mężczyzna, dlatego też tak zrobiłam. Nie żebym go wielce słuchała, ale wyjścia nie miałam, bo na pieszo mi się nie widzi iść tyle kilometrów. Kiedy się zapięłam podał mi butelkę wody. Jak hojnie.

- Dzięki. - mruknęłam odpalając telefon i tak zleciało mi kolejne pół godziny, bo potem zasnęłam.

Rodzina AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz