Rozdział 12

24 3 4
                                    

- Nie. - zdecydowałam się na protest, teraz to się bałam.

- Astoria, nie pogarszaj kary. Jeśli będe musiał wstać, żeby ciebie podnieść, kara będzie gorsza. - ja się poraz kolejny zastanowiłam po czym się nie ruszyłam z miejsca. - Jak chcesz.

- Dobra podejdę. - powiedziałam szybko, widząc, że zamierza się podnieść z krzesła. Niechętnie do niego podeszłam, szczerze mówiąc to szłam bardzo powoli, ale kiedy znalazłam się na wyciągnięcie ręki on mnie złapał za nią i przyciągnął do siebie. Następnie przełożył mnie przez swoje kolano, ja zaczęłam piszczeć.

- Dostaniesz dziesięć razy, potem staniesz w kącie na piętnaście minut. - powiedział i uderzył mnie poraz pierwszy ja pisnęłam z zaskoczenia, ten pierwszy nie bolał tak bardzo, ale zaraz po nim padły kolejne dwa i one już bolały. - Nie pyskujesz, nie przeklinasz i przede wszystkim nie masz prawa podnieść na mnie ręki.

- Ałł! Błagam skończ już! - krzyknęłam błagalnym tonem, po szóstym razie zaczęły mi lecieć z oczu łzy. Dosłownie teraz to ryczałam na jego kolanach. Zakończył ostatnim klapsem, a zaraz najmocniejszym. Podniósł mnie i posadził mnie na swoich kolanach, ja dalej ryczałam.

- Już ciii, wszystko już dobrze. Jesteś po karze. - próbował mnie uspokoić, głaskał moje włosy. Ja dalej płakałam, tylko teraz już się uspokajałam. Po pięciu minutach się uspokoiłam i kiedy dotarło do mnie co robię ma jego kolanach i, że ryczałam przy nim, to szybko zeszłam z jego kolan i poszłam na łóżko. -  Teraz zgodnie z dalszym ciągiem kary, stań w rogu.

- Dobra. - warknęłam co mu się nie spodobało.

To też postanowił mi pokazać słowami:
- Chcesz poprawkę? Jak nie to zważaj na swój ton.

- Przepraszam. - nie wiem jakim cudem przeszło mi to przez gardło. Nie wiem jakim trzeba być wariatem żeby zrobić to co on mi zrobił. Westchnęłam dramatycznie i poszłam tam gdzie pokazywał mi ręką. Stanęłam w tym pierdolonym kącie.

Rodzina AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz