Rozdział 9

11 2 8
                                    

- Dobra mamy drabinę, twarz tylko wejść z tym do pokoju. - powiedział, a ja popatrzyłam na niego jak na debila.

- Jak ty zamierzasz to przenieść do mojego pokoju? Nie lepiej drzwiami wyjść? Debil.

- Nie, bo jak wyjdziemy drzwiami to będzie nudno. A przeniosę to ja. - powiedział dumnie, ja pokręciłam głową. Nie mam już do niego sił, zachowuje się jak czteroletnie dziecko. Ale dobra zobaczymy co wymyślił. Podniósł tą drabinę i poszliśmy do mojego pokoju. O dziwo nikogo nie spotkaliśmy, nie wiem jakim cudem. - No i git. Teraz wyjść przez balkon.

- Dokładnie tylko. - odezwałam się sarkastycznie, szczerze to byłam załamana nim i jego pomysłem, ta drabina była za krótka.

- Nie zaczynaj być wredną. O patrz tylko trochę do niej skoczymy i będzie git. Ja pójdę pierwszy. - skinęłam mu głową, bo przynajmniej wtedy mi pomoże. Wyszedł pierwszy, a potem ja. On mnie złapał bo bym się wywaliła. - Sukces!

- Nie drzyj się bo usłyszą.

- A sory, Sukces. - powtórzył ale ciszej. Zrobiło mi się trochę zimno ale to zignorowałam, liczyło się teraz tylko to żeby nikt nas nie przyłapał.

- I co chcesz teraz robić Debilu?

- No nie wiem, może... - niestety nie mógł dokończyć bo ktoś mu przerwał i tym kimś nie byłam ja.

Rodzina AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz