Rozdział 11

15 2 8
                                    

Ja nie wiele myśląc podeszłam do niego i go uderzyłam wątpe, że go to zabolało, ale wiem, że jest wkurwiony. Ja się cofnęłam do tyłu.

- Co to było? - zapytał spokojnie, ale dało się wyczuć, że jeszcze trochę i wybuchnie.

- Nic, poza tym co cię to? - powiedziałam dalej nabuzowana emocjami.

Znowu się do mnie zbliżył, po czym się nachylił i szepnął mi do ucha:
- Pójdziesz teraz do pokoju i poczekasz tam na mnie. Skończyło się Astoria, nie będe tolerował takiego zachowania.

- Dobra. - rzuciłam od niechcenia i poszłam do swojego pokoju. Drabiny już nie było. Postanowiłam włączyć telefon, bo nie wiem ile będe siedziała w pokoju. Jednak moja nie wiedza wyparowała kiedy do pokoju wszedł ojciec. Wysunął sobie krzesło, które stało przy biurku.

Usiadł na nim i się odezwał:
- Czy chcesz jeszcze coś powiedzieć?

- Chyba nie. - powiedziałam, on skinął głową.

- W takim razie, najpierw powiem ci o twojej karze. Domyślasz się co to będzie? - zapytał złowieszczo, bynajmniej tak zabrzmiało. Ja się zastanowiłam po czym zaprzeczyłam głową. Zaczęłam się trochę bać tego co wymyśli. - No dobrze, w takim razie podejdź do mnie.

- Yyy, mogę to wytłumaczyć. - powiedziałam szybko, domyślając się jaka to będzie kara.

- Nie Astoria, miałaś czas. Teraz zapraszam do mnie. - powiedział, kurde nie odpuści. Co tu zrobić??? Nie podejdę do niego.

Rodzina AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz