rozdział 11

1 1 0
                                    

Lucas

Trzy dni później, lekarz wszedł do pokoju i poinformował nas, że Mila jest gotowa, by opuścić szpital. Odetchnąłem z ulgą. Od momentu, kiedy się obudziła, starałem się przy niej być, dbać o każdy szczegół, aby nic jej nie zabrakło. Te dni spędzone obok niej uświadomiły mi, że nie ma już odwrotu, nie zamierzałem pozwolić, by cokolwiek lub ktokolwiek mógł ją zranić. Zdecydowałem, że Mila wróci ze mną do Nowego Jorku, z dala od toksycznych wpływów jej ojca i przeszłości, która ją niszczyła.

W czasie, gdy Mila odpoczywała, poinformowałem capo Włoch, że zamierzam zabrać ją do siebie. Wyjaśniłem, że przebywając przy mnie, będzie bezpieczna, a jedyną okazją, by zobaczyć ją w przyszłości, będzie nasz ślub. Nie zamierzałem znosić żadnych sprzeciwów. Ich szacunek i lojalność były dla mnie niepodważalne, a decyzja była ostateczna. Chcę, żeby wszyscy zrozumieli, że Mila nie jest już nikim do manipulowania, że jej życie i bezpieczeństwo to teraz moja odpowiedzialność.

Kiedy opuszczaliśmy szpital, Mila wydawała się cicha, ale w jej spojrzeniu dostrzegłem coś, czego nie widziałem wcześniej, cień nadziei. Wiedziałem, że po tych wszystkich latach potrzebuje jeszcze czasu, by zrozumieć, że teraz jej życie może wyglądać inaczej.

Pojechaliśmy prosto do jej mieszkania, żeby mogła zabrać najważniejsze rzeczy. Chciałem, by poczuła, że nie odrywam jej od przeszłości na siłę, ale że to ona sama decyduje, co zabierze ze sobą. Gdy weszliśmy do środka, Mila rozejrzała się po swoim mieszkaniu, a ja wykorzystałem chwilę, by powiadomić moich ludzi o tym, co mają spakować i przetransportować do mojej posiadłości. Widziałem, że dla niej to nie jest łatwe, opuszczać to miejsce, które znała, nawet jeśli wiązało się z nim więcej bólu niż szczęścia.

Wtedy do mieszkania wtargnął jej ojciec. Jak można było się spodziewać, zaczął robić problemy, próbując wywołać awanturę.

-Co wy sobie wyobrażacie? - wycedził przez zaciśnięte zęby, rzucając mi gniewne spojrzenie. W jego oczach widziałem całą arogancję człowieka, który nigdy nie brał pod uwagę uczuć innych, a już najmniej uczuć własnej córki.

-A ty, Milo - zwrócił się do niej ostrym tonem - jeśli wyjdziesz stąd teraz, nie masz po co wracać. Już nie będziesz moją córką.

Widziałem, jak Mila kurczy się pod ciężarem jego słów, ale zanim zdążył powiedzieć coś więcej, postawiłem sprawę jasno.

-Dosyć tego - wtrąciłem się, podchodząc bliżej. -Mila podjęła decyzję. I zrobimy, co trzeba, by była bezpieczna i szczęśliwa. Nie zamierzam tolerować twojej kontroli nad jej życiem ani teraz, ani nigdy więcej.

Ojciec Mili zbladł i wściekłość wypaliła się w nim, gdy zobaczył, że jego słowa nie mają na nas wpływu. Chociaż zdawał się jeszcze chwilę zastanawiać nad kolejnym krokiem, w końcu wycofał się, milcząc. Wiedział, że w tej sytuacji jest bezsilny.

Kiedy wszystko było już gotowe, wróciliśmy do samochodu, a potem pojechaliśmy prosto na lotnisko. Mila była wyczerpana, ale w jej spojrzeniu pojawiło się coś, czego nie widziałem wcześniej, lekka ulga. Może dopiero teraz docierało do niej, że wszystko to, co dotąd stanowiło dla niej ciężar, zostaje za nią.

Wsiedliśmy na pokład prywatnego samolotu i ruszyliśmy w stronę domu, do Nowego Jorku, gdzie w końcu miała rozpocząć życie na nowo. To, co najważniejsze, życie, w którym mogła w końcu poczuć się wolna i bezpieczna. Obiecałem sobie, że od tej chwili już nikt nigdy nie będzie jej krzywdził. Razem mieliśmy zbudować przyszłość, w której miała odzyskać siebie i swoje miejsce. W ciszy podróży trzymałem ją za rękę, wiedząc, że właśnie teraz rozpoczyna się nowy rozdział dla niej, dla mnie, dla nas.

Mila

Po przylocie na lotnisko czekała już ochrona Lucasa. Mężczyźni ubrani w ciemne garnitury otoczyli nas i bez słowa, z profesjonalizmem, poprowadzili do czekającego samochodu. Lucas był przy mnie cały czas, nie spuszczał mnie z oczu, trzymając moją dłoń w swojej, jakby ten prosty gest miał zagwarantować mi, że jestem bezpieczna. To było... nowe. Czułam się dziwnie, nieprzyzwyczajona do takiego komfortu i troski, które wydawały się być na wyciągnięcie ręki.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, serce zabiło mi szybciej. Jego dom, choć ogromny i imponujący, miał w sobie coś więcej niż tylko bogactwo. Był... ciepły. Nowoczesny, ale przytulny, bez nadmiernego przepychu, co zaskoczyło mnie na plus. Przez ogromne okna wpadało mnóstwo światła, które oświetlało przestronne wnętrza pełne delikatnych, neutralnych kolorów, które działały na mnie uspokajająco. Miałam wrażenie, jakbym weszła do miejsca, w którym wszystko zostało starannie zaplanowane, aby dom stał się ostoją, a nie tylko przystankiem.

Przeszliśmy przez salon na taras i wtedy zobaczyłam ogród. Był przepiękny. Mnóstwo kolorowych kwiatów, małe drzewka, krzaki, a pośród tego wszystkiego – wygodne miejsca do odpoczynku. Było tam kilka krzeseł i stolików, altanka pokryta bluszczem i ścieżki, które prowadziły do dalszych zakątków ogrodu. Całość wydawała się stworzona tak, by zapraszać do spędzania czasu na świeżym powietrzu, w otoczeniu natury.

Lucas objął mnie ramieniem i wskazał na fragment ogrodu – pustą przestrzeń niedaleko altanki.

– Jeśli kiedyś będziemy mieli dzieci – powiedział cicho, niemal szeptem – ten kawałek ogrodu będzie dla nich.

Zamrugałam, zdziwiona jego słowami. Widzieć tego zimnego, bezwzględnego mafiosa, mówiącego o rodzinie i dzieciach, o planach na przyszłość... to było coś, czego się po nim nie spodziewałam. Jego słowa przesiąknięte były ciepłem i nadzieją, które sprawiły, że poczułam, jak w środku zaczynałam się topić, z wolna otwierając na myśl, że moje życie może wyglądać inaczej niż dotąd.

Spojrzałam na niego, a on, jakby wyczuwając moje myśli, uśmiechnął się lekko i mocniej przytulił mnie do siebie. Nie musiał mówić więcej. W jego oczach widziałam coś, co nagle zaczęło przywracać mi wiarę w to, że może i dla mnie jest miejsce w tym nowym życiu.

Przez chwilę po prostu staliśmy tam w milczeniu, a ja chłonęłam ten nowy świat, który Lucas mi pokazywał. Dotyk jego dłoni na moim ramieniu, ciepło jego ciała przy moim – wszystko to sprawiało, że pierwszy raz od dawna czułam się spokojna. Jakby życie, które tu czekało, naprawdę mogło być inne niż to, co dotąd znałam.

Gdy weszliśmy do środka, Lucas odprowadził mnie na górę, pokazując przestronną, jasną sypialnię z widokiem na ogród. Na komodzie stał wazon z świeżymi kwiatami, a miękka, kremowa pościel aż zapraszała, by się w niej zanurzyć. Zdziwiło mnie, że nawet tutaj, w jego świecie, czułam się mile widziana. Jakbym nie była tylko gościem. Jakbym faktycznie mogła to miejsce nazywać domem.

-Jeśli czegoś potrzebujesz, po prostu mi powiedz, dobrze? - zapytał, uśmiechając się lekko, a w jego oczach było coś, co zmiękczyło moje serce.

Pokiwałam głową, nie ufając sobie na tyle, by mówić. Bałam się, że każde słowo może złamać tę chwilę spokoju, że gdy wypowiem myśli na głos, to wszystko przestanie istnieć. Lucas zdawał się to rozumieć. Jeszcze raz przyciągnął mnie do siebie, delikatnie całując w czubek głowy. Było to dla mnie czymś zaskakująco intymnym, czymś, czego wcześniej nigdy nie doświadczyłam.

-Odpocznij, Mila - powiedział cicho. - Od dziś to miejsce jest tak samo twoje, jak moje.

Kiedy wyszedł, zostałam sama w tej nowej przestrzeni, ale nie czułam już strachu. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam w sufit, czując, że może w końcu jestem tam, gdzie zawsze chciałam być.

Beneath the SurfaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz