epilog

2 1 0
                                    

Minęło dziesięć lat, a nasze życie wciąż było jak bajka, chociaż znacznie bardziej prawdziwa i pełna miłości, niż mogłem sobie wyobrazić. Dom, który kiedyś był tylko miejscem, teraz był symbolem naszego szczęścia, naszej rodziny. Piękny, przytulny, pełen radości, dziecięcych śmiechów i krzyków. Wszystko, o czym marzyliśmy, stało się rzeczywistością.

Nasza piątka dzieci 
Victoria, Rosanna-Mia, Nicolas, Zayden i Venom-Nathaniel
były naszymi największymi skarbami. Każde z nich miało swoje wyjątkowe cechy, swoje talenty i osobowości, ale wszystkie były częścią tej samej historii – naszej historii. Z radością patrzyłem, jak rosną, jak zmieniają się z dnia na dzień, a ja wciąż byłem w pełni zakochany w ich matce, Mili.

Mila, moja żona, była teraz prawniczką, którą wszyscy szanowali i podziwiali. To, że miała taką pracę, znacznie ułatwiało nam życie. Czasem, kiedy mieliśmy jakieś trudności, wystarczyło jedno jej słowo, żeby wszystko nabrało sensu. Była nie tylko moją partnerką, ale i prawdziwą siłą napędową naszej rodziny. Jej praca, jej pasja, a także jej miłość do nas – to wszystko sprawiało, że życie stawało się łatwiejsze.

Kochaliśmy to, co robiliśmy, oboje. Ja, mimo że moje życie związane było z mafią, dbałem o to, by zawsze być tu dla niej i dla naszych dzieci. Byłem ojcem, mężem, i to była moja najważniejsza rola. Nie pozwalałem, by coś stanęło na drodze naszej rodziny. A Mila – ona była tym samym. Dzieliliśmy wspólne życie, wspólne obowiązki, a miłość tylko rosła z dnia na dzień.

Ogród, który kiedyś był zwykłym miejscem relaksu, teraz był pełnym życia placem zabaw. To tam nasze dzieci spędzały godziny, biegając, śmiejąc się, ścigając. To tam, niegdyś wolne miejsce, stało się ich królestwem. Czasami, patrząc na nie, zastanawiałem się, jak to możliwe, że już tyle czasu minęło od momentu, gdy nasza rodzina zaczęła się kształtować. Te chwile były cenniejsze niż jakiekolwiek dobra materialne.

Mieliśmy wokół siebie kochających rodziców, przyjaciół, wujków i ciocie, którzy wciąż byli częścią naszej drogi. Zawsze mogliśmy liczyć na ich wsparcie, na ich miłość. Razem tworzyliśmy coś niezwykłego, coś, co dawało siłę, niezależnie od tego, co działo się na zewnątrz.

Wiedziałem, że mimo przeciwności losu, mimo trudnych chwil, będziemy w stanie poradzić sobie z wszystkim. Bo nasza rodzina, nasza miłość – to była nasza siła. I choć minęło już dziesięć lat, miałem wrażenie, że to dopiero początek naszej wspólnej historii.

Mila spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja widziałem w jej oczach tę samą miłość, którą czułem do niej, gdy po raz pierwszy ją poznałem. Z każdym dniem kochaliśmy się coraz bardziej.

Z każdą chwilą stawaliśmy się silniejsi, a nasza rodzina jeszcze bardziej zjednoczona. Czasami, patrząc na nasze dzieci bawiące się w ogrodzie, nie mogłem uwierzyć, jak bardzo moje życie się zmieniło. Kiedyś byłem człowiekiem, który żył w ciągłym napięciu, niepewności i ryzyku. Teraz, patrząc na dzieci, wiedziałem, że wszystko, co robię, jest dla nich. Zrobiłbym wszystko, by dać im szczęśliwe, bezpieczne życie.

Victoria, nasza pierwsza córka, była już nastolatką. Jej spryt, bystrość umysłu i pewność siebie przypominały mi Milę, a jednocześnie miała coś po mnie – twardość i determinację. Rosanna-Mia, nasza radosna dusza, potrafiła rozjaśnić każdy dzień swoją beztroską i śmiechem. Nicolas, chłopak, który miał połączenie po mnie, a po Mili – jego opanowanie i rozsądek były na poziomie, o jakim mogłem tylko marzyć w jego wieku. Zayden, mój maluch, miał w sobie ogień i energię, która mogła rozpalić cały świat. A Venom-Nathaniel, najmłodszy, już teraz zaskakiwał nas swoją mądrością i spokojem. Każde z naszych dzieci miało w sobie coś wyjątkowego, coś, co sprawiało, że byliśmy dumni na każdym kroku.

Często, wracając do domu po pracy, widziałem Milę, jak bawi się z dziećmi, jak opiekuje się nimi, a jej twarz była pełna radości. Każdy jej uśmiech rozjaśniał całe moje życie. Czasami, siedząc na tarasie, patrzyłem na nią i wiedziałem, że wszystko, co przeżyliśmy, było tego warte. Po wszystkich burzach, które przeszliśmy, po każdym niebezpieczeństwie, po każdym strachu – byliśmy tu. Teraz, szczęśliwi, spełnieni, razem.

-Wiesz, że nasze dzieci są naszymi największymi osiągnięciami, prawda? – powiedziałem pewnego wieczoru, siadając obok Mili na tarasie, patrząc na nie bawiące się w ogrodzie.

-Tak – odpowiedziała z uśmiechem, patrząc na nie z czułością. -One są wszystkim, co kiedykolwiek chciałam. Nasza rodzina jest idealna.

Te słowa, te drobne chwile, pełne miłości, sprawiały, że wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Żadne wyzwanie, żadne trudności, nie były w stanie zniszczyć tego, co razem stworzyliśmy. Bo miłość, którą dzieliliśmy, była silniejsza niż wszystko inne.

-I wiesz, co? – dodała, chwytając moją dłoń. – Dzięki tobie, dzięki tej rodzinie, czuję, że jestem w miejscu, w którym zawsze chciałam być. Kocham cię.

Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją do siebie, patrząc na nasze dzieci, które bawiły się na placu zabaw.

-Ja ciebie też, moja pani Moretti. Zawsze.

Tak, teraz wiem, że nasze życie jest pełne. I choć nigdy nie przewidywałem, że będę żył w taki sposób, czuję, że jest to wszystko, o czym marzyłem – rodzina, miłość, bezpieczeństwo. Bez względu na to, co się wydarzy, my – razem – damy radę.

Nie wierzę, że dotrwaliśmy już do końca. Dziękuje wam za wszystko.

Beneath the SurfaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz