Rozdział 8. Powrót do gry 🌺

100 5 0
                                    

Weszłam do pokoju i od razu podeszłam do szafy. Otworzyłam ją bez wahania, wyciągając czarną walizkę, której obecność czułam niemal instynktownie. Delikatnie postawiłam ją na stole, jakby to była część codziennego rytuału, a nie przygotowanie do czegoś, co mogło zakończyć się nieodwracalnie. Zajęłam się jej zawartością spokojnie, bez pośpiechu, jakbym wykonywała kolejny krok w planie, który w mojej głowie był już od dawna dopracowany do perfekcji.

W środku, w równych odstępach, leżały elementy, które znałam na pamięć. Broń: pistolet, dwa zapasowe magazynki, nóż z antypoślizgową rękojeścią – wszystko idealnie dopasowane do moich potrzeb i doświadczenia. Wzięłam do ręki pistolet, jego metalowa powierzchnia była chłodna, ale znajoma. Sprawdziłam magazynek jednym, pewnym ruchem – wiedziałam, że muszę być gotowa na wszystko. Każdy gest był precyzyjny, naturalny, jakby wykonany w półśnie – po prostu rutyna. Moje ciało działało bez zbędnego namysłu, jakby pamięć mięśniowa przejęła kontrolę nad sytuacją.

Następnie sięgnęłam po inne akcesoria, starannie sprawdzając każdy element. Mały zestaw do otwierania zamków, szarpak, latarka. Wszystko miało swoje miejsce, swoje przeznaczenie. Otworzyłam torbę, dokładnie składając każdy przedmiot, jakby to była część układanki, którą znałam na pamięć. Żaden przedmiot nie był zbędny. Wszystko musiało być w zasięgu ręki, gotowe do użycia w ułamku sekundy.

Po chwili wzięłam nóż, z rękojeścią wyprofilowaną idealnie do mojej dłoni. Jego ciężar był znajomy, koił mnie swoją solidnością. To był ten sam model, który nosiłam przez lata – ostra, niezawodna klinga, która nigdy mnie nie zawiodła. Czułam się z nim jak z przedłużeniem siebie samej, wiedziałam, że mogę na nim polegać w każdej sytuacji.

Zapięłam pas taktyczny, sprawdzając, czy broń leży na swoim miejscu, dobrze ukryta pod luźną kurtką. Wszystko było dopasowane, nic mnie nie ciążyło – każdy element układał się w całość, jak dobrze naoliwiony mechanizm. Byłam gotowa. Całość była nie tylko funkcjonalna, ale też niewidoczna dla innych – przygotowana do użycia w każdej chwili. Czułam się jak w skórze, która doskonale pasowała do mojego ciała – wracałam do czegoś, co było mi bliskie, jak stary, dobrze dopasowany płaszcz, który nie zostawia miejsca na wątpliwości.

Wiedziałam, że nie muszę się nad tym zastanawiać, nie czułam stresu. To był naturalny stan rzeczy, jakby ta rola była mi pisana. Moje ciało znało te ruchy, moje zmysły były wyostrzone. Wszystko w moich gestach mówiło jedno: wracam do gry. Adrenalina wypełniała mnie od środka, ale nie dałam się ponieść emocjom. Nie mogłam sobie pozwolić na żaden błąd. Tu chodziło o mojego brata i przyjaciela, o ich życie. W tej chwili nie było już miejsca na pomyłki – tylko skuteczność, tylko cel.

Wiedziałam, co muszę zrobić. Mój cel był jasny – musiałam dostać się do mieszkania Doriana, gdzie przechowywał materiały obciążające braci Nicholson. Przemierzając miasto, każda minuta stawała się coraz bardziej stresująca. Droga wydawała się dziwnie długa, jakby czas zatrzymał się w miejscu, a przestrzeń wokół mnie zaczęła się zwężać. Z każdą mijaną ulicą czułam narastające poczucie niepokoju, jakby coś wisiało w powietrzu, gotowe, by wybuchnąć. Napięcie rósł w miarę jak zbliżałam się do celu.

Krok za krokiem, szłam przed siebie, czując, że nie mam już odwrotu. Gdy dotarłam do drzwi wejściowych, poczułam dreszcz niepokoju, jakby przestrzeń za nimi była pełna czekających na mnie odpowiedzi, które mogły zmienić wszystko. Zanim zapukałam, spojrzałam na zegarek. Miałam mniej niż godzinę, by znaleźć to, czego potrzebuję, nim Bell wróci do domu. To musiało się udać. Nie było czasu na wątpliwości.

Wiedziałam, że drzwi otworzą się szybko. Klucz, który trzymałam w ręku, nie był czymś, co brałam na lekko. Dorian ufał mi. Zawsze. Teraz czułam się, jakbym wkraczała do obcego miejsca, nawet jeśli każde wspomnienie związane z tym mieszkaniem było moim osobistym częścią. Zdecydowanym ruchem wprowadziłam kod i wprowadziłam się do środka. Cisza, która panowała w korytarzu, wydawała się ciężka, wręcz namacalna. Powietrze wokół mnie było gęste od tajemnic, które mogły ujrzeć światło dzienne w każdej chwili.

DEVILSHER | TOM I | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz