Rozdział 10. Powrót i wyjasnienia 🌺

85 4 0
                                    

Gdy wybiegliśmy na zewnątrz, zimne nocne powietrze uderzyło mnie z pełną mocą, jakby chciało przebić się przez moją skórę i przeniknąć aż do kości. Zatrzymałam się na chwilę, próbując złapać oddech, czując jak każdy wdech staje się coraz trudniejszy, jakby powietrze samej nocy było wrogiem. W tym czasie Lely, nie tracąc ani chwili, rozejrzał się czujnie dookoła, bacznie wypatrując ewentualnego zagrożenia. Cisza, która nas otaczała, była niemal namacalna – złudna, przerażająca, jakby cała natura wstrzymała oddech, czekając na nasz kolejny ruch.

– Chodź, nie możemy się tu zatrzymać – syknął, łapiąc mnie za rękę, by poprowadzić w stronę gęstego zagajnika za domem.

Pędziliśmy przez ciemność, przemieszczając się prawie w ciszy. Kroki były niemal niesłyszalne, zagłuszone szelestem liści pod stopami oraz bitem naszych serc, które biły tak głośno, że wydawało się, iż mogą je usłyszeć wszyscy wokół. Moje myśli były jak mgliste strzępy wspomnień, nie potrafiłam ich poukładać, ale jedno wiedziałam na pewno – ta noc zmieni wszystko. Każdy krok, każdy oddech, każda najmniejsza decyzja kryła w sobie tajemnicę, której rozwiązanie stawało się celem, do którego dążyliśmy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Wiedziałam, że jeśli się zatrzymamy, jeśli choć na moment pozwolimy sobie na odpoczynek, przeszłość dogoni nas z całą swoją bezlitośnią mocą, przypominając o wszystkim, od czego tak usilnie staraliśmy się uciec. To była nasza walka o przyszłość, o to, by choć na chwilę uwolnić się od cieni, które nieustannie nas prześladowały.

Droga powrotna do domu ciągnęła się w nieznośnym milczeniu, które zdawało się krzyczeć głośniej niż jakiekolwiek słowa. Szliśmy w ciszy, otuleni mrokiem nocy, jedynie od czasu do czasu przerywaną szelestem liści pod stopami i echem naszych kroków, które, mimo swojej ciężkości, niosły nadzieję, że wciąż mamy kontrolę nad tym, co się dzieje. Nasze ciała były wyczerpane, a umysły pełne wrażeń i zmęczenia, ale wiedzieliśmy, że to jeszcze nie czas na odpoczynek. Musieliśmy wrócić. To był dopiero początek.

Lely szedł obok mnie, zachowując czujność, jakby nie chciał, by chwila spokoju zdominowała nasze myśli. A ja? Ja starałam się uporządkować chaos, który wciąż panował w mojej głowie. Każdy zakręt, każda ciemna uliczka przypominały mi o niebezpieczeństwie, które czyhało tuż za rogiem – o tym, co jeszcze chwilę temu czaiło się za naszymi plecami.

Wreszcie dotarliśmy do domu. Ulga, która mnie ogarnęła, mieszała się z napięciem, które nie opuszczało mnie ani na moment. Stara, drewniana fasada wydawała się teraz bardziej przyjazna, jakby dom sam chciał nas przywitać, ukoić po wszystkim, co przeszliśmy. Wymieniliśmy krótkie spojrzenie – jedno, w którym wyczytałam tę samą ulgę, którą czułam w sercu. Ale wiedzieliśmy oboje, że powrót do domu nie oznacza końca naszej historii. Wręcz przeciwnie – miałam dziwne przeczucie, że to dopiero początek tego, co miało się wydarzyć.

Lely od razu ruszył w stronę swojego domu, nie odwracając się już. Byłam pewna, że nie spotkamy się ponownie szybko – przynajmniej nie w najbliższym czasie. Gdy tylko zniknął mi z oczu, opadłam na podłogę, opierając się o drzwi, wykończona dniem, który zdawał się trwać wieczność. Przez chwilę czułam, jak moje ciało, choć zmęczone, odpuszcza napięcie, jakby mogło wreszcie znaleźć chwilę spokoju.

Nie dane mi było jednak długo odpoczywać. W przejściu do salonu nagle stanął ktoś. Wysoki mężczyzna o ciemnych blond włosach i przenikliwych piwnych oczach. Gabriel Nicholson. Jego obecność była równie zaskakująca, co niepokojąca, a w moim sercu pojawiła się niepokojąca myśl, że nic, co się wydarzy, nie jest przypadkowe.

– Lizzy – jego głos rozbrzmiał niskim tonem, a każde wypowiedziane słowo zdawało się brzmieć jak echo, pełne władzy i niezachwianej pewności, jakby chciał podkreślić swoją dominującą obecność w tym pokoju.

DEVILSHER | TOM I | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz