Rozdział 6

11.5K 780 29
                                    


- Sophie, Clary chodźcie wychodzimy!

Z dołu dochodziły krzyki podekscytowanej nowym rokiem szkolnym Liz. Już od poprzedniego wieczora trajkotała bez przerwy o tym jak bardzo nie może się doczekać chwili dla siebie. Odrobinę to eskalowała. Jej dzieci raczej już potrafiły się zając sobą. W teorii.

Przez okres jaki się tu znajdowałam, dostrzegłam, że Ace sprawia spore problemy. Nie takie których sama bym w przeszłości nie sprawiała, ale dla przeciętnego rodzica był to gwóźdź do trumny. Potrafił w środku tygodnia wrócić pijany albo w ogóle nie wracać na noc. Hammfordowie często też nie mogli się z nim skontaktować przez co krzątali się późnymi porami po salonie.

Wiedziałam o tym tylko dlatego, że do mojego pokoju dochodziły krzyki matki na syna. Jego wymówką była zawsze to, że jest pełnoletni i może robić co chce.

Jakaś wymówka to była. Słaba bo słaba ale nie podejrzewałam go o coś lepszego. Nie żeby miało to znaczenie. Ostatecznie był od nich zależny.

Podczach tych sytuacji nauczyłam się przewidywać reakcje rodziców na wybryki ich syna. Badałam granice ich tolerancji. Oczywiście zamierzałam utrzymywać obietnicę względem Macy, jednak wolałam mieć świadomość po jakim gruncie stąpam. Jakich ewentualnych konsekwencji powinnam się spodziewać. Póki co moje wnioski były jednoznaczne. Zarówno Andrew jak i Liz, nie byli ani odrobinę surowi. Po prostu chyba nie umieli. Już sam krzyk i reprymendy sprawiały im trudności a Ace wybuchał na nie śmiechem i trzaskaniem drzwiami.

Właściwie nie kontrolowali syna.

Starając się trzymać stres na wodzy, podniosłam czarny, szmaciany plecak, wsadzając tam ostatnie książki. Dzisiaj był mój pierwszy dzień w nowej szkole, rozpoczęcie roku. Nie żeby było to dla mnie jakąś nowością. Sama zmiana szkół w mojej historii często następowała. Nigdy za bardzo nie protestowałam. Nie zależało mi aby pozostawać w jednym miejscu. Z moją przeszłością często łaknęłam resetu. Co za to było nowe tym razem, to to że była to szkoła prywatna. Taka, do której chodzą dzieci polityków, milionerów i gwiazd. Z całą pewnością miało to być nowe doświadczenie. Nie byłam przekonana co do tego czy bardziej stresuję się otoczką tego miejsca czy tym, że jest to ta sama szkoła do której chodził Ace. Jakże duże było mojej zaskoczenie, gdy rano Clary przyniosła mi mundurek, składający się z szarej spódnicy sięgającej aż do kolana i prostej marynarki w tym samym kolorze z małym godłem na piersi. Dziewczyna poinformowała mnie, że koszula pod marynarkę może być w obojętnie jakim kolorze byle był on stonowany, a do całego zestawu przyniosła mi okropne czarne czółenka. Dawno nie widziałam tak brzydkich butów. Całe szczęście nie musiałam zastanawiać się co do nich dobrać.

Zachichotała widząc mój niesmak. Po narzuceniu na siebie wszystkiego, byłam przekonana, że w niczym jeszcze nie wyglądałam tak źle a do tego to cholerstwo było strasznie nie wygodne.

Wyjątkowo jak nigdy miałam nadzieję, że nie tylko ja będę nowym uczniem.

Zanim opuściłam pomieszczenie wyprostowała się przed lustrem, dając sobie chwile na zatrzymanie się i wzięcie trzech głębokich wdechów.

Moim planem od samego początku było trzymanie się na uboczu a przede wszystkim nie wchodzenie w konflikty. Nie dla siebie, dla Macy.

Tak więc z takim założeniem zbiegłam ze schodów. Kobieta czekała już przy drzwiach niecierpliwe spoglądając na zegarek.

- Clary, Sophie spóźnimy się!

- Już jestem. – Wydyszałam prezentując się przed Liz.

- Och, świetnie. – Zlustrowała mnie od góry do dołu. – Pięknie wyglądasz.

PAST (ZOSTANIE WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz