Rozdział 4

176 18 1
                                    

Budzik obudził mnie, jak zwykle, o 6:30. Nie podnosiłam się z łóżka przez dobre 10 minut. Myślałam. Myślałam o tym, co mnie dzisiaj czeka. Czy klasa mnie zaakceptuje? Czy będę tematem plotek? Czy znajdzie się ktoś normalny, z kim będzie można porozmawiać? Egh.. Zbyt dużo pytań, za mało czasu. Po chwili do pokoju weszła Lola.

-Czas wstawać panienko -uśmiechnęła się i jednym ruchem zerwała ze mnie pościel, którą kurczowo się opatulałam. Diabeł wcielony z rana, mówiłam.

-Pani Lolu, musze? Proooszeeeee -zrobiłam maślane oczka- Porozmawia Pani z rodzicami. Pani mogą pisłuchać...

- Nie ma mowy, dziecino. Zgadzam się z Twoimi rodzicami. Powinnaś wyjść do ludzi, poznać nowych kolegów, koleżanki...

-Oj już dobrze, wstaję! - powiedziałam, może troche zbyt agresywnie, bo kobieta zmarszczyła lekko brwi i wyszła z pokoju.

Podniosłam się z łóżka, wzięłam z garderoby czyste ubrania i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Po skończonej czynności pomalowałam się a włosy wyprostowałam, a następnie lekko pofalowałam. Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wyszłam z łazienki.

Kiedy wróciłam do pokoju chwyciłam jedną z większych torebek, jakie miałam i wpakowałam do niej książki i zeszyty, jakie były mi potrzebne, mały piórnik na długopisy oraz na koniec telefon i słuchawki. Nie ma mowy, że wytrzymam cały dzień bez słuchania muzyki. Jest ona jednym z moich największych uzależnień. Słucham jej dosłownie wszędzie.

Chwyciłam torbę, która, jak się okazało, była cięższa niż mi się wcześniej wydawało, i zeszłam na dół, gdzie wszyscy jedli już śniadanie.

-No nareszcie księżniczka się obudziła - powiedział Jeremy z tym swoim krzywym uśmieszkiem.

-Jak widać. Co jest na śniadanie?

-Croissanty z dżemem lub nutellą, są dwa rodzaje. Odłóż tę torebkę i zajadaj - powiedziała Lola, a ja ochoczo spełniłam jej polecenie. Croissanty to coś, za co dałabym się pokroić.

-Więc... Przygotowana do szkoły? - gdy to słowo wyleciało z ust mojego taty, mimowolnie się wzdrygnęłam.

-Tak, mam wszystko. Czy ja naprawdę muszę tam iść? -zaczęłam płaczliwym tonem, mając nadzieję, że jednak zmienią zdanie.

-Tak, miałam wrażenie, że już to ustaliliśmy. -odpowiedziała mama.

-Tak a propo, jest 7:30, więc jakbyś była taka miła i pośpjeszyła się trochę bo za chwilę musze jechać. -wtrącił Jeremy. Takie mini sprzeczki były na porządku dziennym.

Zjadłam szybko swoje croissanty, kilka zapakowałam to małego pudełka konserwującego żywność, żebym mogła je zjeść w porze lunchu. Pożegnaliśmy się z rodzicami i poszliśmy do czarnego porshe tego głupka, który wymienia samochód co miesiąc. Kiedy już siedziałam na fotelu, wyjęłam telefon oraz słuchawki i jedną z nich włożyłam do ucha, następnie puściłam sobie muzykę. Droga zajęła nam niecałe 15 minut.

******

Podjechaliśmy pod spory budynek z cegły. Co ja gadam, ogromny! Miał cztery "części" z tego, co zdążyłam zauważyć. Może jest ich więcej. Zgubię się tu, ja to wiem. To aż dziwne, że nie wiedziałam, gdzie mój brat chodzi do szkoły... Jeremy zaparkował w centrum, równie dużego, parkingu, co mi wcale nie pomagało. Braciszek wysiadł z auta więc zrobiłam to samo. Koło maski samochodu stało kilku kolesi, zapewne "kumple" Jer. Nie chcąc zbytnio przeszkadzać w ich wymianie zdań, lekko szturchnęłam go w ramię, na co spojrzał na mnie.

-Jeremy, jest tu jakiś sekretariat, żebym mogła zapytać o mapke szkoły? -zapytałam.

-Wchodzisz tym głównym wejściem -wskazał palcem na kilkudrzwiowe wejście- i tam praktycznie naprzeciwko na drzwiach wisi tabliczka z napisem "Sekretariat". Dasz rade sama?

-Mam nadzieję - powiedziałam i przytuliłam się lekko do brata.

-Hey, Zogg, twoja nowa laska? - zapytał jeden z nich. Miał blond włosy, niebieskie oczy a jego ręce zdobiły tatuaże. Masa tatuaży. Miał tunel w jednym uchu i kolczyk w wardze oraz w brwi.

Jeremy, z resztą ja też, roześmiał się głośno i pokręcił przecząco głową.

-Kijem bym jej nie tknął - uśmiechnął się krzywo - To moja siostrzyczka. Maluch jest pierwszy dzień w szkole. - podniósł rękę i poczochrał mi włosy. Nienawidziłam, kiedy to robił. Szybko poprawiłam fryzurę.

-Ejjj tylko nie maluch! Mam 162 cm wzrostu, okej? -powiedziałam lekko zdenerwowanym tonem, na co Jer i cale towarzystwo się roześmiało. Sama lekko się uśmiechnęłam. - Ok pójdę już...

-Odprowadzę cię - powiedział zachrypnięty głos. Spojrzałam w stronę jego właściciela i... Zaniemówiłam, lekko mówiąc.


_______

Przeczytałeś = zostaw ⭐lub komentarz ❤ To bardzo motywuje mnie do pisania kolejnych rozdziałów

Money || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz