Rozdział 2

80 12 3
                                    

    Przez chwile lekko mnie zamurowało. Ale zaraz przypomniałem sobie, że mam do czynienia z wariatem, więc nie można go brać na poważnie.

-Uznajmy, że ci nawet wierzę. Umarłem i zmartwychwstałem, bo muszę uratować ten świat od zagłady, prawda? – starałem się mówić jak najspokojniej, ale nie mogłem powstrzymać wyraźnej nutki kpiny w moim głosie.

-No bez przesady, aż tak ważny nie jesteś. Ale skoro tą wstrząsającą wiadomość mamy już za sobą, to pora, żebyś poznał resztę!

O nie. Debili jest więcej.

-Powiedzmy, że zgodzę się z tobą gdzieś pójść, jeśli przedstawisz mi racjonalny dowód. Wiesz, mama kazała mi nie ufać ludziom, którzy twierdzą, że nie żyję. – Zacząłem szukać delikatnego sposobu wymiksowania się z tej sytuacji, a mój kolega dalej cieszy się jak głupi.

-Chcesz dowodu, to masz dowód! Widzisz tego motocyklistę w rogu? Idź tam i napluj mu do kawy. Zobaczysz, nawet cię nie zauważy.

- No pewnie. A potem prosta droga na ostry dyżur z połamanymi żebrami! Próbujesz mnie wrobić, żebym pobił się z tamtym kolesiem. Jak żeś taki mądry, to sam idź.

I ku mojemu zaskoczeniu, Allan powoli podniósł się z miejsca i jakby nigdy nic skierował do mężczyzny w drugim kącie pomieszczenia. Typ w skórzanej kurtce prezentował się jak klasyczny przykład członka dużego gangu motocyklowego. Wiecie, ogolona głowa, brak szyi i zanikające brwi. Trzeba być idiotom, żeby zadzierać z kimś takim. A jako, że mój „kolega" z zespołu poszukiwaczy umarlaków jest skończonym idiotom, zaraz znalazł się przy stoliku tego typa. Allan zatrzymał się, spojrzał na mnie przez ramię, żeby upewnić się, że obserwuję całe wydarzenie, po czym jakby nigdy nic napluł motocykliście do kawy i roześmiał się jak kretyn. Drgnąłem, czekając aż tamten połamie mu żebra samą siłą umysłu, ale o dziwo nic takiego się nie stało. Więcej, mężczyzna zdawał się w ogóle nie patrzeć na Allana stojącego zaledwie kilka centymetrów od niego. Kretyn śmiejąc się dalej wrócił do naszego stolika. Lekko zaszokowany jeszcze raz analizowałem całą sytuację w umyśle. Nie ma mowy, oni muszą być w zmowie. To jakaś ukryta kamera?

- Nie wierzę ci. – powiedziałem po prostu.

-Jezu, człowieku, dałbyś już spokój. Wskoczę na stolik i krzyknę, że jestem terrorystą, jak chcesz. I zobaczysz, nic się nie wydarzy.

Jak powiedział tak zrobił. I faktycznie, nikt nawet na niego nie spojrzał. To niemożliwe, żeby namówił całą kawiarnię to udziału w jakimś żarcie. Czyli mówi prawdę. Zamurowało mnie, po raz kolejny już tego dnia.

- No to jak, dasz się przedstawić reszcie prawie-martwych? Mamy dla ciebie zadanie, więc miło by było, gdybyś jednak zdecydował się współpracować. Wstawaj, nie ma co tracić czasu. Idziemy do kwatery.

Zdołałem tylko kiwnąć głową. Oboje opuściliśmy lokal. Będąc już na ulicy zorientowałem się, że nie jestem w swoim mieście. Nie mogłem rozpoznać żadnej z mijanych przez nas ulic. Genialnie. Czyli podsumowywując: znalazłem się martwy, w obcym mieście, bez kasy ani nawet mieszkania, a jedyna osoba, która może mi pomóc to murzyn z irytującą aparycją. Genialnie. No, ale chociaż padać przestało.

Kill me. Again.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz