Przed całą naszą trójką malował się obraz typowej placówki edukacyjnej. To znaczy, przed naszą dwójką, ściśle mówiąc, bo Lisa jakby uparła się, by w tej chwili z nienawiścią wpatrywać się w chodnik. Zaskoczyło mnie, że naprawdę tu przyszła. Po jej porannym zachowaniu wnioskowałem, że będzie się raczej przez cały dzień szlajać po jakiś bardziej obskurnych dzielnicach z grupą znajomych-degeneratów. Na szczęście się myliłem. Weszliśmy do obrzydliwie szarego budynku wypełnionego po brzegi młodzieżą. Większość stała pod ścianami i głośno rozmawiała. Przekleństwa lały się strumieniami. Wszyscy wyglądali na znudzonych bądź poirytowanych. Ta atmosfera zaczęła mi się powoli udzielać. Czułem, że z każdą minutą gromadzi się we mnie coraz więcej agresji. Nathan widocznie to zauważył, bo po chwili przystanął i położył mi rękę na ramieniu.
- Jest jedna rzecz, której możesz nie wiedzieć. Teraz tak jakby nie masz ciała. Sama dusza, rozumiesz? Normalnie otaczające cię emocje przechodziły przez coś w rodzaju filtra, który stanowiły zmysły. Teraz wszystko oddziałuje na ciebie dużo mocniej. Odbierasz całym sobą. Szkoła to jedno wielkie skupisko negatywnej energii, więc nie zdziw się, że za chwilę doświadczysz nieprawdopodobnej wręcz huśtawki nastrojów. To jak czują się ludzie w twoim otoczeniu wpływa na ciebie bardziej, niż potrafisz sobie wyobrazić. Ale nie przejmuj się, za jakiś czas nauczysz się nad tym wszystkim panować.
Faktycznie, czułem się jak gąbka. Uczucia otaczających mnie ludzi zderzały się z moimi i przesiąkały je, tylko po to, by po chili odlecieć niezauważenie zostawiając jedynie posmak. To był pierwszy raz, od czasu śmierci, kiedy znalazłem się w takim tłumie. Pragnąłem jednocześnie wyjść i zostać, odciąć się i chłonąć coraz więcej. Zakręciło mi się w głowie. Nigdy nie brałem narkotyków, ale myślę, że efekt byłby podobny.
Byłem wdzięczny losowi, kiedy dotarliśmy do klasy. Tam sytuacja nieco się uspokoiła. Kiedy nauczycielka zamknęła za sobą drzwi poczułem się dużo pewniej. Całą lekcję siedziałem na ławce w ostatnim rzędzie, tuż za Lisą, ale prawdę mówiąc, równie dobrze mogłoby mnie tam nie być. Przez całą godzinę nie wydarzyło się absolutnie nic. To była chyba biologia, bo profesorka gadała coś o budowie komórek u ssaków. Albo u gadów. Wszystko mi jedno. W skrócie, nasłuchałem się długich i mądrych słów, podczas gdy młoda najwidoczniej nie miała zamiaru podejmować żadnych aktywności samobójczych. Dopiero kiedy zadzwonił dzwonek zdałem sobie sprawę, że swobodnie cały czas mogłem rozmawiać z Nathanem. Nikt mnie nie słyszał ani nie widział. Rany, ale fajne uczucie. Aż zacząłem współczuć tym wszystkim uczniom. Szkoda, że nigdy tego nie doświadczą. Dam głowę, że większość z nich dałaby się poćwiartować, żeby tylko na kilka godzin zupełnie zniknąć. Nagle dotarł do mnie ogrom możliwości, związany z byciem niewidzialnym. Ja oczywiście nie mogłem zrobić nic ponad wyznaczone zadanie, ale gdybym był zwykłym uczniem spróbowałbym na przykład odegrać się na swoich wrogach. Nie jakoś okrutnie, ale z polotem. Żeby nie wyrządzić im żadnych trwałych szkód, tylko się zabawić. Zaraz, stop! Rany, to przecież okropne. Dobrze, że jako uczeń nigdy nie stałem się niewidzialny. Nie wykorzystałbym tej mocy w pożyteczny sposób, jestem pewien. Takie umiejętności powinny być zarezerwowane tylko dla prawdziwych aniołków. Takich co boją się zabić muchę, bo jeszcze, nie daj boże do piekła za to pójdą. A ja? Zwykły dzieciak, który jak dostanie w ręce nóż do masła, zaszlachtuje wszystkich dookoła, a w akcie uzewnętrzniania swoich wyrzutów sumienia popełni nim harakiri. Allan mówił coś o zostaniu geniuszem. Że niby ja? Gość, co nie umie krzyżówki rozwiązać? Bóg chyba coś pomieszał z tym moim życiem pośmiertnym, bo jeśli jest ono zarezerwowane tylko dla „wybitnych" umarlaków, to jestem tu bardzo nie na miejscu. Swoją drogą, dziwne, że nie pamiętam żadnych konkretnych wydarzeń z mojego życia, ale doskonale przypominam sobie detale dotyczące mnie samego. Mnie z dawnego życia. Jak na przykład moja przeciętna inteligencja. Albo to, że nieźle śpiewam. Nie mam za grosz orientacji w terenie. Nie lubię ostrego jedzenia. Dobrze zapamiętuję liczby. Świetnie kłamię. Nie ma szans, żebym zauważył to wszystko w ciągu tych dwóch dni od kiedy umarłem, więc muszą to być moje wspomnienia z tamtego świata. Czyli jednak nie o wszystkim zapomniałem! Co prawda nie trzeba być Einsteinem, żeby zauważyć logiczne powiązanie: w głowie zostały mi same ogólniki, nie związane bezpośrednio z pojedynczymi sytuacjami lub osobami. Tylko moje własne cechy. Zawsze to lepsze niż nic. Serio, fatalnie jest istnieć jako ktoś zupełnie anonimowy.
CZYTASZ
Kill me. Again.
FantasyNie każdy może przeżyć własną śmierć. Ale przy pewnych okolicznościach sprzyjających, jest szansa, że jeszcze kiedyś się obudzisz. Mniej lub bardziej żywy, ale zawsze. Tylko co potem? Na szczęście i o tym ktoś pomyślał, szykując dla niedoszłych tru...