Szliśmy już dobry kwadrans. Zastanawiałem się, jakim cudem Nathan nie jest jeszcze zmęczony, skoro musi poruszać się non stop przy pomocy kul, ale wolałem omijać myślami ten temat. Ciągle jeszcze przechodziły mnie lekkie dreszcze. Jednak kiedy cisza zaczęła się robić krępująca, a we mnie nie było już ani śladu dawnej złości, spróbowałem nawiązać rozmowę.
-Emm... Nathan? Od kiedy ty właściwie jesteś martwy?
To brzmiało źle. Bardzo źle. Wypaliłem pierwsze, co przyszło mi do głowy! Pytanie wyszło nie dość, że tandetnie to jeszcze do tego wścibsko. Profilaktycznie spojrzałem na chodnik, na wypadek gdyby zechciał spiorunować mnie za to wzrokiem. Ale on tylko się zaśmiał. Ale nie jakoś wrednie, czy coś. Po prostu: krótki, urwany śmiech. Ten szczegół spowodował, że znacznie się rozluźniłem.
-Nie pamiętam dokładnie. Trzy miesiące? Cztery? Myślę, że coś koło tego. Czas tutaj okropnie się rozciąga. Może dlatego, że ciągle robimy to samo. Z resztą, sam zobaczysz. Za tydzień zacznie ci się wydawać, że minął już rok, a za rok, że minął tydzień. Polecam nie liczyć. – mówiąc to popadał w coraz większą melancholię. Po części potrafiłem go zrozumieć. Wszyscy jesteśmy teraz skazani na wieczne ganianie za żywymi jeszcze dzieciakami i przyglądanie się, jak mija im najbardziej ekscytujący czas w życiu. Jak podejmują kolejne wybory. A my wyboru już nie mamy. Rany, totalnie to frustrujące, jakby się nad tym głębiej zastanowić. Zaczynam czuć się jak dorosły, który zdecydował się na jakiś beznadziejny zawód, bo wszyscy mówili, że „dobrze na tym zarobi", a koniec końców utknął robiąc dzień w dzień coś, czego nigdy robić nie chciał. Problem polegał na tym, że ja nawet nie podjąłem tej złej decyzji. Moją winą była tylko przedwczesna śmierć. Im bardziej zagłębiałem się w ten temat, tym bardziej zdołowany byłem.
-Masz ty w ogóle jakieś wspomnienia?- zapytał po chwili milczenia Nathan.
-Nie. – nie miałem siły konstruować jakiejś dłuższej wypowiedzi. To wszystko zaczęło się już robić zbyt przygnębiające. Nathan jednak wyglądał na rozczarowanego.
-Może to nawet lepiej. – westchnął – Ja niestety pamiętam prawie wszystko. Tęsknię za tym czasem.
Rany. On to miał przechlapane. Już wolę zaczynać od zera, niż przez wieczność wspominać to co już było. Do tego musi pamiętać własną śmierć. Nie powiem, korciło mnie, żeby zapytać jakie to uczucie: umierać. Ale byłoby to mocno niedyskretne z mojej strony, rozdrapywać w ten sposób stare rany.
-Miałem kiedyś przyjaciela. Świetny gość, naprawdę, dogadalibyście się. – kontynuował –Generalnie, był jedyną osobą, która chciała ze mną gadać. Normalnie ludzie uznają mnie za uciążliwego. No, raczej nie jest wygodnie jest zadawać się z gościem, który nie potrafi normalnie wejść po schodach. – w tym momencie spojrzał na swoje kule i uśmiechnął się, jakby przepraszająco. –Kiedyś razem wyszliśmy na miasto. To było zaraz po egzaminach semestralnych. Zaliczyliśmy naprawdę dobrze, chcieliśmy to jakoś uczcić. Miałem zaczekać na przystanku, kiedy on poszedł kupić nam bilety w kiosku za rogiem. Na moje nieszczęście, akurat wtedy musieli zjawić się jacyś goście z mojej szkoły, którzy najwyraźniej mieli do mnie jakąś głęboką urazę. Z resztą, sam wiesz, jest taki gatunek ludzi, który ma urazę do wszystkich i wszystkiego. No więc zaczęli mnie wyzywać i tak dalej, ale ja, jako swego rodzaju weteran takich sytuacji, nie zwracałem na nich uwagi. No i to właśnie wkurzyło ich jeszcze bardziej. Jeden, wysoki i łysy, z nosem złamanym chyba ze trzy razy zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Upadłem. Na tory. Prosto pod tramwaj.
Cała ta historia wbiła mnie w ziemię. Jezu, umrzeć z takiego powodu?! W jednej chwili opanowało mnie uczucie skończonej bezsilności. Byłem potwornie wściekły na tamtych chłopaków, ale i tak wiedziałem, że w obecnej sytuacji nic nie mogę im zrobić. Będę się modlił, żeby poszli do piekła. Przysięgam. Chociaż pewnie i tak Bóg mnie nie wysłucha.
Wiedziałem, że kultura wymaga jakiejś odpowiedzi, ale naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Nie często słyszy się sprawozdania z czyjejś śmierci, nie? Westchnąłem tylko długo i przeciągle. Chyba wystarczyło, bo Nathan odezwał się znowu:
-To wszystko musi brzmieć okropnie, ale wierz mi, umieranie nie jest takie straszne. Moja śmierć najbardziej przypominała zimny prysznic. Tylko taki od środka. Wiesz, takie uczucie, kiedy nagle każda cząstka twojego ciała zaczyna drżeć pod wpływem zimna, ale mimo wszystko ten chłód sprawia ci przyjemność. Jakbyś był z siebie dumny, że potrafisz go wytrzymać. Wiem, że nie u wszystkich wygląda to tak samo. Rachel opowiadała mi kiedyś, że ją z kolei wszystko zaczęło łaskotać. Zabawne, nie? To prawie jakby umarła ze śmiechu.
Zdziwiło mnie, że mówiąc o tak poważnych rzeczach, rzeczywiście wyglądał na rozbawionego. Nie był jednym z tych, co non stop rozpaczają nad swoim losem. Rany, co za szczęście, że to z nim będę realizował pierwsze w życiu zlecenie.
________________
Ta historia powoli zaczyna mnie irytować. Mam wrażenie, że coś idzie w bardzo złym kierunku, chociaż fabuła i tak jest już do końca ułożona. No nic, zobaczymy jak to będzie. Informuję tylko, że zaczynam pracę nad czymś nowym. Mam nadzieję, że będzie to coś na zupełnie innym poziomie. Już wiem, czego brakuje w moim stylu i postaram się to poprawić właśnie przy pracy nad nową historią. Obiecuję opublikować ja, kiedy stworzę przynajmniej połowę. Trzymajcie kciuki, bo to będzie wyzwanie. :)
Buziaki Kochani, do następnego!
CZYTASZ
Kill me. Again.
FantasyNie każdy może przeżyć własną śmierć. Ale przy pewnych okolicznościach sprzyjających, jest szansa, że jeszcze kiedyś się obudzisz. Mniej lub bardziej żywy, ale zawsze. Tylko co potem? Na szczęście i o tym ktoś pomyślał, szykując dla niedoszłych tru...