To, co chlubnie nazwano „Kwaterą" okazało się w rzeczywistości dwupokojowym mieszkaniem w zachodniej dzielnicy. Widać, że blok w którym się mieściło nie jedno już przeżył. Choć mimo to bardziej niż „zabytkowy i urokliwy" pasowało do niego określenie „stary i obskurny". Samo mieszkanie było małe i brzydkie jak noc listopadowa, ale czyste i zadbane.
Zanim tu dotarliśmy, Allan zdążył przedstawić mi w skrócie ostatnie wydarzenia. Wychodzi na to, że piętnaście godzin temu utopiłem się w Muskrat Lake w Kanadzie, choć osobiście, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w ogóle w Kanadzie był. Szczerze mówiąc, nic nie pamiętam. Nie wiem, gdzie wcześniej mieszkałem, co robiłem, słowem zapomniałem wszystko poza tym, że nazywam się Scott i mam 18 lat. W sumie powinno mi to wystarczyć. Przecież wszystko, co robiłem dotąd zostało przekreślone przez moją śmierć. Mam tylko nadzieję, że przez te 18 lat dobrze się bawiłem. W kwestii mojej przyszłości, to jeśli wierzyć Allanowi, zaraz poznam pozostałych siedmiu prawie martwych z tego miasta. Ten głupek nie uparcie nie chce zdradzić mi nazwy metropolii w której się znajdujemy, najwyraźniej czerpiąc przyjemność z trzymania mnie w niepewności. Żartowniś się znalazł! Staram się nie denerwować, w końcu jest na razie jedyną osobą, która wie co się tu dzieje. Ale wróćmy do „Kwatery", bo właśnie tu zaprowadził mnie ten przygłup. Mieszkanie było ciasne, pełne zabytkowych mebli i obrazków kotów na ścianach. Typowe lokum samotnej emerytki. Nawet się nie myliłem! W wielkim, bujanym fotelu w kącie siedziała babcia, na oko siedemdziesięcioletnia. Ubrana była w blado różową, wytartą od zbyt długiego użytkowania koszulę na guziki. Na kolana położony miała wełniany koc, który zakrywał jej nogi aż do kostek. Na nosie kobiety znajdowały się grube jak denka od słoików okulary w drucianych oprawkach. Staruszka kiwała się w fotelu, tak że nie byłem pewien, czy śpi, czy obserwuję wszystko dookoła.
-Scott, poznaj Panią Larrison. Ta urocza kobieta udostępnia nam swoje mieszkanie, jako miejsce spotkań całej grupy.
Wspomniana Pani Larrison nie wstała z fotela, w celu powitania gościa, a jedynie skinęła mu głową i wyciągnęła rękę. Grzecznie ująłem jej dłoń i ucałowałem. Pokiwała głową ponownie, jakby z aprobatą.
- Usiądźcie chłopcy. – rzekła skrzekliwym głosem –Zaraz powinna zjawić się reszta.
I faktycznie, tylko to powiedziała, a rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę. – Pani Larrison powiedziała to nie spuszczając wzroku ze mnie. Jej spojrzenie, rzucane spod ściągniętych brwi powoli przewiercało mi duszę. O ile jakąś jeszcze miałem. Trzeba później zapytać o to Allana.
Tym czasem w drzwiach pojawiła się młoda dziewczyna. Miałem wrażenie, że gdzieś ją już widziałem. Jej, długie włosy pofarbowane na czerwono majaczyły mi gdzieś w pamięci. Choć równie dobrze mogłem się mylić. Wiele dziewczyn farbuje teraz włosy na taki kolor. Mimo wszystko same rysy jej twarzy nie dawały mi spokoju. Było w nich coś aroganckiego, ale przede wszystkim delikatnego. Duże, ciemne oczy, skryte za szkłami okularów patrzyły wokół wyzywająco i zadziornie. Usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu, który dodawał twarzy dziewczyny specyficznego uroku. Nazywała się Gwen. Nie wiem skąd to wiedziałem, ale nie miałem wątpliwości.
-Dzień dobry. – zwróciła się w pierwszej chwili do staruszki, wypowiadając to proste pozdrowienie z szacunkiem, który ni jak nie pasował do jej wyglądu. Pani Larrison natomiast ograniczyła się do obrzucenia jej pogardliwym spojrzeniem i kiwnięcia głową. Ewidentnie nie lubiła nowoprzybyłej.
-Hej Gwen, poznaj naszego nowego rekruta! –zwrócił się do niej Allan. Zamrugałem zaskoczony trafnością mojego osądu. Niewiarygodne, że naprawdę zgadłem jak ma na imię z taką łatwością!
- Cześć Scott.
Dobra, czy oni tu wszyscy z miejsca wiedzą jak się nazywam? Właściwie, skoro mi tak łatwo przychodzi ta cała gra w zgadywanie, to chyba należy twierdzić, że wszyscy martwi mają tę umiejętność we krwi. Co za bezużyteczna moc. Moglibyśmy chociaż dostać czytanie w myślach albo zmienianie kształtu. Ale nie! Znajmy imiona wszystkich dookoła, bo to na pewno się przyda! No trudno, nie będzie jak na filmach. Trzeba się zadowolić obecnym stanem rzeczy.
CZYTASZ
Kill me. Again.
FantasyNie każdy może przeżyć własną śmierć. Ale przy pewnych okolicznościach sprzyjających, jest szansa, że jeszcze kiedyś się obudzisz. Mniej lub bardziej żywy, ale zawsze. Tylko co potem? Na szczęście i o tym ktoś pomyślał, szykując dla niedoszłych tru...