Rozdział 6

54 6 2
                                    

    Nie wiem, co jeszcze działo się owego wieczoru. Jedyne, co pamiętałem, budząc się rano na obrzydliwie zielonej kanapie w mieszkaniu staruszki, to podekscytowanie, przechodzące jak prąd po mojej skórze, a potem już tylko zmęczenie ilością zmian jaka nastąpiła w moim, co prawda skończonym już życiu.

Pierwszym co zobaczyłem po przebudzeniu była roześmiana twarz Nathana, siedzącego na brzegu sofy.

- Wstawaj śpiąca królewno, mamy zadanie.

Jego głos był ciepły i przyjazny. Bez ociągania wstałem z kanapy i zorientowałem się, że spędziłem noc w ubraniach. W zasadzie nie miałem nic na przebranie.

-Tym się nie przejmuj. – powiedział Nathan, zauważywszy moje zmieszanie –Martwym ciuch się nie brudzą.

Dopiero teraz zauważyłem, że on także miał na sobie te same czarne spodnie z odciętą w połowie nogawką i jasną koszulkę. Kiwnąłem tylko głową. Następnie oboje wstaliśmy i poszliśmy do kuchni. Nathan może trochę niezdarnie, ale starałem się o tym nie myśleć. Natomiast jego twarz nie dawała mi spokoju. Było w niej coś znajomego, coś co sprawiało, że nie mogłem się skupić.

W kuchni czekały na nas kanapki przygotowane przez panią Larrison. Swoją drogą, gdzie ta kobieta się podziała? Sam fakt, że odczuwałem głód mijał się z moją wizją życia pośmiertnego, ale już wczoraj zauważyłem, że rzeczywistość może nie raz mocno zaskoczyć, więc dałem sobie spokój z kwestionowaniem jej. Najspokojniej usiadłem przy stole i zabrałem się za jedzenie śniadanie. Nathan dotrzymał mi towarzystwa.

-Więc... - odezwałem się, by przerwać przedłużającą się ciszę – Czym się dziś zajmiemy?

-Przydzielili nas do jakiejś piętnastolatki. Nazywa się Lisa Harperphil. Będziemy się nią zajmować przez tydzień, potem powinna dostać Anioła na pełny etat. Powinniśmy się pospieszyć. Za dwadzieścia minut dziewczyna się obudzi, a wtedy nie powinna już być sama.

-Jasne. – powiedziałem kiwając głową i wpychając sobie do ust resztę mojego śniadania. Byłem podekscytowany. Z jednej strony nie mogłem się już doczekać pierwszego dnia bycia „zastępcą Anioła", z drugie jednak nie byłem w stanie pozbyć się uczucia podenerwowania na myśl o odpowiedzialności spoczywającej na moich barkach. Obecność Nathana uspokajała i rozpraszała jednocześnie.

Podczas gdy analizowałem swoje położenie zdążyliśmy wydostać się z mieszkania. Mój towarzysz zamknął je starannie na klucz i włożył go pod wycieraczkę. Ten dobrze znany gest sprawił, że uleciało ze mnie niemal całe napięcie. W jednej chwili wszystko wydało się bardziej zwyczajne, jakby świat zwolnił, dając mi odetchnąć po zawrotnym tempie ostatnich godzin. Jednak nie wszystko się zmieniło. Jeśli ludzie dalej zostawiają klucze pod wycieraczką, to jest nadzieja.

Zjechaliśmy na parter małą, złowieszczo trzeszczącą windą, prawdopodobnie równie starą co kamienica. Po wyjściu skierowaliśmy swoje kroki na pustą o tej porze ulicę. Nathan wydawał się znać drogę, więc nie pozostało mi nic innego, jak grzecznie dać się zaprowadzić. Szliśmy w ciszy. Ale nie była to cisza z gatunku tych, które robią powietrze gęstszym do tego stopnia, że po chwili nie da się nim oddychać i człowiek czuje palącą potrzebę powiedzenia czegokolwiek. My po prostu szliśmy obserwując się wzajemnie bez potrzeby marnowania słów. Orzeźwiający spacerek trwał zaledwie dziesięć minut. W tym czasie dałem się tak ponieść fantazjom o moim pierwszym poważnym zadaniu, że niemal nie zauważyłem kamienicy, która wyrosła jakby spod ziemi. Na zewnątrz nie różniła się niemal niczym od tej, w której mieszkała pani Larrison. W zasadzie w tej dzielnicy wszystkie budynki były równie brudne i pozbawione koloru.

- Gotowy? – zapytał Nathan nieco teatralnie.

Roześmiałem się tylko i otworzyłem ciężkie, żelazne drzwi.

__________________

Nigdy nie sądziłam, że pisanie tego opowiadania zaprowadzi mnie do artykułu na Wikipedii na temat historii wind. Życie jednak może człowieka zaskoczyć.


Kill me. Again.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz