Rozdział 4

65 10 2
                                    

    Ledwo zdążyłem przywitać się z nową koleżanką, drzwi otworzyły się i wpadła grupa pięciu osób. W mieszkaniu momentalnie zrobiło się ciasno. Wszyscy po kolei podeszli mnie przywitać. Jak się okazuje, w całej tej sekcie umarlaków znajduje się na chwilę obecną tylko jedna dziewczyna nie licząc Gwen. Na imię jej Rachel i jest raczej niepozorna, acz, nie powiem, urocza. Poza tym mamy tu takie osobistości jak Phillip, goth, którego jedyną wadą jest zbyt duża ilość kolczyków na twarzy, Andrew, piegowaty, lekko wystraszony kujon, wyglądający jakby jedynym jego pragnieniem była ponowna śmierć, oraz para bliźniaków- Simon i Jackson. Po prostu przeuroczo. Czyli razem jest nas ósemka, nie licząc staruszki.

- No dobra, a gdzie Nathan? – rzuciła z rozdrażnieniem Gwen, kiedy już wszyscy jakimś cudem znaleźli sobie kawałek miejsca do siedzenia.

- Miał przecież przyjść z tobą. – oparł któryś z bliźniaków. Stawiam, że to był Simon, ale tym razem już nie jestem pewien.

W jednej chwili atmosfera zrobiła się gęstsza. Phillip wyjaśnił mi, że bez Nathana nie możemy zacząć, co oznacza mniej więcej tyle, że dopóki chłopak nie przyjdzie, nie dowiem się o co chodzi w tym zgromadzeniu nieletnich truposzy. Kiwnąłem tylko głową. Jedyne co mogłem w tej sytuacji zrobi, to siedzieć spokojnie i czekać, podczas gdy Gwen i jeden z bliźniaków przerzucali się wzajemnie odpowiedzialnością za nieobecność kolegi. Bardzo chciałbym powiedzieć, że siedząc tak dostrzegłem w mieszkaniu coś zastanawiającego. Ale niestety. Nic. Było zupełnie zwyczajne, jeśli nie liczyć ponadprzeciętnej kolekcji zdjęć kotów na ścianie naprzeciwko i gryząco zielonej kanapy, tak brzydkiej, że musiał ją kupić ktoś ślepy i pozbawiony zmysłu powonienia. Ostatecznie oddałem się kontemplacji plam na dywanie. To prawie jak obserwowanie chmur, nie?

Nie mogę powiedzieć, że czekaliśmy szczególnie długo aż drzwi ponownie się otworzyły. Ale dla mnie i tak zbyt długo, bo jak powszechnie wiadomo, nie znoszę czekania. Jednak widok chłopaka, który pojawił się w progu zrekompensował mi te męki. Była to z pewnością najciekawsza persona w całej dopiero co poznanej przeze mnie grupie. Nathan. Był średniego wzrostu i poruszał się o kulach. Cholera, jak mógł poruszać się inaczej, skoro brakowało mu części lewej nogi, dokładnie od kolana w dół! W pierwszej chwili przeszły mnie dreszcze. Jeszcze bardzie pożałowałem, że zamiast zgadywania swoich imion, nie dostaliśmy na przykład umiejętności latania. Przydałaby się mu. Ucięta w połowie nogawka czarnych spodni prezentowała się żałośnie. Lecz mimo wszystko jej właściciel nie wyglądał na typ osoby, która użala się nad sobą.

- Przepraszam za spóźnienie. – powiedział, uśmiechając się przepraszająco. Wszedł do zatłoczonego już pokoju i zajął miejsce na kanapie, chwilę temu udostępnione mu przez Gwen, w której oczach widziałam odrobinę poczucia winy, za to, że nie dopilnowała, by chłopak zjawił się na czas. Dziewczyna usiadła obok mnie, ale ledwo to zauważyłem, wciąż pochłonięty obserwowaniem nowoprzybyłego. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że skądś go znam. Rany, że też musiałem zapomnieć wszystko sprzed mojej śmierci. Ale ta twarz, teraz delikatnie uśmiechnięta, nie dawała mi spokoju.

- Skoro zebraliśmy się już wszyscy, pora oficjalnie rozpocząć dzisiejsze spotkanie. – zaczął Allan, pełniący najwyraźniej rolę lidera naszego zgromadzenia –Pragnę jeszcze raz powitać w imieniu wszystkich Scotta, naszego nowego rekruta.

Z trudem powstrzymywałem wybuch śmiechu. Cała ta scena przypominała coś pomiędzy początkiem teleturnieju, a wręczaniem orderów dla weteranów wojennych. Spoważniałem jednak, widząc, że oczy wszystkich skierowane są na moją skromną osobę. Niepewny, czy powinienem się odzywać, skinąłem tylko głową. Chyba wystarczyło, by zadowolić zgromadzonych.

- Za cztery minuty minie dokładnie siedemnaście godzin od śmierci Scotta – kontynuował Allan –Ale zanim stanie się pełnoprawnym członkiem naszej grupy, musi przejść proces wtajemniczenia. Czy jesteś gotów wysłuchać testamentu, który napisał Ci Bóg?

Ponownie skinąłem głową. W powietrzu czuć było podniosłą atmosferę wydarzenia. Nie rozglądałem się już po pokoju, chłonąc jak gąbka każde słowo.

Kill me. Again.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz