Tego dnia razem z Panią Różą grałyśmy w szachy. Znalazłyśmy je tutaj- w starej bibliotece. Otaczały nas regały zakurzonych książek i zamkniętych gablotek. Smoczyca komicznie próbowała przestawić swój pionek. Śmiałam się przy każdym jej ruchu. Przetestowała już szturchanie go nosem (osmarkała wtedy całą planszę), capanie pazurem (plansza składała się potem z dwóch części) oraz potrącanie skrzydłem, co skończyło się latającymi po pokoju pionkami. Ustaliłyśmy, że to ja będę poruszać jej figurami, dla których ona wskaże miejsca. Naburmuszyła się, gdy zdała sobie sprawę, że przegrywa. Byłam mistrzynią szachów -stanowiły moją ulubioną rozrywkę. Już na początku gry obmyślałam 1000 planów, jak wygrać.
Nagle Pani Róża zastygła w bezruchu.
-Ktoś idzie. - mruknęła. Szybkim ruchem wyleciała przez okno. Rzuciłam się biegiem do schodów. Skakałam po kilka stopni pnąc się po nich na szczyt wieży, aż rozbolały mnie nóżki. Wpadłam do mojego pokoju. Straciwszy orientację rozejrzałam się. Pod oknem, jak zawsze, stała magiczna kula. Przyklękłam i zdjęłam z niej jedwab. Natychmiast rozżarzyła się kolorami tęczy. Zdyszana poprosiłam, żeby pokazała mi wejście do zamku.
Wyświetliła się niewielka postać, trzymająca kucyka za uzdę. Chłopiec był chudy i nie założył nawet zbroi. Miał smukłą, brzydką buzię i rozczochrane włosy. Jednak to nie było ważne. Ważny był tylko kolor jakim lśnił się w kuli. Chłopiec lśnił złotem.
Wychyliłam się przez okno i krzyknęłam do smoczycy uczepionej ściany wieży.
-Pani Różo, Pani Różo! Ten chłopiec jest złoty! To może być TEN chłopiec! Zróbmy mu pierwszy test!
Zerknęła na mnie i odleciała w jego kierunku.
Zanim zdążył ją zauważyć, schowała się za murami zamku. Zionęła ogniem w jego stronę (oczywiście nie prosto w niego, przecież nie chciałyśmy go upiec), żeby sprawdzić czy się wystraszy. To był pierwszy test. Patrzyłam w napięciu.
Stał jak słup soli. "Co teraz zrobi? Przejdzie test? Czy tylko ucieknie?" -martwiłam się. Po chwili pisnął cieniutko i puszczając kucyka, zwiał jak mysz w las. Aż kurzyło się za nim na drodze.
Posmutniałam. To mógł być on. Popatrzyłam na las, do którego uciekł. Chciałam pójść tam za nim, pobawić się wśród drzew, nazbierać jagód, rozganiać gołębie.
Po chwili przyleciała z powrotem Pani Róża. Szepnęłam:
-To mógł być on... Przecież był złoty... Dlaczego to nie był on? A co jeśli odpowiedni nigdy nie przyjdzie? Dlaczego muszę czekać na głupiego księcia z bajki!? - wrzasnęłam - Ja chcę stąd wyjść! Nie chcę tu siedzieć! Nie chcę! Nie chcę! ...Nie chcę!... Nie chcę... -płakałam głośno.
Smoczyca weszła przez okno i zawinęła się w kłębek wokół mnie jak wąż.
-Ja... Ja chcę do domu... do rodziców. Gdzie są mama i tata? - łzy ciekły mi po buzi -Zła czarownica! ... Ja chcę się bawić z Alą i z Moniką! Ja chcę do domu...
Chlipałam coraz ciszej, kładąc się na łuskowatym ogonie Pani Róży. Dopiero kiedy się uspokoiłam powiedziała:
-Spokojnie malutka. Jeszcze znajdziemy naszego bohatera.
-Nie chcę bohatera. - oburzyłam się - chcę sama się wydostać.
-Oj, księżniczko. Dobrze wiesz, że same nie damy rady.-powiedziała- Mówiłaś, że ten chłopiec miał jaki kolor?
-Złoty- bąknęłam. - To powinien być on.
Po chwili dodałam - Może przesadziłyśmy? Może powinnyśmy dać mu drugą szansę?

CZYTASZ
Złoty Chłopiec
FantasySiedziałam spokojnie na łóżku, wpatrując się w okienko. Patrzyłam przez to okno i nic. Nic, a nic. Tylko obłoki sunące po błękitnym niebie. Nagle zobaczyłam czerwony róg pojawiający się w oknie. Coraz większy... Wielgaśna, przerażająca głowa smoka...