Podskakiwałam z radości idąc w stronę ostatniej próby.
-To on! Mówiłam, mówiłam!! Widziała Pani? Przeszedł i test inteligencji, i dobroci! To on! To on!
Smoczyca nie uśmiechnęła się.
-Nie wiesz czy to on. Na razie oblał dwie próby i zdał dwie. Została mu jedna. Wiesz jaka.
Spochmurniałam. Ostatnia próba była prosta, była tak naprawdę powtórzeniem pierwszej, tylko w trochę zmienionej wersji. Chłopiec zaraz zejdzie do biblioteki, a tam pokaże mu się Pani Róża. Test uznałybyśmy za zaliczony, jeśli chłopiec by nie uciekł, ani nie zaatakował.
-Może mu to odpuścimy? - zapytałam.
-Księżniczko, już odpuściłyśmy mu dwie, nie przesadzajmy. Poza tym nawet jeśli ucieknie, to pójdziesz za nim, jak cię zobaczy to się dogadacie.
-Dogadamy czyli co? Powinnam się w nim zakochać, a nie z nim porozmawiać.
-A jesteś w nim zakochana?
-Ni-nie wiem.
Doszłyśmy do biblioteki. Pobiegłyśmy za róg i tam się schowałyśmy.
W tym czasie chłopiec zdążył już zanieść "ranną" wróżkę do lasu i właśnie tu szedł. Czekałyśmy tylko kilka minut zanim się pojawił.
Był sam. Ziółko pewnie została w lesie. Wyglądał na karykaturalnie małego otwierając ogromne drzwi. Niepewnie wszedł do środka.
W tym momencie zza rogu wypełzła smoczyca. Błyszczącymi oczami wpatrywała się w chłopca. Wyprostowała dumnie długą szyję prawie dotykając sufitu.
Chłopiec nie poruszył się. Myślałam, ze zapadł w ten stan odrętwienia, który ogarnia nas, kiedy jesteśmy przerażeni. Byłam pewna, że zaraz ucieknie. Ale czekała mnie niespodzianka: złoty chłopiec nabrał powietrza, rozłożył ręce w pojednawczym geście i (nadal drżącym, ale pewnym) głosem powiedział:
-N-nie chcę walczyć. Chcę tylko urat... znaczy znaleźć księżniczkę.
Pani Róża przekrzywiła zdziwiona głowę, po czym przyjęła swoją normalną pozycję. Uśmiechnęła się (miałam nadzieję, że chłopiec nie potraktuje tego jako grymas).
Powoli wyszłam i stanęłam przed smoczycą. Chłopiec popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy jak okropnie wyglądałam, uświadomił mi to dopiero po latach, kiedy opowiadał tą historię ze swojej perspektywy. Miałam potargane, nierówno obcięte włosy. Byłam cała brudna, razem z podartą sukienką i starymi bucikami. Wyglądałam jak obdartuska, nie jak księżniczka.
-Ty jesteś księżniczką Laurą? -zapytał
-A kim innym miałabym być? - odpowiedziałam zirytowana - A ty? Kim jesteś?
- Nazywam się Merli, znaczy Merlin. Ja... ym... miałem cię ... uratować?
Wciągnęłam szybko powietrze. Spojrzałam na Panią Różę, potem znowu na Merli'ego. Pobiegłam jak najszybciej do wyjścia.
-Hej! Gdzie biegniesz?! - krzyknął
-Chodź!
Biegłam najszybciej jak tylko potrafiłam. Nie nadążał za mną, ale miałam to gdzieś. Ważne było tylko jedno- "Udało się?"
Wypadłam z zamku jak błyskawica i pognałam do bramy. W niej zatrzymałam się gwałtownie. Odwróciłam się. Daleko za mną stał złoty Chłopiec dysząc ciężko, a obok niego lądowała właśnie Pani Róża. Kiwnęła głową.
Popatrzyłam w stronę lasu, poza bramę. Zacisnęłam usta. Wyciągnęłam powoli rękę.
I... dotknęłam bariery. Podniosłam drugą rękę i uderzyłam w przeszkodę. Nic. Twarda jak szkło. Łzy spływały mi po policzkach.
-Miało się udać... Czemu ona tu ciągle jest!- krzyknęłam i zaczęłam płakać.

CZYTASZ
Złoty Chłopiec
FantasySiedziałam spokojnie na łóżku, wpatrując się w okienko. Patrzyłam przez to okno i nic. Nic, a nic. Tylko obłoki sunące po błękitnym niebie. Nagle zobaczyłam czerwony róg pojawiający się w oknie. Coraz większy... Wielgaśna, przerażająca głowa smoka...