Kilka godzin później schodziłam po kamiennych schodach. Zamek od dawna był zaniedbywany. Słyszałam chrzęst chwastów pod stopami. Kamienie budujące ostatnie stopnie zostały rozsadzone przez korzenie starej olchy, więc przeskoczyłam je zgrabnie. Ruiny murków, które pewnie kiedyś stanowiły ozdobę tego miejsca teraz pokrywał mech.
Doszłam do miejsca, gdzie las wdarł się do zamku. Wspięłam się po ruinach na pochyły dach i dalej skradałam się po nim. Byłam teraz na wysokości koron drzew, więc złapałam się dębowej gałęzi i po niej dostałam na półeczkę, którą kiedyś tu zbudowałam. Czekałam długo.
W świetle mrugających gwiazd zobaczyłam kolorowe światełka, na które czekałam. Usłyszałam ciche dzwoneczki. Kiedy znalazły się pode mną zeskoczyłam z gałęzi lądując między nimi.
-Czekajcie! Potrzebuję waszej pomocy! - krzyknęłam za odlatującymi wróżkami. Nagle znów zostałam sama w ciemnym lesie. - Proszę, pomóżcie mi!
Cisza.
-Jest szansa, że dzięki temu pozbędziecie się mnie stąd... - szepnęłam.
Wyjrzały zza liści krzewów. Najpierw pojawiły się małe świecące główki, potem sukieneczki i skrzydła jak u ważek. Kiedy leciały niechętnie w moją stronę, znowu rozległ się dźwięk dzwonków.
Opowiedziałam im o Złotym Chłopcu.
-Jednak razem z Panią Różą sądzimy, że to mógł być ON. Wiecie, że nie możemy stąd wyjść, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Przekonajcie go, żeby tu wrócił.
Zielona wróżka- najbardziej odważna, którą nazwałam Ziółkiem- podniosła brwi. Oczywiste było, że wróżki nie potrafiły mówić.
-No, nie wiem... może pokażcie mu zamek, albo zabierzcie mu czapkę, może będzie was gonił.
Ziółko oparła ręce o biodra.
-No racja, tchórz z niego, może się was przestraszyć. Hm... Podejdźcie do niego pokojowo. Pokażcie mu, że jesteście miłe... albo chociaż poudawajcie miłe... i wskażcie na zamek. Oj! Coś wymyślicie!
Ziółko popatrzyła po swoich koleżankach i kiwnęła głową. Odpowiedziałam uśmiechem. Odleciały.
Odetchnęłam z ulgą. Spotkania z wróżkami zawsze były stresujące, a już tym bardziej z Ziółkiem. Te małe stworzonka potrafiły być naprawdę złośliwe. Kiedyś zaczęły mnie obrzucać jagodami, gałązkami i zielem, póki nie wyglądałam jak fioletowe Yeti. Innym razem uznały za stosowny żart nasłać na mnie skrzata uzbrojonego w kasztany. Miałam potem mnóstwo siniaków na całym ciele.
Wspięłam się z powrotem na dąb i popatrzyłam w głąb lasu. "Mam nadzieję, że go znajdą." - pomyślałam.
Po stromym dachu wróciłam do głównej sali zamku. Tam czepiając się firanki zjechałam do podłogi. Nucąc kołysankę wzięłam do ręki pochodnię i podpaliłam ją zapałkami.
Włóczyłam się po zamku przez całą noc. Poszłam do biblioteki i grałam sama ze sobą w szachy. Ruszyłam się białą królową. Obróciłam całą planszę i zastanowiłam się jaki ruch powinnam wykonać jako czarna. Szybko się domyśliłam, bo przecież znałam plan "przeciwnika". Poruszyłam czarnym gońcem.
-To bez sensu.- mruknęłam ze złością. Jak miałam grać sama ze sobą?
Żałowałam, że nie było tu Pani Róży, ale smoczyca co noc wylatywała z zamku na kolację. Nie wiedziałam dokładniej co jadła, ale chyba nie chciałam wiedzieć. Zazdrościłam Pani Róży - mogła wychodzić z zamku każdej nocy. Powiedziała mi kiedyś, że tak jak ja czuję barierę, która trzyma mnie tu w środku, tak ona ją czuje, kiedy odleci za daleko.
Potem poszłam do mojego pokoju, ale nie mogłam spać. Chciałam znów zobaczyć złotego chłopca.
Już zdążyłam się zdenerwować, że Ziółko i inne wróżki nie spełniły swojego zadania, kiedy przyleciała smoczyca. Jak zwykle uspokoiła mnie kojącymi słowami. Śmierdziało jej z paszczy, ale nie powiedziałam tego na głos. Razem poszłyśmy spać.

CZYTASZ
Złoty Chłopiec
FantasySiedziałam spokojnie na łóżku, wpatrując się w okienko. Patrzyłam przez to okno i nic. Nic, a nic. Tylko obłoki sunące po błękitnym niebie. Nagle zobaczyłam czerwony róg pojawiający się w oknie. Coraz większy... Wielgaśna, przerażająca głowa smoka...