Rozdział V Porwanie

123 8 2
                                    

Minęły dwa następne dni, a uczucia w Eragonie nie uległy zmianie ani trochę. Wręcz przeciwnie. Skoro jest bardzo źle, jakim cudem może być

jeszcze gorzej ? Zastanawiał się. Najwyraźniej mogło. Saphira wspierała go jak mogła, odwracając jego uwagę kiedy tylko była. W pewnym

momencie jego rozmyślania przerwały słowa Murtagha.

- Możesz powtórzyć ? - spytał roztargnionym głosem. - Byłem zamyślony.

- Mówiłem, że chyba, ktoś nas śledzi. Tak jak wtedy w nocy, ale zbagatelizowałeś to.

Eragon niedbale wzruszył ramionami. - A mi się wydaje, że wtedy to byli Raz'zakowie, podczas gdy teraz...

Urwał w połowie zdania, gdy dało się słyszeć głośne wycie dobiegające zza drzew. Zaraz po tym zabrzmiał dźwięk rogu, jakby ktoś właśnie

oznajmiał całemu światu, że zostali znalezieni.

- Musimy uciekać.

Jeździec kiwnął głową, chowając szybko prowiant do juków i kiedy drugi chłopak zrobił to samo obaj wyszli z kryjówki. Ledwie postąpili dwa

kroki, a otoczyły ich urgale. Kiedy zamachnął się mieczem, trafiając jednego w głowę padł, by już nigdy nie wstać, ale wówczas zorientował

się, że to zasadzka. Z oddali nadchodziły następne i było ich coraz więcej. Następny skierował się w jego stronę i również oberwał, tym razem

prosto w serce. Kolejne dwa zbliżyły się, drugi z nich był uzbrojony w duży żelazną pałkę. Z pierwszym poradził sobie w kilka sekund, ale

wtedy ten większy zaskoczył go unosząc swoją broń, tak, że trafił go w głowę. Eragon zatoczył się do tyłu i natychmiast upadł na ziemię.

- Eragonie! - krzyknął Murtagh. Saphira nie zdążyła zareagować, bo brunet jak najszybciej umiał, wspiął się po jej nodze, dosiadając jej i już po

chwili byli w powietrzu. - Uratuję cię!

- Nie dasz rady, uciekaj idioto!

Ostatni krzyk zabrał mu za dużo energii i powoli osunął się w ciemność.

*******

*Perspektywa Murtagha*

Co ja najlepszego zrobiłem ? Miał rację, jestem idiotą, ale właśnie dlatego, że nie zawróciłem. Wznosiliśmy się wraz z Saphirą coraz wyżej, po to

by nas nie zauważyli, że ich śledzimy. Jeden z potworów niósł blondyna jakby ten nie ważył więcej niż piórko. Ale co ja się dziwiłem. Przecież

posiadają nadludzką siłę, więc równie dobrze mógłby taszczyć młodszego ze swoich pobratymców. Jeśli mu coś zrobią... Potrząsnąłem głową

próbując odgonić te myśli. To nie pomagało w podążaniu za celem ani trochę. Jak dobrze, że jestem teraz z jego smoczycą, przeszło mi przez

głowę i uśmiechnąłem się cierpko. Nienawidziłem siebie, kiedy nie umiałem ochronić kogoś dla mnie ważnego. Widocznie za szybko

przyzwyczaiłem się do myśli, że tym razem będzie inaczej. Zakładając, że kierują się do Gil'eadu mieliśmy przynajmniej z głowy

To tylko przyjaźńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz