Przyszłam na trening z czerwonymi pełnymi łez oczami.
Zapytał czy jest dobrze, na co odpowiedziałam 'nie'.Zapytał czy to przez niego płaczę. Potwierdziłam jego hipoteze.
Powiedział tylko że mu przykro i odszedł, tak jak to robi zawsze. Nigdy nie zostaje... ODCHODZI.
Ale ten trening był inny... Trzymał się od niej z daleka. Tak jakby nagle się zraził. On inaczej okazuje uczucia... nie zbliżając się do niej pokazał że nie chce abym była smutna.
To chyba znaczyło że jednak się mną przejmuje. A co myślicie wy aniołki? Kłamał gdy mówił że jestem dla niego nikim, czy to było zwykłe współczucie? Pomożecie mi go rozgryźć? Liczę na waszą pomoc. :(